rodzice

#435. Dlaczemu cz.9

Czasem czuję się jak kosmita, bo niby oczywiste rzeczy dla wielu znajomych, czy ludzi w moim otoczeniu są normalne, a dla mnie takie zachowania zakrawają o patologię. Dlaczego dorośli oczekują od dzieci umiejętności obsługi urządzeń bez pokazywania im, jak się to robi? I pal licho, jeśli kończy się to najwyżej śmiechem. Wielu dorosłych jest zbulwersowanych, że ich kilkuletnia pociecha nie potrafi obsłużyć urządzenia, które od blisko dekady nie jest w użytku i z którym mają do czynienia pierwszy raz. Najgorzej jest, kiedy ta sama osoba wymaga od ciebie zrozumienia, gdy uczysz go/jej używania czegoś nowego “bo to pierwszy raz i nie potrafi”.

Twoje dziecko też nie potrafiło, ale to nie przeszkadzało ci zmieszać je z błotem przy obcych ludziach.

Skąd wzięła się normalizacja takiego piętnowania dzieci, bo nie wiedzą jak zrobić coś, co, drogi rodzicu, powinieneś ich nauczyć? Naprawdę tego nie rozumiem, ani nie potrafię zrozumieć. I może nawet nie powinienem próbować zrozumieć, bo takie zachowanie hoduje nam kolejne pokolenie sfrustrowanych ludzi.

Mefisto

#435. Dlaczemu cz.9 Read More »

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne

Japeś po raz kolejny wprosił się na noc. Jake nie protestował. W końcu i tak Wędrowiec zrobiłby swoje, a Cień nie miał nawet ochoty się o to kłócić. Z drugiej strony towarzystwo chłopaka wydało się nawet kojące, bo był pierwszą istotą z Krańca Czasu, która go nie odtrąciła. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej stanęła po jego stronie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął czuć ulgę. Zawsze myślał, że był kompletnie sam, a teraz okazało się, że znalazł bratnią duszę, która ocenia go po tym, co robił, a nie po tym, kim był.

Resztę wieczoru udało im się spędzić w przyjemniejszej atmosferze pomiędzy oglądaniem filmów na laptopie a wybieraniem jedzenia z lokalnych knajp, które oferowały dostawę do domu. Koło północy poddali się i poszli spać.

Poranek jednak wcale nie zapowiadał się dobry. Oboje zerwali się do gniewnegu krzyku jakiegoś mężczyzny w garniturze, dzierżącego w dłoniach klucze do mieszkania. Obok niego stała elegancko ubrana kobieta ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Jake przeklął pod nosem i momentalnie zebrał się z łóżka stając twarzą w twarz – jak się z rozwijającej między nimi dyskusji okazało – swoim ojcem. Dyskusja oczywiście szybko przemieniła się w kłótnię na temat tego jak bardzo mężczyzna zawiódł się na Jake’u i o tym jak Jake miał na to wywalone.

Im dłużej w tym trwali, tym głośniejsze stawały się ich wrzaski. W pewnym momencie Cień kazał Japesiowi wyjść. Eksortował go do drzwi jednocześnie osłaniając go przed swoim ojcem, który był o krok od wybuchnięcia. Kiedy tylko Wędrowiec znalazł się poza mieszkaniem, Jake kazał mu wracać do domu i obiecał, że się do niego odezwie.

Jeszcze przez chwilę wsłuchiwał się w toczącą między nimi kłótnię, do której – sądząc pod odgłosach – doszło do rzucania przedmiotami. Japeś jednak posłuchał się Cienia i udał pośpiesznie na autobus. Cały czas jednak martwił się o chłopaka, bo jego ojciec wydawał się całkowicie stracić nad sobą kontrolę. Ufał jednak, że jego towarzysz był w stanie zapanować nad sytuacją.

Jake nie tylko cierpiał z powodu swojej roli na Krańcu Czasu, ale też i z powodu swojej rodziny będącej nieodłącznym elementem jego ludzkiego życia.

14.07.2020_22-43-41

W połowie drogi do domu Japeś wysłał Cieniowi wiadomość w nadziei, że chłopak przetrwał kłótnię ze swoim ojcem. Jake odpisał mu dopiero w momencie, kiedy Wędrowiec był niemalże w domu. Wiadomość zawierała prośbę o spotkanie na parkingu niedaleko knajpy, w której spotykali się ze znajomymi od czasu do czasu. Japeś udał się tam czym prędzej i widząc stojący na parkingu samochód Jake’a, od razu do niego wsiadł.

Cień opierał głowę o kierownicę, jak gdyby zdążył przysnąć w międzyczasie. Kiedy usłyszał, że Wędrowiec bezceremonialnie ładuje mu się do auta, podniósł głowę i spojrzał w jego kierunku. Miał podbite oko i rozciętą wargę, ale nie wyglądał na przejętego tym. Japeś w swoim odruchu szpitalnym zajął się krwawiącą wargą, a Jake nawet nie zadawał pytań. Po prostu czekał, aż jego towarzysz skończy robić to, co robił.

– Wybacz… to taki odruch ze szpitala. Jak widzę krew to staram się opatrzyć. – mruknął Wędrowiec cicho. Nie za bardzo potrafił opanować chęć gapienia się na podbite oko i rozciętą wargę. W duchu czuł złość w stosunku do ojca Jake’a. Który rodzic byłby zdolny do czegoś takiego?

– To całkiem przydatny odruch. Dzięki. – odparł szybko uśmiechając się lekko, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu opuchnięta warga. – Wybacz za to zajście rano. Nie chciałem, abyś był świadkiem czegoś takiego…

– To nie twoja wina. To twój… ojciec… zaczął. – Japeś zawiesił się na słowie “ojciec”. Ciężko mu było go używać w stosunku do kogoś, kto tak traktował własne dziecko. Znów zerknął na rany Jake’a. – Bardzo boli?

– Przyzwyczaiłem się. – odparł Cień krótko, co tylko przeraziło Wędrowca. – To nie pierwszy raz.

– Dlaczego? – Japeś kompletnie tego nie rozumiał, a przez to sam miał ochotę pójść sprać tamtego faceta. W życiu nie podejrzewałby samego siebie o takie pokłady złości.

– Mój stary nienawidzi mnie za coś, co nie jest nawet moją winą. Ty, Japesiu, możesz sobie decydować, czy wolisz facetów, czy kobiety, czy cokolwiek, a ja żyję jak każdy człowiek. Rodzę się z wybranymi cechami i choćbym nie wiem jak się starał, pewnych rzeczy nie zmienię… – westchnął ciężko, a po chwili dodał. – Ponadto musiałem urodzić się w konserwatywnej rodzinie, której życiową misją jest przekazanie swoich genów dalej.

– To ich nie usprawiedliwia! Nikt nie widzi, co oni ci cały czas robią? – oburzył się, a Cień uśmiechnął się smutno na myśl o tym, że Japeś kompletnie nie rozumiał ludzkiego życia.

– Moi kochani rodzice są na tyle bogaci, że policja nie widzi, szpital udaje, że nie słyszy, a opieka społeczna odkąd pamiętam miała zawsze wywalone. – mruknął i oparł głowę o oparcie. – Jakby tego było mało to wywalili mnie z mieszkania, bo to oni są właścicielami…

Jake zaśmiał się, a potem oparł głowę o kierownicę. Japeś przez moment myślał, że Cień się śmieje, ale szybko dotarło do niego, że chłopak płakał. Wędrowiec przypomniał sobie, że Cienie pokroju jego towarzysza stają się nazbyt ludzkie i z każdym przeżytym dniem coraz mniej odporne na przytłaczającą rzeczywistość. A z każdym życiem było to coraz gorsze i gorsze, aż stawało się nie do zniesienia…

Ostrożnie oparł dłonie na ramionach chłopaka i przesunał go z kierownicy na siebie, przytulając go mocno. Jake nie protestował. Wręcz przeciwnie: utonął w ramionach Japesia i łkał cicho wprost na jego ramię. Wędrowiec nie raz pocieszał kogoś w szpitalu i zdawał sobie sprawę, jak ważną rzeczą była druga osoba gotowa po prostu być obok.

Długą chwilę trwali w bezruchu nim Jake odsunął się i otarł pośpiesznie twarz z łez.

– Przepraszam. Po prostu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– Nie przepraszaj. To nic złego, że płaczesz. To w sumie nawet dobrze, bo płacz pomaga się uspokoić. – uśmiechnął się łagodnie. – A co do mieszkania: możesz wprowadzić się do mnie. Skoro duch się tak jakby wyprowadził to myślę, że przydałby mi się współlokator.

– Dziękuję, ale… Nie wiem, czy to dobry pomysł… – mruknął Jake opuszczając wzrok. To była kusząca propozycja, ale ryzykowna dla Japesia. W końcu Cienie były nie tylko nielubiane, ale też i nagminnie atakowane przez istoty z Krańca Czasu. Wędrowiec tylko znalazłby się niepotrzebnie na celowniku.

– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał. Nie chcę tylko, aby ta cała sytuacja była dla ciebie taka przytłaczająca. Jeśli zmienisz zdanie, zawsze znajdzie się u mnie kąt dla ciebie. – odparł ze swoją rozbrająjącą niewinnością. Jake za to zaczął walczyć sam ze sobą, aby zgodzić się i być bliżej z jedyną istotą, która nie odtrącała go, a chronieniem tej osoby przed konsekwencjami tego, kim był. Cała jego egzystencja to wieczna kara za coś, o czym zadecydował ktoś inny.

– Wiesz, że jeśli się wprowadzę mogą cię zaatakować istoty z Krańca Czasu? Nie chcę, aby coś stało ci się z mojego powodu. – mruknął smutno. Wędrowiec położył mu rękę na ramieniu i czekał, aż ten podniesie wzrok, aby spojrzeć w te dwa iskrzące z radości ślepia.

– Mieszkam z Prastarym. Myślisz, że on pozwoliłby komukolwiek zrobić mi krzywdę? Zresztą bezpodstawny atak na moją osobę uprawniłby mnie do użycia magii, a trochę stęstkniłem się za możliwością korzystania z niej. – uśmiechnął się z nieukrywanym zadowoleniem.

– To fakt. – zaśmiał się na słowa Wędrowca. Poniekąd mu to schlebiało, ale w pewnym stopniu czuł się nieswojo. Od tak dawna nikt nie wykazał żadnej chęci, aby o niego zadbać, że takie coś wydawało się po prostu niemożliwe. A jednak siedział obok niego niemożliwy Japeś i wierzył w swoje własne słowa, a przez to i Jake wierzył w to, że ktokolwiek stanąłby im na drodze, prędko by tego pożałował.

– Dobrze, wprowadzę się. Na jakiś czas…

Mefisto

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne Read More »

Scroll to Top