diabel

#116. Drugie urodziny bloga

No i stało się! Blog skończył dwa latka! (jeszcze pół i będzie sięgał głową ponad stół)

Dokładnie dwa lata temu pojawił się na tym blogu pierwszy wpis (który możecie przeczytać tutaj). Zakładając bloga szukałem sobie zajęcia, aby zabić trochę czasu i powalczyć z nadmiarem negatywnego myślenia. Ale przede wszystkim chciałem się dzielić tym, co lubię, a gry są moją pasją. Cieszę się, że blog nie umarł, że nie poddałem się swoim słabościom i dalej trwam w pisaniu. To działa terapeutycznie. I wyrabia regularność!

Rok temu napisałem, że chciałbym napisać kolejną urodzinową notkę i oto stało się: mamy kolejny rok życia Diabła, połówki (dlaczego z małej litery?) i Smoczyńskiego. Nauczyłem się tego, że jeśli masz odwagę złapać swoje życie za fraki, to napisze ci ono najpiękniejszy, choć niekiedy szalenie męczący scenariusz. Szarpię się z losem do upadłego i przeżywam moją własną historię najlepiej jak umiem. Nie będę bohaterem z gry, nie zbawię świata, ale przynajmniej nie będę się nudził. Może i czasem na to pomarudzę, ale koniec końców przeżywam przygody, które zostaną w mojej pamięci na zawsze – chociażby poprzez wpisy na tym blogu.

Pisząc, że nie będę bohaterem popełniam mały błąd. Na swój sposób jestem bohaterem tego bloga – postacią, która występuje tutaj jak w opowiadaniu. Z taką różnicą, że istnieję też poza liniami tekstu, jestem prawdziwy, można mnie dotknąć (aczkolwiek proszę tego nie robić). Razem ze mną bohaterami są połowka (znowu z małej!) i Smoczyński. We trójkę patrzymy na świat z naszej perspektywy – bez nich nie miałym tyle motywacji, aby cieszyć się chwilą i pisać o tym. Dziękuję Wam, moje pyszczki, za życie pełne wrażeń!

Podziękować też muszę wszystkim czytelnikom bloga, a także moim najaktywniejszym komentującym: Anoia’i, Celtowi oraz Nisi, którzy od samego początku zostawiają tutaj ślad po sobie! Dziękuję Wam bardzo mocno!

Wierzę, że te dwa lata to dopiero początek mojego pamiętnika. W sercu czuję dziwną siłę, aby pisać i dobrze się przy tym bawić!

To teraz zostaje starać się, aby dotrwać trzeciego roku… 😉 No i może zacząć pisać Połówka (z wielkiej litery), bo to w końcu też osoba… 😉

A na sam koniec: urodzinowe ciasto w garnku! 😉

IMG_20160723_142057
Skład: rodzynki, galaretka, reszta ciasta 😉

Mefisto

#116. Drugie urodziny bloga Read More »

001. Mały diabeł

W sumie to sporo myślałem, jak zacząć ten dział o mnie. W końcu jestem twórcą tego bloga, raczej dobrze byłoby coś napisać, przybliżyć jakoś moją osobę. Szczerze mówiąc pisanie o samym sobie jest trudną sztuką, bo dochodzi się do momentu, w którym zaczynasz rozmyślać, jak bardzo siebie samego znasz.

Moja pierwsza myśl jest taka, że jestem po prostu nadwyczajnie zwyczajny. Mam głowę, dwie nogi i dwie ręce, żadnych mutacji, czy supermocy. Po prostu taki przeciętny ja. Jedyne, co mnie wyróżnia to fakt, że wzrostu to mi ktoś poskąpił i generalnie rzecz biorąc nie docieram w miejsca, w które inni ludzie są w stanie (jak na przykład górna półka w kuchni).

Badając dalej moją anatomię, odkrywam, że mam dwie ręce i aż dziecięc palców. Palce te są dosyć giętkie i zwinne, zdatne do tworzenia i psucia (zdecydowanie psucia), dodatkowo są w stanie boleśnie wejść między żebra bądź szczypać (jakże przydatna funkcja). Nie powiem, że przydatne są w sztuce pisania, czy rysowania, raczej niezbędne do grania w gry, korzystne w przewracaniu kartek w książek, chociaż to da się robić nosem w ekstremalnych sytuacjach. Dłonie dają mi wiele możliwości. Mogę rozładować nimi stres rysując cokolwiek, co mi do głowy przyjdzie, czy włączając Saints Row i tymi samymi palcami wydawać rozkazy mojej postaci szerzyć chaos i zniszczenie (chociaż to i tak delikatny termin przy tej grze). Mogę też pogłaskać zwierza i czuć pod pakcami miękkie futerko.

Dzięki dłoniom narysowałem wiele pięknych bądź niepięknych rzeczy, tworzyłem komiksy, które swego czasu cieszyły ludzi swoją fabułą (bo kreskę miałem wtedy fatalną). Wciąż rysuję, ale już mniej i tak bardziej dla siebie. I chyba najbardziej lubię tworzyć szkice, których nigdy nie dokończę.

wolfy

Idąc dalej, mam dwie uparte nogi, które lubią chodzić. I chodzą z byle powodu, byleby chodzić. Jak gdyby ich motto to “iść i nie zatrzymywać się”. Dzięki nim docieram w miejsca, w które nie dotarłbym, gdyby nie potrzeba chodzenia.

Przedłużeniem nóg traktowałbym samochód, który zabiera mnie w miejsca, gdzie nogi nie mają już siły iść.

Dzięki samochodowi, tam, gdzie docieram, spotykam ciekawskie stworzenia, które uczą mnie nowej definicji piękna i spokoju. Jedno zwierzę podejdzie do mnie obwąchać mi dłoń i spojrzy się na mnie jak na najlepszego przyjaciela, inne będzie patrzeć się z daleka, zastanawiając się w swojej futrzanej głowie kim jestem i skąd pochodzę. Inne uciekną na mój widok, obawiając się konfrontacji ze mną. Bo w końcu czego się mają po mnie spodziewać, skoro przychodzę znikąd i oczekuję, że będę mile widzianym gościem?

Koniec końców nawet i z takim idzie się zaprzyjaźnić. Wystarczy tylko garnek cierpliwości i wzajemnego zaufania, duża ilość czasu i stawianie małych kroczków w stronę obranego celu.

Jednakże idąc dalej, mam też parę diabelnie ciekawskich oczu. Wertuję nimi wszystko, a nawet więcej niż powinienem. Pomagają mi zapamiętać ważne rzeczy, tworząc dla nich miejsce gdzieś w mózgu, abym w istotnych momentach widok ten sobie przypomniał i wiedział, w którą stronę w życiu podążać.

Zabawne, że moje oczy widziały chyba wszystko, włącznie z każdą głupotą jaką wyczyniłem. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł, by usta mogły mówić. Musiałbym się wtedy zacząć wstydzić.

Z boku głowy mam parę uszu. Mają one wspólną funkcję nagrywającą wraz z oczyma i dzięki nim zapamiętany widok wzbogaca się o dźwięk, który nadaje danemu wspomnieniu odrobinę duszy, przez co wydaje się ono pełniejsze. Uszy bardzo lubią słuchać, dużo bardziej niż usta mówić. Uwielbiają skoczne melodie, pełne życia i energii, więc uszy radują się przy zespole Zebrahead.

Jak zauważyłem, uszy bardzo nie lubią hałasu i czasem żałuję, że słuchu tymczasowo nie można wyłączyć.

Na tym chyba zakończę opis siebie. Myślę, że przybliżyłem wam moją osobę na tyle, że wiecie, iż nie jestem kosmitą i mogę przebywać bez wizy na tej planecie. A cała reszta o mnie, zapewniam o tym bardzo mocno, wyjdzie w praniu. Wszakże każda notka to taka maleńka część mnie, indywidualna na swój pokręcony sposób, która odsłania nieco tego, kim jestem.

Ale żeby nie było za długo, w następnej rozpiszę się, dlaczego wybrałem taką nazwę bloga.

Mefisto

001. Mały diabeł Read More »

Scroll to Top