wypadek

#243. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.9 – Powrót kłody

Japeś nie miał żadnego logicznego wyjaśnienia dla tej sytuacji. Bądźmy szczerzy – kto uwierzyłby, że duch opętał jego mieszkanie. Chłopak jednak postanowił pozbyć się resztek rozsądku i wykorzystać fakt, że mieszkanie zamieszkiwała jedyna osoba, która mogła to w miarę bezkonfliktowo rozwiązać.

– Przepraszam, ale mój pies… Mój pies jutro idzie do weterynarza i mu odbija z tego powodu. – wydukał jedynie, a Smok, niczym na komendę, pobiegł do kuchni, wepchnął pysk w leżący na podłodze rondel i tak uzbrojony wbiegł w ścianę. Potem złapał garnek i machał nim tak długo, aż przypadkiem zbił okno. Cóż, tego nie było w planach, ale grunt, że robiło wrażenie.

Pradwany przebiegł potem obok sąsiadki, nosem wcisnął przycisk od windy i wrócił się po nią, aby za pasek od spodni zaciągnąć ją do środka windy. Wybrał odpowiednie piętro nosem i uciekł nim drzwi zamknęły się za nim. Następnie wrócił dostojnym krokiem i spojrzał na towarzystwo.

– Co wy byście beze mnie zrobili? – mruknął jedynie. Japeś podziekował Pradawnemu i w nagrodę podrapał go za uszkiem. Smok mógł być sobie Smokiem, ale jego psie ciało nie miało nic przeciwko tej pieszczocie.

Wędrowiec sprzątnął pokój z resztek komputera, a Pradawny zapewniał go, że zajmie się wykonaniem wyroku na duchu. Potrzebował jedynie trochę czasu, bo chociaż był potężną istotą to jednak łapy miał psie. Do tego czasu duch musiał pozostać w mieszkaniu zajmowanym przez trzy nietypowe osobistości z Krańca Czasu.

Japeś, jak tylko przygotował łóżko, położył się spać. Zostało mu raptem kilka godzin snu nim wyruszy do pracy. Nie był z tego faktu zadowolony, bo jednak wolał być przytomny, kiedy jego fanklub szalał mu za plecami, ale skąd mógłby wiedzieć, że akurat tego dnia miał spotkać na swojej drodze dziwnego ducha?

Mimo iż starał się bardzo mocno to nie mógł zasnąć. Chochlik co chwilę wywracał się o bałagan w drugim pomieszczeniu, a duch co jakiś czas przechodził przez ściany robiąc takie typowe, wręcz filmowe “wziuu”. Ostatecznie zebrał się kompletnie wypruty i udał do pracy.

Ruch w szpitalu był tego dnia praktycznie zerowy. Pielęgniarki przegrywały swoje wypłaty w pokera, dyrektor grał na telefonie, a Japeś przysypiał na krześle w pokoju pracowniczym. Jedynie lekarz był pilnie zajęty czytaniem medycznego czasopisma, pod którym kryły się inne, “ciekawsze” gazetki. Żaden z nich nie przejmował się dziwnym faktem, że budynek, na ogół tętniący życiem, był tego dnia pusty. Cała załoga błogosławiła ten dzień za to, że nikt nie uległ wypadkowi, nikt nie miał żadnej infekcji, ani nikt nie sprawdzał co i gdzie może sobie wetknąć.

Wtem jednak wszedł recepcjonista Dominik i zakłócił błogi nastrój:

– Przyszła jakaś dziewczyna ze skaleczeniem. Może się ktoś nią zająć? – i jak tylko skończył mówić to obrócił się i wrócił do pisania dziękczynnych postów na stronie fanklubu Japesia.

Wędrowiec jako jedyny podniósł się i poczłapał do gabinetu. Po drodze złapał za wózek, na który zebrał wszystkie potrzebne rzeczy, aby ranę oczyścić i zabandażować. Przez moment zaczął zastanawiać się od kiedy to należało do jego obowiązków, ale w sumie miał tyle rozmów z dyrektorem, że pewnie po drodze zaliczył jakiś awans, o którym nie wspomniał jego portfel.

Dziewczyna czekała na niego cała w skowronkach. Jak tylko zobaczyła chłopaka, pośpiesznie wyciągnęła w jego stronę rękę, która wyglądała na draśniętą jakimś agresywnym kotem. Japeś oczyścił skaleczenie i nakleił na nie plaster, bo szkoda mu było bandażu na tą niewątpliwie interesującą bitwę z czymś drapiącym.

Kiedy wszystkie formalności były załatwione, Japeś już miał wychodzić z całym osprzętem, jednak dziewczyna niespodziewanie skoczyła na niego. Właściwie to skoczyłaby, ale chłopak przesunął się na bok, aby podnieść papierek z podłogi, a młoda kobieta w tym czasie uderzyła w wózek, przejechała na nim kawałek i upadła na podłogę z jękiem.

Szybko jednak zebrała się i spojrzała z wrogością na znudzonego chłopaka. Nie takie rzeczy już widział…

– Jak mogłeś! Przez ciebie upadłam! Złożę na ciebie skargę! – warknęła, ale Japeś w odpowiedzi wskazał tylko kamerę w rogu pokoju. Po incydencie z pielęgniarką wiele się w szpitalu pozmieniało: zainstalowano sporo kamer, a szafki miały zabezpieczenia przeciwko dzieciom…

– Usiądź na łóżku, przyniosę coś do opatrzenia twojego nosa… – mruknął posępnie i zostawił bojową niewiastę samą z myślą o tym, że jej nieudany lot kiedyś może wycieć do internetu. Może też zostałaby gwiazdą tak jak Japeś?

22.08.2019_21-20-41

Chłopak nie mógł znaleźć odpowiedniego opatrunku, więc wziął dwa małe tampony i zamontował je w nosie dziewczyny informując ją, że niedługo obejrzy są lekarz, aby upewnić się, czy nie doznała też jakiegoś wstrząsu. Japeś przekazał wieść o wypadku i zaprowadził doktora do pacjentki, a ten, biorąc głęboki oddech, aby zapanować nad śmiechem, poszedł jej pomóc.

Wędrowiec zostawił ich samych i wolnym krokiem ruszył w stronę pokoju pracowniczego. Potrzebował odpocząć. Przechodząc obok recepcji stanął jak wryty i wpatrywał się tępo w drzwi wejściowe. Jego serce zabiło mocniej, zmęczenie momentalnie opuściło jego ciało, jednak nogi ugięły się pod ciężarem rzeczywistości. O losie, jakie to było dziwne, a zarazem przyjemne uczucie!

Oczy mogły go zwodzić ze zmęczenia, ale jakiś dziwny głos wewnątrz podpowiadał, że jego wzrok się nie mylił.

W drzwiach stała ONA…

Mefisto

#243. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.9 – Powrót kłody Read More »

#139. Filmik!

Ledwo wyszła poprzednia, pamiętnikowa notka, a my zdążyliśmy się zarazić jakimś paskudztwem. Uwielbiam być chory. Jeszcze jak na złość zrobiło się zimno i zamiast wygrzać się w ciepłym łóżku to starałem się dociec czemu z siedmiu kaloryferów działają ledwo trzy…

Ech… Ta magia wynajmowanych mieszkań.

Jakby tego było mało to, bawiąc się ze Smoczyńskim, prawie zleciał na nas karnisz. Prawie, bo zgarnąłem dzieciorośl tak szybko, jak szybko zauważyłem, że się sypie nam tynk na łby. Najgorsze jest to, że karnisz już raz musiał zlecieć, bowiem ktoś przyczepił go z powrotem. Tym razem za pomocą kleju. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

Dysk dotarł! Nie wyjaśniłem w poprzedniej notce, że dysk dostaje Połówka, bo swój zapełniła. Ja z kolei dostanę jej dysk kiedy tylko skończy przenosić dane. Prawdopodobnie wydarzy się to po jej powrocie z Polski, w której przebywa już od kilku dni. Także mój eksodus gier z jednego dysku na drugi musi jeszcze poczekać! 😉

Tęskny mój wzrok utknął na długiej liście pozycji, których nawet nie zacząłem, bo nie miałem miejsca na dysk. Takim tytułem jest na przykład Deus Ex – Mankind Divided – mój urodzinowy prezent. Połówka sprezentowała mi i grę, i pada, bo akurat mieli taki zestaw. Pad wysłano dokładnie w moje urodziny (przypadek, czy…? :)), a kiedy przyszedł to Połówka przekopała pudełko w poszukiwaniu gry. To był tak cudowny widok, kiedy w panice oznajmiła mi, że nie ma mojej gry. Na Steamie gry dodają się automatycznie do konta, ale widać ktoś o tym nie pamiętał i liczył na pudełkową wersję… 🙂

A darmowej gry nie będzie. Promocja skończyła się nim zdążyłem kupić dysk, ale jak to w Anglii bywa, zapomniało się pracownikom zdjąć ogłoszenia z promocją (które nie zawierały żadnych dat, kiedy ta oferta się kończy). Nie wpłynęłoby to na decyzję o kupnie dysku, bo dysk sam w sobie jest dobry, ale to po prostu wkurzające, kiedy przez czyjeś zaniedbanie ja wpierw muszę się pytać, o co chodzi, a potem przechodzić zawód. Cóż, dostałem kolejny powód, czemu powinienem przestać korzystać z Ebuyera. Mają szczęście, że nie był to tytuł, na którym bardzo mi zależało, bo bym się naprawdę zeźlił. Na pocieszenie dostałem od Połówki inną grę – The Elder Scrolls Online, na którą polowałem od miesięcy. 😉 Zważając na to, jak wciągnął mnie Skyrim to pewnie i ten tytuł zassie mnie na długie godziny! (edit: już zassał :D)

Zdecydowałem się też w końcu na przetestowanie wine dxvk, czyli nakładki tłumaczającej grafikę z Directx 10/11 na Vulkan. Nie będę się o tym tutaj rozpisywał co to jest i po co mi to, bo zrobię to w Kąciku Technicznym, ale moje pierwsza wrażenia są takie: woooow! To jest coś, czego potrzebowałem! Zainstalowałem i przejrzałem sobie kilka tytułów, ale skupię się na razie na The Elder Scrolls Online i Far Cry Primal, który podarowała mi Połówka (tym razem bez paniki, że grę ukradli :D) w zamian za wymienienie się dyskami talerzowymi (bo SSD bym nie oddał :P).

Grafika jest wręczna bajeczna w Far Cry’u. Miałem tylko problem z dźwiękiem (jak setki innych graczy), ale udało się je pomyślnie rozwiązać. Moje pierwsze chwile w grze wyglądały tak: idę za jakimś kolesiem, nie mogę się powstrzymać, dźgam go dzidą w tyłek, ten się wkurza na mnie i zaczyna do mnie strzelać z łuku, stojący obok mamut taranuje go po czym tenże mamut zajmuje się ogniem bez powodu… Właśnie z takich powodów żałuję bardzo, że ja po prostu nie nagrywam filmów, naprawdę!

Co do The Elder Scrolls Online to czuje się, jakbym zatoczył koło, bo stary dysk wykrzaczył mi się właśnie na tej grze (był wtedy darmowy weekend i liczyłem, że pogram). W tej chwili gram w ESO na dokładnie takim samym dysku, jak ten, który mi padł. W sumie to tak, jakbym zatrzymał się w czasie i po dłuższym czasie ruszył dalej z tego samego miejsca.

Wziąłem się za nagrywanie i powiem wam, że wyszło masakrycznie. Za pierwszym razem dźwięk nagrał się na tyle słabo, że nic nie było słychać. Potem padł mi pad (bo zamierzam grać na padzie i oczywiście baterie musiały akurat teraz powiedzieć “nie”). Przy trzeciej próbie bolało mnie już gardło, bo postanowiłem nagrywać będąc chorym, więc zdecydowałem się darować sobie nagrywanie głosu przy pierwszym filmiku. I tak to jest tutorial, gdzie co chwilę ktoś coś gada, a ja nie chcę się wcinać, więc dużo i tak nie powiedziałem. Nagrałem tylko krótką przemowę, którą wrzuciłem na początek. Mam nadzieję, że następnym razem wszystko pójdzie już po mojej myśli! A o to filmik:

Liczę po cichu na to, że drugi filmik wyjdzie mi lepiej. Niech ja tylko znajdę baterie do pada…

Jak już wyżej wspomniałem, Połówka jest w Polsce, a my ze Smoczyńskim czekamy grzecznie na wielki powrót. Dzieciorośl trochę nam podrosła i lepiej znosi rozstanie. Póki co wystarczają codzienne rozmowy. Jedyny problem, jaki z nim mam, jest taki, że zrobił się za cwany. Rano wstaje bardzo cicho, aby mnie nie obudzić po czym zaczyna odsłaniać i zasłaniać okno. Gdyby nie motyw ze spadającym karniszem pewnie pozwoliłbym mu się bawić. Nie chciałbym jednak, aby ten karnisz również okazał się przyklejony na klej i spadł nam na głowy.

Chociaż i tak tęsknimy. My żyjemy tak dopasowani do siebie, jak takie trzy trybiki w mechanizmie. Kiedy jeden wypada, reszta nie umie się odnaleźć. Gdyby nie ta durna i niepotrzebna wyprowadzka, Smoczyński miałby już paszport i pojechalibyśmy wszyscy razem, a tak to nie było czasu wyrobić. Szkoda. Chciałbym go zabrać do jego pradziadków, aby pobiegał na działce, powcinał owoce prosto z krzaczka i poobserwował kurnik u sąsiada. Na pewno by mu się spodobało!

Połówka zaproponowała, abyśmy wybrali się w przyszłym roku razem i pozwiedzali trochę. W sumie byłoby co opisać w Kąciku Podróżniczym (uwaga, ustalam nową zasadę: lokalne podróże tyczą się miejsc, w których przebywam, a nie mieszkam :D).

Smutna wiadomość: ścięto nam drzewo rosnące przy domu. Tak po prostu ciachnęli je i tyle. Smoczyński lubił patrzeć na gałęzie, kiedy szalały na wietrze, a teraz może podziwiać niebo. Nie wiem, czy coś było z drzewem (nie wyglądało na chore). I tak jakoś przykro, bo czuję się dosłownie obdarty z kawałka natury. Ludzie jeszcze nie zauważyli, że drzewa są jednak potrzebne do oddychania…

IMG_20180920_140150
I nastała pustka…

Tyle już napisałem, że o innych rzeczach wspomnę następnym razem. Nie mam w planach bicia rekordów na długość notek. Póki co… 😉

Mefisto

#139. Filmik! Read More »

#111. No cóż

I minęły cztery tygodnie intensywnej pracy, zabawy i nauki. Czas leci tak szybko, że czasem zastanawiam się, ile więcej mógłbym zrobić, a potem zaczynam pisać notkę i stwierdzam, że robię za dużo na jeden wpis. 😉

Zacznę wesoło. Smoczyński nauczył się pierwszego słowa, które wypowiada z prawie pełną świadomością. DAJ. DAJ. DAJ. Aż mi się “Gdzie jest Nemo” przypomniało.

Grunt, że spotykani ludzie w polskich sklepach reagują na to śmiechem. Widok brzdąca walczącego z połówką o sznurki w bluzie jest uśmiechogenny. 😉 Dodatkowo lubi sobie (po swojemu) pośpiewać, co brzmi przezabawnie, bo uporczywie stara się trzymać rytmu, ale mu nie wychodzi. 😉 Lubi też sobie powarczeć. W jednym supermarkecie tak warczał na jednego faceta, że ten uciekał w inne alejki jak nas widział. A ja myślałem, że do takiego efektu trzeba dużego, groźnego psa, a nie plującego na siebie niemowlaka… 😉

Smoczyński również coraz lepiej chodzi, więc pozwalamy mu biegać po mieszkaniu. Mały wariat pierwsze co robi, po znalezieniu się na podłodze, to leci do kuchni. Po co? Romansować ze zmywarką. No cóż, serce nie sługa… Przynajmniej “wybrankę” mogę mieć na oku. 😉 A muszę rzec, że to porządna partia, bo zmywa naczynia doskonale!

Byliśmy też kupić mu mleko modyfikowane i zobaczyliśmy to:

IMG_20180420_100512

Ale żeby mleko dla dziecka kraść? Mam naprawdę złe zdanie o ludziach i to wcale nie poprawia mojej opinii o nich. No cóż…

Wymyśliliśmy też sobie, aby zainwestować trochę czasu w rodzinne eskapady. Zerknąłem nawet na mapy, ale naszym głównym przygotowaniem było zainwestowanie w laptopa, na którym moglibyśmy oglądać filmy, pisać notki… Połówka wyskoczyła ze swoim dawnym marzeniem, aby znów mieć Alienware’a, czyli laptopa nakierunkowanego na gry (jednego mieliśmy i sprzedaliśmy). Idea grania w gry na przenośnym urządzeniu mi się spodobała, więc dałem połówce wolną rękę i staliśmy się posiadaczami Alienware’a 13 R2, czyli mniejszej wersji klasycznego laptopa gamingowego (czyli, dla niezorientowanych, wielkości zwykłego laptopa biurowego). Nie inwestowaliśmy w nowe urządzenie tylko odnowione (refurbished), które w sumie poza kilkoma zarysowaniami na tylnej ścianie ekranu, wygląda na kompletnie nowy.

Przez około 30 minut mieliśmy tam Windowsa 10. Świeży, nieruszany Windows, zainstalowany przez profesjonalny serwis… I przez 30 minut, do przeinstalowania systemu na inny, myśleliśmy, że dysk jest popsuty. Nie był. To Windows tak zacinał. No, Microsoft, toście mnie przekonali do waszego najnowszego systemu…

Swoją drogą niezła z nas rodzina geeków, która wypady za miasto zaczyna od kupienia laptopa… No dobra, po prostu chcieliśmy go kupić, a powód się dorobiło. 😉

Aczkolwiek laptop okazuje się zbawienny dla połówki, która z racji choroby często jest przykuta do łóżka i nie ma jak zabijać nudy. 😉

Ze świata gier: twórcy Aragami ogłosili, że w maju tego roku wyjdzie dodatek do gry o nazwie Nightfall (link do atykułu). Bardzo mi ten tytuł przypadł do gustu, a dodatek prezentuje się równie dobrze, zatem pozostaje nic tylko czekać! 🙂

Podczas okresu świątecznego nastąpił spodziewany wysyp promocji na gry oraz kilka darmowych tytułów: w tym jeden, nad którego zakupem się zastanawiałem, a skoro dają za darmo… Przy okazji dowiedziałem się o istnieniu kilku tytułów, które chciałbym zakupić, więc moja “lista życzeń” została zuaktualizowana. 😉 A portfel wyje boleśnie, bo czeka go dieta…

Niefajne wieści są takie, że Ghost of a Tale się zbuntowało i po aktualizacji nie chce się odpalić. “Pracuję nad tym”, ale się nie śpieszę. Twórcy wszak stwierdzili, że nie widzą problemu w zrobieniu pingwinowej wersji gry, co byłoby niezwykle miłe z ich strony. Chociaż ta wiadomość pochodzi bezpośrednio z ich konta, to ręki sobie uciąć nie dam, że na 100% tak będzie.

Co mnie za to cieszy: Rise of a Tomb Rider wyszedł Linuxa i Maca w tym miesiącu (a dokładniej 19 kwietnia)! Zawsze lubiłem Square Enix, ale teraz to ich po prostu kocham! Wciąż czekam też na premierę kolejnego epizodu SWTOR, który ma ukazać się – jak się jednak okazało – w maju.

Jeśli chodzi o nieprzyjemności to odwołano mi dwa spotkania z lekarką z rzędu. “Bo ona za dużo pracuje i nie mogą jej tyle płacić”, więc póki co nie mam co liczyć na wizytę i jakiekolwiek badania. Próbują za to na siłę umówić mnie z lekarzami, których nie znam, i których poznać nie chcę. Z wielu względów: nie chcę omawiać moich problemów od nowa, nie chcę się w ogóle męczyć z zapoznawaniem lekarza, nie mam kompletnie ochoty, aby mimo moich wywodów i starań, zostać olanym. I boję się, że nowy lekarz = nowa metoda leczenia, która niekoniecznie może być dobra, a tylko zmarnuje czas. Mogę jedynie dzwonić i pytać się, czy moja lekarka już pracuje. Czy tylko mi wygląda to na absurd?

Mieliśmy też jednego dnia dwa incydenty na drodze. Pierwszy: jakiś baran chciał się z nami ścigać na światłach. Nie byłoby w tym nic złego, bo my nie mieliśmy zamiaru się ścigać, więc wystarczyło go olać. Niestety mistrz kierownicy zajeżdżał nam niebezpiecznie drogę i mało nie spowodował zderzenia, więc na światłach (gdzie musiał się zatrzymać z powodu innych aut), połówka wysiadła i zdrowo go ochrzaniła. Trzy raz większy koleś kulił się ze strachu. Bezcenny widok!

Druga sytuacja to był cud i popis umiejętności połówki. Z podporządkowanej wyjeżdżała kobieta i robiła to w momencie, kiedy my byliśmy naprzeciwko niej. Połówka na szczęście odbiła tak, aby ona w nas nie uderzyła, a my nie wpadli na drugi pas na jadące z naprzeciwka auta. Oczywiście nie odbyło się bez ostrego hamowania! Najgorsze jest to, że babsztyl był nienormalny, bo ta kobieta jechała za nami, klaskała w dłonie i robiła nieuprzejme miny. No cóż…

Tyle atrakcji po to, aby kupić świeży chleb i słodycze w polskiej piekarni… Przynajmniej ciastka były dobre.

IMG_20180407_110409
Pomimo starań, ciasto również odczuło skutki gwałtownego hamowania – mimo wszystko i tak najlepiej z nas wszystkich

Aczkolwiek posyłanie połówki po słodycze to nienajlepszy pomysł, bo wysłanie jej po pudełko rogalików kończy się tym:

IMG_20180420_113508
Ponad 2 kilogramy rogalików… Najwyraźniej muszę zacząć precyzować wymiary pudełka. 😉 Dobrze, że można je mrozić.

Ponadto sytuacja u mnie w pracy jest na tyle nieprzyjemna, że być może seria Z życia urzędnika doczeka się swojego końca (przynajmniej dla tego biura). Żebym wiedział o co im wszystkim chodzi to pewnie bym to wyjaśnił, a tak to napiszę krótko: no cóż… Tyle tylko złego, że miałem ze stresu trzy tygodnie przerwy od wszystkiego, przez co popadłem w doła i miałem chwilę zwątpienia we wszystko (włącznie z prowadzeniem bloga). Przeżyłem i walczę dalej, innego wyjścia nie mam!

Co do truskawki to dalej nie rośnie… Za to w chińskim supermarkecie kupiliśmy bok choy (albo pak choy – szalenie podobne są), który zaczął rosnąć. Wsadziliśmy go w puszkę po pomidorach, daliśmy wody i mamy nietypowego kwiatka o długości około 40-45cm (póki co). Ziemniaka też kiedyś tak posadziliśmy i urósł na ponad metr… No cóż…

Wiecie co robi się, gdy na dywanie jest plama, a wy nie macie odpowiedniego środka do czyszczenia dywanów, a w okolicznym sklepie jest pod tym względem pustka? Kładziecie chusteczkę na podłogę i przyklejacie ją taśmą. I, co gorsze, to nie jest najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu robiłem…

Przynajmniej brud się nie roznosił…

Z kwestii blogowych: zakładka O MNIE została zuaktualizowana i będzie aktualizowana jeszcze trochę. To, co chciałem wstępnie tam wrzucić, to wrzuciłem. A cała reszta sobie poczeka. Co do Kącika Technicznego to… pisze się! I to na tyle aktywnie, że mam nadzieję, iż pierwsza środa w maju będzie należeć do niego. Ale obietnic nie robię, bo życie bywa przewrotne!

No i na sam koniec: pyknęło nam magiczne siedem lat pokręconej znajomości z połówką. Jak sobie pomyślę, ile razem przeszliśmy, to zastanawiam się, jak się ta bajka nazywa. A, wiem. ŻYCIE! I tylko trzy raz musiałem połówce przypomnieć, że tego dnia świętowaliśmy naszą rocznicę… Za pierwszym razem jeszcze bym zrozumiał, ale te dwa kolejne razy (niemal jeden po drugim)? 😉 No cóż!

Mefisto (aka Japeś) – wyjaśnienie już wkrótce!

#111. No cóż Read More »

Scroll to Top