#126. Ku pamięci małej przyjaciółki…

W ostatnich dniach została mi przekazana smutna wiadomość: odeszła moja mała bojowniczka, mój pierwszy i jak dotąd jedyny kot. Nikt się nie spodziewał – była okazem kociego zdrowia. Odeszła na rękach mojego ojca, w spokoju. Żałuję, że nie mogłem jej zobaczyć i przytulić po raz ostatni.

Pamiętam, jak ojciec przyniósł ją do domu. Ocalił ją przed śmiercią, ale nie powiedział tego od razu. Wiecie, męska duma. Oficjalna wersja brzmiała: znalazł i żal było zostawić. Była dzikim kotem, który kontakt z ludźmi miała tylko dlatego, że ją dokarmiali. Matka nie była szczęśliwa, ale kot został. Ja, rodzeństwo i ojciec stanowiliśmy wyborczą większość.

U naszej psiny od razu obudził się instynkt macierzyński i wbrew wrodzonej niechęci do kotów (okazywanej przy każdej możliwej okazji) zajęła się naszym nowym członkiem rodziny. Pies żyje dalej. Pokonała raka, a teraz walczy z pustką. Towarzyszka dnia zostawiła potężną dziurę w psim sercu.

Kicia udomowiła się dopiero po roku. Wcześniej przy każdej wizycie obcej osoby chowała się za szafą. Nam jednak zaufała dosyć szybko, ale dalej kroczyła przez życie w bezpiecznej odległości.

Jak na kota była bardzo ułożona i spokojna. Miała dużo cierpliwości, rzadko drapała kogokolwiek. Nauczyła psa spać na kanapie i wskakiwać na stół. Lubiła moczyć tyłek w akwarium żółwia i podjadać ser… Jednym słowem: była wyjątkowa.

A teraz jej nie ma i nie wiem, gdzie się podziać. Niby to oczywiste, że każdy kiedyś odejdzie, ale nie ona. Nie ta pełna życia istota. Liczyłem, że Smoczyński ją pozna, pogłaszcze i nauczy się delikatności przy niej. Ona byłaby najlepszą i najbardziej cierpliwą nauczycielką. I z niesamowitą gracją okazywała wdzięczność za chwilę uwagi, za opiekę, za bycie przy niej.

Żegnaj, przyjaciółko. Zawsze będziesz w naszych sercach.

Mefisto

#126. Ku pamięci małej przyjaciółki… Read More »