ciaza

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu

Prace budowlane nie szły ani trochę w oczekiwanym tempie. Japeś starał się pomagać, jak mógł, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego talent do psucia wszystkiego nijak nadaje się do przebudowy mieszkania. Wędrowiec szybko został oddelegowany do funkcji “przynieś, zostaw na ziemi, odsuń się na bezpieczną odległość”. Był tym faktem niezwykle załamany, ale nie mógł nic poradzić na swoją niezdarność.

Adam z Jakiem szybko uwinęli się ze zdjęciem podłogi i przearanżowaniem rur, aby mieć możliwość zrobienia drugiej łazienki (bo wszak jedna nie wystarczyłaby dla tak dużej “rodziny”). Niedługo po tym zaczęli stawiać drewniany szkielet, na którym zawiesili płyty gipsowo-kartonowe, a środek wypchali wełną skalną, aby nieco wygłuszyć pomieszczenia.

W końcu dotarli do momentu, kiedy zostały im do zrobienia jedynie prace dekoracyjne. Cień przywiózł wybrane wcześniej farby i postawił je przed siedzącym w kącie Japesiem.

– Chodź, pomożesz nam. – na te słowa oczy Wędrowca zaświeciły się niczym lampki choinkowe, a chłopak pośpiesznie zerwał się z ziemi i wziął jeden z wałków. Jake pokazał mu gdzie i jak ma malować, więc Japeś skupił całe swoje siły na tym zadaniu. Adam skorzystał na ich pomocy i zajął się kafelkowaniem łazienki oraz kuchni.

Wędrowiec z początku miał z malowaniem trudności (bo przecież nie byłby sobą, gdyby raz coś zrobił dobrze). Momentami mazał po ścianie, jakby specjalnie chciał zrobić komuś na złość. Cień jednak cierpliwie tłumaczył mu, co robił źle i pomagał poprawić wszelkie wpadki oraz niedociągnięcia. Stopniowo Japeś zaczął zyskiwać wprawę i małymi krokami usamodzielniał się w kwestii malowania ścian.

Już miał się chwalić Jake’owi, że udało mu się całe 15 minut malować i nie popełnić żadnej gafy, jednakże odwracając się tak machnął wałkiem, że poleciał on wprost na twarz jego współlokatora. Przez moment zamarł w bezruchu obserwując jak Cień podniósł wałek i wolnym krokiem zbliżał się w jego stronę. Wędrowiec nie wiedział, czy powinien się tylko bać, czy powinien był już dawno uciekać. Niczym bohater horroru stał i czekał w niepewności na rozwój wydarzeń.

– Zgubiłeś to. – mruknął Jake i zanim Japeś zdążył cokolwiek powiedzieć, maznął go wałkiem po twarzy. Wędrowiec przez chwilę nie wiedział nawet, co ma o tym myśleć. Tego się w końcu nie spodziewał.

Bez większego zawahania rzucił się na Jake’a i powalił go na ziemię próbując odebrać mu wałek. Cień bronił się dzielnie przed Wędrowcem nie pozwalając odebrać sobie narzędzia tortur, więc zaraz potem turlali się po podłodze, aż wpadli na puszkę z farbą, w którą uderzyli z taki impetem, że oblała i ich, i kawałek jeszcze nie pomalowanej ściany, i folię na oknie.

Adam wpadł do pokoju, aby upewnić się, że jego pomagierom nic się nie stało. Widząc ich w takiej sytuacji tylko mlasnął z udawanym niezadowoleniem i skrzyżował ręce na piersi.

– Zostawić was, chłopcy, samych. Mieliście malować pokój, a nie siebie nawzajem. – zaśmiał się. Japeś zszedł z Jake’a i pomógł mu wstać, ale zamiast “dziękuję” dostał (znowu) wałkiem po twarzy. Wojna rozpętała się na nowo i Cień po raz kolejny gruchnął na ziemię. Adam próbował interweniować i rozdzielić towarzystwo, ale ostatecznie dał się wciągnąć w bitwę o wałek i łącząc siły z Japesiem, umazał Jake’a jak tylko się dało.

Resztę dnia spędzili na intensywnym sprzątaniu całego bałaganu, a Cień na zmywaniu z siebie farby.

W ciągu następnych tygodni prace dobiegły końca, mieszkanie zostało porządnie wywietrzone i z powrotem zaczęli zwozić meble. Chociaż zostało jeszcze trochę pracy, zaprosili Siyę, aby oceniła wygląd ich nowego, wspólnego domu.

Dziewczyna zwiedziła wszystkie pomieszczenia w ciszy obserwując ciężką pracę jej przyjaciół i była pod wielkim wrażeniem ich poświęcenia. Chociaż każdy z nich miał swoje życie, prace i problemy, to jednak sukcesywnie poświęcali swój wolny czas, aby móc zrobić miejsce dla niej i dla jej dziecka. Siya w pewnym momencie zaczęła płakać i wtuliła się w Japesia.

– Dziękuję. Naprawdę dziękuję. – wyłkała mu w ramię. – Jesteście naprawdę moimi aniołami. To, co dla mnie zrobiliście… Ja nie wiem jak ja się wam odwdzięczę.

– Bądź dla dziecka dobrą mamą. Tyle mi wystarczy. – odparł Wędrowiec, a potem zaczął sinieć, bo Siya, chociaż zdawała się być wątła, to jednak miała sporo siły w rękach i przytuliła go zdecydowanie za mocno. Na jego szczęście Jake wyzwolił go z morderczego uścisku zanim skończyło mu się powietrze.

– Oczywiście! – odparła uśmiechnięta, mimo iż wciąż płakała. Były to jednak łzy szczęścia, które pomagały jej oswoić się z myślą, że jej życie wciąż mogło stać się w jakimś stopniu piękne.

Następne dni spędzili na ustawianiu starych mebli oraz zamawianiu nowych mebli do nowopowstałych pomieszczeń. Kiedy wszystko stało już na swoim miejscu, Siya zaczęła znosić różnego rodzaju ozdoby i rośliny, aby, jak to sama ujęła, “dodać mieszkaniu trochę duszy”. W końcu nadszedł ten wymarzony dzień, kiedy wszystko było gotowe. Dziewczyna pożegnała się ze starym mieszkaniem i razem z Japesiem i Jake’iem wkroczyła w kolejny rozdział swojego życia…

Mefisto

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu Read More »

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż

Następne dni spędzili na planowaniu całego przedsięwzięcia. Jake sprowadził do domu swojego znajomego, z którym zaczął mierzyć mieszkanie. Japeś z początku próbował im pomagać, ale udało mi się jedynie zawinąć w miarkę i nie móc się z niej wyplątać, więc Siya zabrała go na zakupy dla jego własnego bezpieczeństwa.

Dziewczyna udała się do sklepu z ubraniami i chociaż wpierw udała się na sekcję dla dorosłych, jej wzrok szybko przykuły dziecięce ubranka i nie było takiej mocy we wszechświecie, która powstrzymałaby ją przed przekopaniem się przez noworodkowe zestawy śpioszków.

– Wszystkie są takie śliczne. – westchnęła z zadowoleniem. – Ale nie wiem, czy będę miała chłopca, czy dziewczynkę. Nie wiem, jaki kolor wybrać…

– A czy to ma jakieś znaczenie? – zapytał zaniepokojony Japeś. Właśnie do niego dotarło, że mógł sobie kupować ubrania w złym kolorze i dlatego był taki niezdarny – zakłócał ludzki porządek świata!

– Masz rację! – stwierdziła głośno Siya. – Dziecku i tak będzie obojętne, co nosi, w szczególności tak małemu. Nie będę mojego dziecka wychowywać w poczuciu standardów, z którymi sama się nie zgadzam.

Po czym rzuciła się na sklepowe półki i wybrała śpioszki w każdym kolorze, jaki był dostępny. Wędrowiec w ciszy przyglądał się, jak jego towarzyszka wpada w szał macierzyństwa. Nie raz w szpitalu przekonał się do czego zdolne są kobiety w ciąży, więc ani śmiał jej przerywać i tylko grzecznie potakiwał, kiedy pytała, czy ubranka były ładne.

Po udanych zakupach udali się w stronę domu. W trakcie spaceru Siya nieśmiało zwróciła się do Japesia.

– Dziękuję. – zaczęła uśmiechając się łagodnie. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to, co dla nas zrobiłeś.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł łagodnie Wędrowiec. – Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają.

– Nie znam nikogo, kto tak beztrosko zgodziłby się przebudować własne mieszkanie, aby zrobić miejsce dla czyjegoś dziecka. – odparła nieco zmieszana.

– Jak to nie znasz? – zaśmiał się Japeś. – A ja?

Dziewczyna odpowiedziała na ten żart śmiechem. Wędrowiec miał rację pod tym względem: jego sylwetka zawsze pojawiała się, ilekroć Siya myślała o rzeczach niemożliwych, o największych poświęceniach, o najdziwniejszych przypadkach i największej niewinności. Dziękowała losowi, że go poznała, bo był dla niej niczym anioł stróż.

Ruszyli dalej przed siebie, aż dotarli do domu. Tam czekał na nich Jake ze świeżo przygotowanym planem przebudowy mieszkania…

Mefisto

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż Read More »

#345. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.45 – Kolejna strona  życia

– Że co? – Jake wydarł się do telefonu, a Japeś mało co nie wczepił się w sufit słysząc jego uniesiony głos. – Jak to w ogóle możliwe?! Za chwilę tam będziemy, nie ruszaj się nigdzie.

Cień spojrzał na wystraszonego Wędrowca. Nie odezwał się ani słowem tylko zebrał Japesia pośpiesznie i zaciągnął do auta. Chwilę później byli już w drodze, ale nasz bohater kompletnie nie wiedział dokąd. Wiedział jedynie, że do ich życia wpadł właśnie kolejny problem, który zbliżał się do nich tym szybciej, im szybciej Jake jechał.

Japeś dosyć szybko poznał okolicę: zbliżali się do miejsca, gdzie mieszkała Siya. W ciągu kilku minut dotarli na parking i bez chwili zwłoki Cień zaciągnął Wędrowca do mieszkania ich przyjaciółki. Chłopak bezpardonowo wpadł do jej mieszkania i od razu udał się do sypialni skąd dochodziły odgłosy łkania. Siya na widok starego znajomego wtuliła się w niego i rozpłakała jeszcze bardziej.

Kiedy tylko trochę się uspokoiła, Jake odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał jej prosto w oczy.

– Możesz mi powiedzieć, jak to się stało? – powiedział spokojnie. – Jakim cudem jesteś w ciąży?

Siya znów załkała, ale starała się opanować.

– Zerwałam z Werą. – zaczęła, ale od razu musiała zrobić sobie przerwę. – Byłam na nią zła za to, że mnie zdradzała.

Tutaj znów zaczęła płakać, a Cień przytulił ją po raz kolejny głaszcząc uspokajająco po głowie.

– Byłam strasznie na nią zła, potwornie. – kontynuowała wtulona w Jake’a. – Poszłam do klubu i upiłam się. Wypiłam naprawdę dużo, a potem napatoczył się ten koleś…

Znowu wybuchła płaczem. Japeś w ciszy obserwował to wszystko nie bardzo wiedzieć, co ma czuć w tej sytuacji. Myślał, że wiedział już sporo o ludzkim życiu, a ono znów go zaskoczyło.

– Pamiętam, że pomyślałam sobie, że prześpię się z nim na złość Weronice. Boże, jaka ja jestem głupia. – jęknęła szlochając Cieniowi w ramię.

– No już, byłaś zła. Każdy potrafi zrobić coś głupiego pod wpływem emocji. – mruknął do niej. – Pytanie tylko, co chcesz zrobić z tym wszystkim?

Tutaj Siya znów zaczęła płakać.

– Wiesz, że zawsze chciałam mieć dziecko… Ale nie mam warunków, ani oszczędności, ani nic. Ledwie spłaciłam pożyczkę rodziców. – zalała się po raz kolejny łzami. – Chciałabym, aby się urodziło, ale nie chcę by żyło tak, jak ja żyłam przez ostatnie lata!

Jake zamilkł nie wiedząc co powiedzieć. Znał Siyę na tyle dobrze, aby wiedzieć, że zawsze marzyła o normalnej, kochającej rodzinie (nawet, jeśli byłaby niepełna), ale rozumiał, że jej obecna sytuacja była ciężka dla niej, a co dopiero, gdyby miał się tutaj pojawić jeszcze jakiś maluch.

Spoglądający na nich w ciszy Japeś zbliżył się powoli i kucnął obok Jake’a patrząc się na zapłakaną dziewczynę. Cień od razu domyślił się, że w głowie Wędrowca zrodził się jakiś szalony plan, który zamierzał zrealizować.

-Może zamieszkaj z nami? – zaproponował. Siya wraz z Jakiem spojrzeli na niego zdziwieni.

– Nie sądzisz, że mamy na to za mało pokoi? – zapytał Cień, a Japeś uśmiechnął się podejrzanie mając jakiegoś asa w rękawie.

– Sam mówiłeś, że mieszkanie jest na tyle duże, że można by było przerobić je na kilkupokojowe. – odparł, a Jake w duchu już wiedział, że Wędrowiec postanowił znowu dokonać cudu. – Moglibyśmy je wyremontować zanim dziecko się urodzi. Mówiłeś, że pracowałeś kiedyś na budowie i znasz kogoś, kto mógłby pomóc.

– W sumie racja. – zamyślił się Jake’a. – Chyba nawet wiem do kogo z tym uderzyć.

– Chwileczkę, chłopaki. Naprawdę chcecie przerobić dla mnie mieszkanie. – Siya wtrąciła się w ich dyskusję. – Przecież nie jesteśmy nawet rodziną…

– Si, jesteś moją przyjaciółką, a wiadomo, że przyjaciele to rodzina, którą się wybiera. Poza tym to mieszkanie Japesia, on jest pewien, że się uda, a ja mu wierzę. – odparł Cień, a Wędrowiec przytaknął mu szczęśliwie.

– Naprawdę… Nie musicie… – zaczęła, ale Japeś jej przerwał.

– Oczywiście, że musimy. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele o siebie dbają. – uśmiechnął się, a Siya znów zalała się łzami – tym razem łzami szczęścia – i objęła ich oboje.

– Dziękuję…

Mefisto

#345. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.45 – Kolejna strona  życia Read More »

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem

Byliśmy na początku trzeciego trymestru, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Przeprowadzka jest sama w sobie męcząca, ale przeprowadzka z osobą ciężarną u boku to prawdziwe wyzwanie. Po pierwsze: wszystko jest na twojej głowie. Po drugie: musisz pilnować, aby “ciężarówka” nie próbowała się przemęczać pomagając ci.

Jednakże udało się. Mieliśmy na to trochę ponad miesiąc i odrobinę pomocy z zewnątrz. Od tego momentu mogliśmy się skupić na przygotowaniach na jak najlepsze przyjęcie dziecka.

Najważniejsze w przygotowaniu do narodzin dziecka jest odpowiednie podejście. Ekscytacja, radość, oczekiwanie, niepewność, strach… Nim nadejdzie wielki dzień w rodzicach kłębi się wiele uczuć – tych dobrych i tych złych. W końcu cieszymy się z nadejścia dziecka i boimy – w szczególności za pierwszym razem – odpowiedzialności, jaką niesie rodzicielstwo.

Powiem wam, że najlepszym uczuciem w tym wszystkim jest bezgraniczna miłość do istoty, której niewyraźne kształty widzisz na skanie. Zastanawiasz się, jak będzie wyglądać, po kim będzie miało nos, po kim oczy, a po kim nieopisany apetyt na wszystko… I niesamowicie kochasz tą rozmazaną plamę na ekranie, która wywija kończynami, jak gdyby trenowała sztuki walki, kochasz każdą falę na brzuchu, którą robi, każdą czkawkę, podczas której brzuch trzęsie się jak galaretka.

Na skany wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. W końcu to była możliwość zobaczenia się z dzieckiem, obserwowania, co robi, ale najważniejsze: upewnienia się, że nic złego się nie dzieje. Ze względu na kilka komplikacji zdrowotnych, byliśmy pod opieką dwóch lekarzy, w tym jednej pani doktor “od skanów”. Pani doktor troskliwie badała i upewniała się, że nasza fasolka rośnie do rozmiaru gruszki, melona, a koniec końców arbuza. To tak obrazując terminologię rozmiaru dziecka z książek i stron internetowych o ciąży. Generalnie podczas skanów istotne było to, aby upewnić się, czy dziecko rośnie odpowiednio do swojego wieku, gdzie umiejscowione jest łożysko, czy łożysko pracuje prawidłowo, czy dziecko się rusza, czy serce bije (a u dzieci bije jak dzwon!), czy nie przejawia żadnych nieprawidłowych zmian lub chorób…

Mieliśmy też wizyty z inną lekarką, a ta z kolei upewniała się, aby regularnie badano nam krew. Zleciła też ona określenie płci dziecka. To, że Smoczyński to “model z antenką” zaskoczyło nas, bo w naszych rodzinach zawsze pierwsze rodzą się dziewczynki i przygotowywaliśmy się na Smoczyńską w rodzinie. Los bywa zaskakujący i zmienia wszystkie plany!

Poza tym regularnie widywaliśmy się z położną, która sprawdzała ułożenie dziecka, czy badała ciśnienie. Smoczyński już na zaś ustawił się głową do dołu, więc odeszło nam martwienie się o to, że pozycja będzie zła.

Równocześnie z dbaniem o Smoczyńskiego, dbaliśmy o uwicie mu przytulnego gniazdka. Obie babcie ochoczo kupowały mu ubranka w takich ilościach, że spokojnie mogliśmy przeznaczyć nasze fundusze na zakup innych potrzebnych rzeczy. Chociaż nie powiem, że zrobiły to trochę źle, bo kupiły ubranek na zaś w różnych rozmiarach i mam teraz trzy kurtki zimowe, które muszę oddać, bo dopiero teraz zaczynają na Smoczyńskiego pasować (a mamy już prawie lato).

Pierwszy istotny zakup to fotelik do samochodu. Bez niego nie wypuściliby nas ze szpitala. Wybraliśmy praktyczny zestaw z wózkiem, gdzie fotelik można było przymocować do ramy wózka. Osobiście polecam ten układ, w szczególności, jeśli macie mały bagażnik w samochodzie.

Kolejny, równie ważny, zakup to łóżeczko. Chociaż na niewiele nam się zdało (o czym napiszę później), to jednak warto je mieć. Wybraliśmy ten model (link) ze względu na bliskość jaką oferuje.

Następnym ważnym zakupem są wszelkiej maści butelki (nawet, jeśli planuje się karmienie piersią, dobrze jest mieć ich kilka), pieluszki, kremy, maści, płyny do kąpieli… Jednym słowem tzw. wyprawka. Na różnych stronach można znaleźć kompletne listy potrzebnych rzeczy, które warto przejrzeć i stworzyć własną, zawierającą te przedmioty, które na pewno nam się przydadzą. Razem z wyprawką kompletuje się torbę szpitalną, czyli zbiór rzeczy potrzebnych po porodzie. Najbardziej podstawowe rzeczy to pieluchy i ubranka dla dziecka (w tym rękawiczki, aby sobie twarzy nie zdarło przypadkiem), butelki, mleko, delikatne chusteczki do wycierania tyłka (na opakowaniu powinno być napisane, czy można je stosować u noworodka). Oczywiście trzeba też pamiętać, że rodzice też powinni zabrać ze sobą trochę ubrań, płyn do kąpieli, ręcznik… Wierzcie lub nie, ale przy porodzie się zmachacie i przyda się odświeżyć pod prysznicem oraz zmienić odzienie.

O zakupie pluszaków, czy zabawek nie będę wspominał, bo mnie połówka nie powiem za co powiesi. 🙂 Już wiecie na co pójdzie dodatkowy pokój w nowym domu…

Jedną z ważnych rzeczy w ciąży są ćwiczenia. Proszę się nie martwić, nie są one wykańczające, ale ich wykonywanie pozwala uniknąć pewnych dolegliwości. Tutaj macie link do dokładnego opisu. Niejednokrotnie też czytałem, że umiarkowanie aktywny tryb życia w ciąży jest wskazany, bo wspomaga to poród. Wydaje mi się, że może być w tym sporo prawdy. 😉

U nas dominowały spacery, rozciąganie, lekkie ćwiczenia typu przysiady (w miarę możliwości z szacunku dla kręgosłupa i wielgachnego brzucha z przodu). Pisałem już o tym w innym wpisie, ale pod koniec ciąży byliśmy na tyle sprawni, aby wdrapać się na szczyt Cabot Tower (32 metry wysokości) w Bristolu.

Dzięki wytrwałości i wielkiej miłości dotrwaliśmy do spodziewanej daty porodu. Tego dnia oglądaliśmy mieszkanie, do którego przeprowadziliśmy się później. Kobieta z agencji na wieść o tym, że termin mamy na tamtem dzień, poinformowała nas, że jest byłą położną i w razie czego wie co robić. 😉 Smoczyński akurat postanowił się polenić i urodził się sześć dni później. Gdyby poczekał dzień dłużej, urodziłby się dokładnie miesiąc przed urodzinami połówki!

Ale o porodzie napiszę już oddzielną notkę!

Mefisto

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem Read More »

#109. Bunt kaczek cz.2 – walka

Przekonałem się, że decyzja o posiadaniu dziecka to nie takie hop siup. Chcieć, a móc to dwa odległe światy, pomiędzy którymi balansują rodzice pragnący potomstwa. Bo nie zawsze ci, którym coś mogli łatwo osiągnąć, są tymi, którzy tego chcieli i na odwrót.

W naszym wypadku problemy zdrowotne nas obojga dosyć mocno przekreślały nasze szanse. Dodatkowo mieliśmy problemy środowiskowe w postaci sąsiada-świra, rozpędzającego się na kolejce absurdu. Już od jakiegoś czasu fizycznie i psychicznie potrzebowałem rodziny, ale wiedziałem, że to może być niemożliwe. Nie chcę się zagłębiać w ten temat – po prostu ustalmy, że były powody na tyle mocne, aby to uniemożliwić.

Pomimo przeciwności losu, udało się. Do końca życia zapamiętam dzień, kiedy dowiedzieliśmy się o kiełkującym życiu w (właściwie) nas obojgu . Oboje zaczęliśmy dojrzewać do roli (nie)odpowiedzialnych rodziców.

To wszystko było winą przeczucia i mojego dziwnego zachowania. Nie jadam normalnie mięsa – tylko w dziwnych, specjalnych okolicznościach. Tego właśnie dnia mieliśmy bażanta na obiad i postanowiłem spróbować malutki kawałek, aby wiedzieć, jak smakuje. Połówka wiedziała, że coś się święci. Zrobiliśmy test i wyszły dwie kreski. Byliśmy w takim szoku, że, po uprzednim wypiciu szklanki wody, zrobiliśmy drugi. Stało się. Ciąża jak nic! Chociaż planowaliśmy ją trochę później.

Pokonaliśmy przeszkody zdrowotne. Pozostała jednak przeszkoda środowiskowa w postaci sąsiada, utrudniająca nam życie (np. poprzez hałasowanie w nocy, w dzień, czy wtedy, kiedy byliśmy cicho i próbowaliśmy odespać cokolwiek). Ten typ nie dawał nam samym żyć, a co dopiero by było przy małym dziecku.

Nie chodziło tu tylko o hałas. Typ był po prostu niebezpieczny.

Policja nie robiła z tym facetem zupełnie nic, mimo nagranych gróźb i steków wyzwisk. Byliśmy pod dużą presją, spaliśmy łącznie po 3-4 godziny na dzień (z przerwami), zawalałem pracę, bo nie byłem w stanie trzeźwo myśleć…

Kiedy jednak zobaczyliśmy na skanie naszą smoczą fasolkę, jak uroczo wypina tyłek na ekranie, jak figluje i macha, choć nieporadnie, rączkami, to zrozumieliśmy, jaki skarb mamy. Smoczyński miał większe prawo do życia niż ta “osoba”, czepiająca się innych z pobudek rasistowskich. Musieliśmy walczyć – nasz syn był stawką. Zaczęliśmy wyścig z czasem, aby wynieść się jak najdalej od tego gnoja.

Sprężyliśmy się tym bardziej, kiedy zrzucił na nas walizkę jak wchodziliśmy po schodach. Na szczęście nie trafił.

Mieszkanie ostatecznie opuściliśmy w maju i, chociaż nowe mieszkanie luksusem nie było, to było pod tym względem bezpieczne. Chociaż i tak było to tymczasowe rozwiązanie, ponieważ dla nas obojga było już małe, a co dopiero dla małego dziecka.

Jak tak teraz to piszę, to wydaje się to nic. Można by rzec: było, minęło. Niestety zostawiło to ślady na naszej psychice. Nie opisałem wszystkich szczegółów, bo wciąż nie czuję się na siłach, aby do tego tak całkowicie wracać. Może kiedyś to zrobię, może odpuszczę sobie ten nieciekawy epizod i udam, że zaginął na półkach życia. To, co jest ważne, to to, że wytrwaliśmy, a wraz z nami wytrwał Smoczyński. To, że jest, to jest najważniejsze. To nasze zwycięstwo!

Dzięki przeprowadzce mogliśmy skupić się na uwiciu gniazda dla małego pisklaka i kontynuowaniu naszej przygody jako rodziców. 🙂

Mefisto

#109. Bunt kaczek cz.2 – walka Read More »

#095. Bunt kaczek cz.1 – kiedy zaczyna się życie

Postanowiłem umieścić na blogu serię wpisów o rodzicielstwie, porad odnośnie zajmowania się dziecioroślą i pokazanie punktu widzenia młodych rodziców, którzy do zapanowania nad krzykaczem mają tylko siebie. Tytuł tej serii nie jest przypadkowy, ale zamierzam wyjaśnić go z czasem – wtedy, uwierzcie, będzie miało to sens.

Zacznijmy jednak od samego początku. Życie. W którym momencie się ono zaczyna? Jedni powiedzą, że w momencie zapłodnienia, drudzy, że przy narodzinach, a trzeci, że w momencie, kiedy zyskuje się świadomość samodzielnego istnienia (czyli dla niektórych w ogóle). Ja jestem zdania, że życie się nie zaczyna. Ono jest i przybiera po prostu nową formę. Wpierw mamy plemnika i komórkę jajową – dwie żywe komórki, które łącząc się zaczynają proces dzielenia się nieustannie, aż do porodu (bo potem liczba podziałów komórki zmniejsza się z niemal nieskończenie wiele do około pięćdziesięciu).

Już po dwóch tygodniach zarodek liczy kilkaset komórek. Po jedenastu tygodniach od zapłodnienia mierzy około 5cm i nosi już miano płodu. Większość jego narządów jest już wykształcona, a w mózgu tworzą się neurony – nawet piętnaście milionów w ciągu godziny. Kończyny ćwiczą motorykę do samego końca (chociaż pod koniec mają na to niewiele miejsca).

Z każdym tygodniem dziecka jest coraz więcej, zaczyna figlować, obracać się, robić fikołki. Z czasem można podczuć pod ręką lekkie puknięcie na znak, że te pierwotnie dwie komórki bawią się całkiem dobrze. Choć wydaje się to zabawne, po drugiej stronie brzucha trwa ciężka praca nad samym sobą. Rozwój, magazynowanie tłuszczu, praktykowanie odruchu ssania, oddychania, a nawet samo siusianie – to wszystko przybliża dziecko do dnia, jakim jest poród i samodzielna egzystencja.

Inną rzeczą z kolei jest nasza świadomość. Ona zaczyna formować się po porodzie. Wtedy zaczynamy się tworzyć “my”. Uczymy się, poznajemy, zaczynamy mieć preferencje co do jedzenia/picia, oglądamy różne rzeczy i zaczynamy wyróżniać te ulubione, poznajemy twarze i reagujemy na nie odpowiednio, wyrażając nasze emocje.

Posiadanie dziecka uświadomiło mi, że to nie życie się zaczyna tylko my się zaczynamy. Budujemy sami siebie z pomocą rodziców, którzy pokazują świat tak, jak sami go widzą. Uczymy się tego, kim jesteśmy, jak gdyby byliśmy z gliny, a rodzice – para nieporadnych garncarzy – próbuje stworzyć z dziecka arcydzieło własnych wartości. Zakładając oczywiście, że rodzice podejmą się wyzwania jakim jest wychowanie dziecka.

My się podjeliśmy i, chociaż bywa ciężko, nie żałujemy. To przygoda, która wnosi do naszego życia przede wszystkim cierpliwość. I dużo, bardzo dużo miłości.

Mefisto

#095. Bunt kaczek cz.1 – kiedy zaczyna się życie Read More »

Scroll to Top