demon

#440. Dlaczemu cz.10

Ostatnio przypomniała mi się taka rzecz, która może już nie tak często towarzyszy mi w dorosłym życiu, jednak była moim “kompanem” przez wiele lat mojego dzieciństwa i mojej młodości. Mowa o krytyce, ale nie byle jakiej krytyce tylko krytyce za wszystko. Stosowała ją przeważnie moja matka wobec wszystkich (z wyjątkiem samej siebie oczywiście).

Rodzaj krytyki, którą stosowała moja matka uważam za bardzo toksyczny, bo nie dotyczyła ona rzeczy zrobionych źle, czy w ogóle niezrobionych. Dotyczyła ona wszystkiego: rzeczy zrobionych dobrze, źle, w ogóle niezrobionych. Łatwo się można domyśleć, że wszyscy w domu po prostu niechętnie robili cokolwiek, bo i tak kończyło się to litanią “ja bym to zrobiła lepiej”, dlaczego tylko 5, a nie 6″, “no i co z tego, że jesteś najlepszy w klasie”, itd.

Obrywali wszyscy: domownicy, zwierzęta, przedmioty, a nawet kwiatki. Przekładało się to tylko na to, że nikt nie miał ochoty marnować swojego czasu na robienie czegoś, co i tak skończy się kazaniem i nadszarpniętymi nerwami. Matka z wieloma rzeczami zostawała sama albo dostawała je tylko wtedy, kiedy wiedzieliśmy, że nie trzeba będzie przekazać ich “do rąk własnych”. Esemesowa bura nie była aż tak imponująca. Przynajmniej według mnie.

Oczywiście w takiej sytuacji zwiększa się samokrytyka i człowiek cały czas biczuje się w myślach za brak tej perfekcyjności we własnym działaniu. Najgorsze jest to, że nie da się być perfekcyjnym. Zostaliśmy stworzeni, aby dążyć do doskonałości, ale nie jest nam dane jej osiągnąć. Dlatego na wszystko, co robię, patrzę bardzo krytycznie i chociaż nie biczuję się w myślach za każdą zrobioną rzecz, to jednak cały czas we mnie to siedzi, mimo iż od ponad dekady nie miałem do czynienia z jej sposobem krytykowania. Sporo projektów po prostu wyrzucam, bo nie potrafię przepuścić im małej skazy – skazy, którą tylko ja widzę.

Porzuciłem wiele rzeczy, wiele cennych dla mnie rzeczy i z każdym rokiem czuję mniej zaangażowania, aby do nich wrócić. “I tak mi nie wychodziły”. To brzmi jak wymówka, ale dla mnie zawsze te słowa oznaczały, że mój wewnętrzny demon wygrał i pozbawił mnie kolejnej pasji. Z tym demonem zawsze przegrywam, pomimo iż walka potrafi trwać latami.

Mefisto

#440. Dlaczemu cz.10 Read More »

#134. Castlevania: Lords of Shadow – Reverie & Ressurection

Pełen wrażeń po grze Castlevania Lords of Shadow, przysiadłem do dwóch dodatków o nazwie Reverie  i Ressurection. Oba zostały wypuszczone w 2011, w niedługim odstępie czasu. Po raz kolejny stałem się Gabrielem Belmontem.

Narratorem naszej powieści staje się sam Gabriel. Wyjawia nam on mrok swego serca, obwinia Stwórcę o całą sytuację z pierwszej części gry. Nie odzyskał ukochanej, ani nie mógł do niej dołączyć. Błąkał się po świecie bez celu do czasu, aż Laura, młoda wampirzyca, wezwała nas do zamku Carmilli.

Na miejscu wyjawia nam, że pokonanie Carmilli osłabiło pieczęć więzienia Zapomnianego (Forgotten One) – potężnego demona, który powoli zmierza w stronę świata, aby raz jeszcze spróbować go podbić. Gabriel nie jest zainteresowany ratowaniem czegokolwiek, ale dziewczyna przemawia mu do rozsądku.

Reverie opiera się na wędrowaniu przez zamek, aż odnajdziemy wejście do więzienia demona. Nim jednak wkroczymy do innego wymiaru, Laura ostrzega nas, że tylko mroczne istoty mogą tam wejść. Wampirzyca, za cenę swojego życia, przemienia nas w nieśmiertelną istotę, a my wędrujemy w stronę naszego przeznaczenia.

Ressurection zaczyna się od krycia się przed potężnym demonem. Jeden jego cios może zmieść nas z powierzchni ziemi. Jakby tego było mało, przemiana w wampira wręcz pali nas od środka. Skutecznie udaje się nam go unikać do momentu, gdy natrafiamy na pierwszą bramę i Zapomniany używa swojej mocy, aby otworzyć wrota. Atakujemy mając ku temu okazję i udowadniamy demonowi, że jednak można go zranić.

Musimy jednak skryć się, kiedy brama zostaje otwarta, a Zapomniany odzyskuje swoją moc i wyrusza do Zaświatów (The Underworld). Znowu zaczynamy śledzić demona tak, aby on nie zauważył nas. Podłoga to lawa (serio), więc musimy dodatkowo uważać.

Kolejne starcie zaczyna się przy wrotach do rzeczywistego świata, gdzie Zapomniany znów pozbywa się swej mocy, aby ta rozpracowywała bramę. Potyczka trwa na tyle długo, aby kolejne drzwi otworzyły się, tworząc drogę dla demona. Gabriel jednak się nie poddaje i kiedy moc wraca do Zapomnianego, on skacze ku niej wykorzystując ulepszenia znalezione podczas naszych wędrówek i pochłania energię, która dawała naszemu przeciwnikowi przewagę. Używamy jej, aby zniszczyć doszczętnie naszego nemesis.

Gabriel znów ocalił świat, jednak da się zauważyć, że wiele się w nim zmieniło. Opuszczając Zaświaty zniszczył swój Krzyż Bojowy – Vampire Killer – ruszając w dalszą podróż…

Chociaż te dwa dodatki nie zajęły mi sporo czasu, to bawiłem się przy tym przednio, odkrywając kolejne fragmenty historii Gabriela. To była nie tylko niesamowita opowieść, ale też i zapowiedź następnych przygód wciągających nas w wir zdarzeń, na które tylko my możemy mieć jakiś wypływ.

Polecam każdemu, kogo Castlevania wciągnęła tak jak mnie, bowiem razem z Reverie i Ressurection gra stanowi pełną całość i pozwala nam zrozumieć, co stało się z Gabrielem w kolejnych tytułach.

Mefisto

#134. Castlevania: Lords of Shadow – Reverie & Ressurection Read More »

Scroll to Top