randki

#352. Max Gentlemen Sexy Business

Ktoś kiedyś rzekł: “tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ilość dziwnych symulatorów randek”. I jak za każdym razem zaczynam wierzyć, że jednak widziałem już wszystko, co najgorsze, to pojawia się taka “niewinna” gra, która udowadnia mi, że jeszcze mało w życiu widziałem.

Max Gentlemen Sexy Business to tytuł na tyle niezwykły, że ciężko go na pierwszy rzut oka nazwać symulatorem randek. Opublikowany w lutym 2020 przez studio The Men Who Wear Many Hats, wprowadza nas w nowe, całkiem nieznane dotychczas dziedziny absurdu. Naszym celem jest odzyskanie naszego biznesu i powrót do świata elit.

Nie wyprzedzajmy jednak fabuły!

Wpierw, jak to w grach bywa, możemy sobie stworzyć postać. Zwykła rzecz, nie? Max Gentlemen Sexy Business (w skrócie MGSB) pozwala nam jeszcze stworzyć naszego wroga! Puściłem wodze fantazji i wyszło, co wyszło, ale ani trochę nie czuję się z tym źle. 😀 To jest, panie i panowie, nemesis na miarę moich możliwości!

Nasza rozgrywka zaczyna się od delikatnego wprowadzenia nas w absurd życia naszej postaci. Jesteśmy bogatym lordem, który właśnie co wrócił z kolejnej ekscytującej wyprawy. Niestety nasz rywal/przeciwnik/najgorsze zło podprowadził nam nasze bogatcwo i akty własności, więc jesteśmy biedni jak myszy kościelne. Musimy odbudować nasze imperium finansowe i spuścić łomot naszemu nemesis.

Aby cokolwiek osiągnąć, potrzebujemy wspólników, a gra oferuje ich od groma. Możemy ich wysyłać w różne miejsca, aby zarabiali pieniądze, zachęcali ludzi do pracy dla nas, poprawiali swoje umiejętności i nawalali się z wspólnikami naszego przeciwnika, aby podbić daną dzielnicę. Mamy możliwość wysłania ich na wyprawy skąd mogą przywieźć nam kosztowności lub przedmioty poprawiające ich statystki.

Dobra, tą normalną część gry mamy za sobą. Pora na elementy symulatora randek.

Z naszymi wspólnikami można romansować. Możemy rozwijać poziom naszej zażyłości z nimi poprzez dawanie im kwiatów, chodzenie na lunche z nimi (podczas których możemy uczestniczyć w różnych, dziwnych mini-grach). Kiedy zrobimy na nich wystarczające wrażenie, możemy z nimi udać się na randkę. A randki z nimi to jak choroba psychiczna – im dalej, tym gorzej.

Bo przecież każdy chłopak marzy o tym, by jego randka próbowała go zabić (niestety zaszczepiono mnie w dzieciństwie przeciwko pistoletom :D). Albo aby nagle wstała od stołu i nawalała się z niedźwiedziem. Już o przyzywaniu ducha dziadka nie wspomnę. No i jest jeszcze ten facet, który obdarowuje wszystkich prezentami, wygląda jak Święty Mikołaj i dosyć podobnie się nazywa…

Jeśli myślicie, że element randkowania można pominąć to pragnę zaznaczyć, że aby ukończyć (pod względem fabularnym) grę, musimy przechodzić ją tak długo, aż rozkochamy w sobie wszystkich wspólników, pokonamy naszego nemesis (który, aby nam dokopać, wszedł w sojusz z siłami piekielnymi). Tak, gra będzie się powtarzać, aż zapalimy wszystkie świeczki. I, standardowo, za każdym razem będzie trochę trudniej. Bo czemu nie?

Ta gra zostawiła mnie z stanie totalnego rozbawienia, rozłożenia na łopatki i bólu brzucha od ciągłęgo śmiania. Gdybym miał opisać wszystkie dziwne/zabawne teksty, musiałbym przepisać większość dialogów. Jednakże chylę czoła przed twórcami, bo obiecali zabawne podejście do spraw seksualnych i takie mi podarowali. Może momentami było lekko perwersyjnie, ale nigdy nie przekroczyli granicy obleśności. Duży plus za to!

Gra mi się bardzo podobała. Gorąco polecam! 😉

Mefisto

#352. Max Gentlemen Sexy Business Read More »

#265. Dream Daddy

654880_20190311210447_1

Problemem gier typu symulator randek jest to, że jak raz zagrasz w jedną to potem nie jesteś w stanie już przestać. Dzisiaj zaprezentuję wam niebywały tytuł o nazwie Dream Daddy autorstwa Game Grumps.

Jak łatwo można się po tytule domyśleć, naszym zadaniem jest wybrać tego jedynego tatusia, randkować z nim, a ostatecznie podbić jego serce. Aby było ciekawej: my też jesteśmy tatą!

Zacznijmy jednak od początku.

(moja postać wygląda bardziej jak nastolatek niż dorosły :D)

Zostajemy obudzeni przez Amandę (zwaną też Manda Panda), która delikatnie sugeruje, aby ruszyć nasze cztery litery, zapakować vana i jechać do nowego domu mieszczącego się w Maple Bay. Przy okazji wspominamy stare czasy, gdzie spokojnie można wybrać, czy Amanda miała matkę, czy ojca (w sensie dwóch ojców) i czy została adoptowana, czy urodzona w szpitalu. Kogokolwiek jednak wybierzemy i tak będzie jedynie wspomniany w grze, bo po drodze niestety umrze.

Docieramy do naszego nowego gniazdka i postanawiamy zwiedzić okolicę. Tzn. to jest jedna z dostępnych opcji, którą nagmiennie wybierałem. Od razu mamy szansę poznać kilku z siedmiu dostępnych tatuśków. Są oni kompletnie różni, z różnymi problemami i różnymi profesjami (jest nawet pastor!) i różnymi dziećmi wchodzącymi nam od czasu do czasu na głowę.

Pastor zaprasza nas na grilla, gdzie mamy poznać tych sąsiadów do romansu, których jakimś sposobem ominęliśmy (a można to zrobić olewając wszystko i robiąc sobie tatusiową drzemkę). Oczywiście nasz blondwłosy towarzysz przynosi ciastka, a te bezlitośnie pożera Amanda (i nawet się z nami nie dzieli).

654880_20190311213359_1

Podczas grilla dowiadujemy się, że naszą interakcję z tatuśkami może ułatwić Dadbook. To coś takiego jak Facebook tylko, że dla ojców. “Dadmanda” nam to wyjaśnił(a). 😉

Każdego tatuśka możemy zaprosić na trzy randki (pamiętajcie, że ta trzecia jest tą najważniejszą), a ich wynik wpływa na zakończenie gry. Chociaż i tak mimo najszczerszych starań najfajniejsze postacie (łamane na: postacie z najdziwniejszymi problemami) dadzą nam kosza, bo “muszą sobie wszystko poukładać”. To ja z tobą udaję specjalistę od spraw paranornalnych, aby dostać cholerną koszulkę, a ty “musisz sobie wszystko poukładać”. No trzymajcie mnie!

Niektóre romanse są jednak urocze, inne takie trochę bardziej na zasadzie rywalizacji (i jeszcze ta radość naszej postaci, kiedy wygra, WYGRA!), niektóre są po prostu dziwne (z pozdrowieniami dla gotyckiego wampira wstydzącego się faktu, że jest informatykiem – tak, to jest powód do wstydu). No i jest jeszcze możliwość zginięcia w trakcie gry. W symulatorze randek. Nawet w takich grach muszą mi przypomnieć, że ja mam w tyłku magnez na umieranie! (tak, zginąłem na wszystkie możliwe sposoby – brawo ja! steam mi dał nawet osiągnięcie za to – chyba wydrukuję i oprawię w ramkę)

Oczywiście u boku mamy naszą wierną Amandę pomagającą nam z naszymi uczuciowymi podbojami, a w zamian my dzielimy się z nią naszą tatusiową mądrością przy mierzeniu się z jej nastoletnimi problemami. Taki miły element odciągania uwagi od głównego wątku gry.

Gra jest dosyć przyjemnym odciągnięciem uwagi od codzienności i jednocześnie skokiem prosto w codzienne życie samotnego ojca próbującego ułożyć sobie życie jednocześnie kibicującego córce w pierwszych krokach w dorosłość. To jest taki tytuł, który włożyłbym między “miłe” a “powalone”. Przyjemnie się grało i w sumie nie miałbym nic przeciwko jakiejś kontynuacji historii, rozwinięcia niektórych wątków (czy oni jednak będą razem!?), dalszych losów i relacji Amandy z jej ojcem… Cóż, może kiedyś twórcy coś stworzą. 😉 Tymczasem ja zachęcam fanów symulatorów randek do zmierzenia się z tą pozycją!

Na koniec zostawiam Wam to wwiercające się w mózg intro.

Mefisto

#265. Dream Daddy Read More »

#130. Monster Prom

743450_20180629000027_1

Monster Prom to gra z gatunku dating sim (symulator randek), którą stworzyło studio Beautiful Glitch, a wydało Those Awesome Guys. Prom z języka angielskiego oznacza bal studencki, na którym my – jako jedna z czterech dostępnych postaci – chcemy przeżyć niesamowity, niezapomniany wieczór. Naszym marzeniem jest pójść na bal z jednym z sześciu najpopularniejszych potworów w szkole. Ach, tak. Jak sama nazwa wskazuje, postaciami są wszelkiej maści potwory.

 

Zaczynamy od wypełnienia absurdalnego quizu, aby ustalić początkowe statystyki (czyli Wiedzę, Zuchwałość, Kreatywność, Urok, Zabawę i Pieniądze) oraz wybrać potencjalną parterkę lub partnera na bal. Statystyki rozwija się poprzez odwiedzanie poszczególnych lokacji, a z kolei stosunki z wybranym potworem rozwija się poprzez podejmowanie decyzji na korzyść wybranka/wybranki lub (jeżeli spotykamy się tylko z naszą przyszłą randką) wybieramy odpowiedź przypisaną do statystyki, którą mamy lepiej rozwiniętą. Jeżeli pomyliliśmy się i chemy starać się o względy kogoś innego, można to zmienić (np. siadając z tą osobą przy stole w stołówce).

 

I to by było chyba wszystko, co ma jakiś sens w tej grze. Dalej to jest już po prostu rzeź.

Wiedziałem, że to będzie ciężki tytuł i pomimo tego postanowiłem go zakupić. Sam quiz daje poczucie tego, że coś się będzie dziać. W szczególności, jeśli odpowiedzią na idealny prezent na rocznicę jest płonąca broń!

743450_20180629020525_1

Dzięki temu wyborowi trafił mi się Damien LaVey (swoją drogą nazwisko ma po twórcy kościoła satanistycznego). Jest to bardzo wybuchowy demon, który uwielbia wszystko podpalać, tłuc, ale w głębi duszy jest romantykiem i pragnie być fryzjerem. Pochodzi z ósmego kręgu piekieł i ma dwóch ojców, którzy tymże kręgiem władają. Jeśli nie masz rozwiniętej statystyki Zabawy nie próbuj rozmawiać z nim o kozach!

Początkowo grałem wybierając losowe odpowiedzi i chyba z trzy razy zostałem przez niego odrzucony. Dopiero potem doczytałem, że każda odpowiedź jest przypisana do danej statystyki. Za czwartym razem też nie poszedł ze mną na bal. Poszedł strzelić słońce w twarz. Przy tym odkryłem, że są sekretne zakończenia poza tymi standardowymi i obiecałem sobie poznać je wszystkie. Innym razem poszliśmy na bal tylko po to, aby się pobić (no dobra, nie tylko po to). Generalnie to tak się przy nim wymęczyłem, że modlę się o aktualizację, gdzie będę go mógł wrzucić do betoniarki!

743450_20180629133503_1

Kolejną postacią był Liam de Lioncurt (ten z kolei nazwisko ma jak mój ulubiony wampir Lestat z Kronik Wampirów) – ponad czterystoletni wampir, który jest hipsterem. Z nim było prosto: im mniej rozumiałem odpowiedź, tym bardziej była to właściwa odpowiedź. Liam żywi się krwią z ludzi z wolnego wybiegu (tłumaczył to tym, że ludzi jest za dużo i trzeba ich zjeść, ale nie będzie przyczyniał się do dodatkowego cierpienia). Stołówkowe jedzenie fotografuje i wrzuca na swojego instagrama, gdzie ma – jeśli pamięć mnie nie myli – całych 6 śledzących. Zaproszenie go na bal nie było takie trudne, mimo iż uważał bal za zbyt mainstreamowy. Zrobienie go królem balu ma jednak przekonujące działanie…

743450_20180629215452_1

Dalej była Vera Oberlin – gorgona ze smykałką do biznesu. Imponowanie jej polegało na napadaniu na banki, podsuwaniu pomysłów na dochodowe przedsięwzięcia, a także pomóc w rozwoju aplikacji Murdr dotyczącej płatnych zabójstw. Niejednokrotnie mnie otruła, abym przyszedł do niej po odtrutkę i przy okazji przedyskutował z nią kolejny genialny plan. Jakby nie mogła wysłać sms, czy coś… Vera bardzo chce zostać królową balu, więc my, posłuszni niewolnicy, spełniamy jej życzenie i przygotowujemy krwawy rytuał (co wiąże się z kupieniem tamponu użytego przez byłą miss)! Oczywiście wszystko udaje się tylko dzięki pomocy wiedźm, które okłamujemy, że w ten sposób uratujemy świat…

743450_20180702020323_1

Kolejny trafił mi się Scott Howl – wilkołak i zapalony sportowiec. Każda rozmowa z nim uświadamiała mi, że w taki właśnie sposób rozmawiałyby psy, gdyby mogły mówić. Oczywiście Scott zawsze chce być dobrym Scottem, a my, aby pójść z nim na bal, musimy jedynie zadbać o jego stosunki z nami (czyli mówić mu, że jest dobrym Scottem). Przy nim warto pamiętać, że kokaina sprawia, że zamienia się w wilkołaka, a fidget spinner może ten proces odwrócić. Z początku zastanawiałem się, co twórcy brali, ale po tym wydarzeniu zacząłem się zastanawiać z czym to mieszają!

743450_20180701232035_1

Przedostatnią postacią jest Miranda Vanderbilt – syrenka, księżniczka, maszyna do zabijania. Uwielbia wszelkie i dziwne srebra stołowe oraz uważa ludobójstwo za normalną rzecz. W sumie przy niej albo mordowałem jej oponentów, albo gadaliśmy o łyżkach, więc można by stwierdzić, że to najspokojniejsza postać w grze…

743450_20180629015653_1

Ostatnią postacią na mojej liście jest Polly Geist – duch, który uwielbia imprezy i wszelkie używki. Zobaczyć ją trzeźwą to zobaczyć ją żywą – niemożliwe! Praktycznie każda interakcja z nią to pomysły na nowe pranki. Nie da się docieć w jaki sposób zginęła, bowiem każdy wymieniony sposób na śmierć jest kwitowany przez nią “ooo, tak zginęłam”! W jednych z sekretnych zakończeń jest inicjatorką wielkiej orgii, a my wykonawcą “wielkiej woli”…

743450_20180629013600_1

Wydawałoby się, że po zaproszeniu tych sześciu szczególnych przypadków na bal będę mógł wyłączyć grę z zadowoleniem. Wciąż miałem jednak sekretne zakończenia, wciąż były poboczne postacie, z którymi można było siać zamęt… Wszakże to Monster Prom i tam możesz zrobić sobie z trupa elegancką ozdobę na głowę! Albo umówić się z zawirusowanym komputerem na bal! Albo skopać tyłek Międzywymiarowego Księciu (Interdimensional Price) za to, że próbuje ci popsuć każdą randkę to swoją wcale nienachalną propozycją małżeństwa… A na sam koniec organizujesz wielką orgię, aby zakończyć grę z klasą godną Monster Prom!

 

Jeśli macie znajomych, to z nimi też możecie zagrać i rujnować im każdą szansę na podbój!

743450_20180629000054_1

Monster Prom to pozycja, którą trzeba po prostu mieć (od razu razem z umówioną wizytą u egzorcysty). To jest tak chore, spaczone i niemożliwe, że wciąż nie wierzę i jednocześnie żałuję, że przeszedłem już całość i zdobyłem wszystkie poza dwoma osiągnięciami! Szczerze i z nieukrywaną nadzieją liczę na kontynuację. I bardzo mocno polecam każdemu, kto nie ma nic przeciwku kompletnej degeneracji i rozpaczy!

 

Mefisto

#130. Monster Prom Read More »

Scroll to Top