ojciec jake’a

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony

Japeś pośpiesznie podniósł się z podłogi i spojrzał na Jake’a mierzącego do swojego ojca z jego pistoletu. W oczach Cienia malowała się ogromna złość i nienawiść do swojego rodziciela. Dłoń drżała mu, jak gdyby resztki jego woli walczyły z silną potrzebą naciśnięcia na spust. Wędrowiec podniósł się z podłogi i zbliżył do chłopaka.

– Jake, odłóż broń. – powiedział stanowczo, jednak jego partner zdawał się utknąć w swoim świecie i skupiał się jedynie na swoim ojcu. Japeś powtórzył kilkakrotnie prośbę, za każdym razem zwiększając stanowczość w swoim głosie i zmniejszając dystans między nimi. Cień zauważył Wędrowca dopiero wtedy, kiedy ten ostrożnie położył dłoń na jego przedramieniu i delikatnie skierował pistolet w stronę podłogi. W duchu cieszył się, że Jake mimo wszystko potrafił zachować zimną krew i nie działać pod wpływem emocji. Japeś zapewne ostrzegawczo strzeliłby agresorowi w twarz.

Skupieni na sobie nie zauważyli, że mężczyzna podniósł się z ziemi rzucając się na Cień. Chłopak został pchnięty na ścianę i zacisnął palec na spuście, a broń wystrzeliła prosto w sufit. Do szamotaniny dołączył Japeś próbując odciągnąć napastnika, jednak szybko dotarło do niego, że nie miał najmniejszych szans. Powoli zaczął tracić nadzieję, ale nagle przypomniała mu się scena z serialu, gdzie bohaterka była w podobnej sytuacji. Nie mając nic do stracenia, a wiele do zyskania zrobił dokładnie to, co ona: ugryzł ojca Jake’a w kark najmocniej jak się da.

Mężczyzna zawył z bólu i puścił Cień, aby skupić się na zrzuceniu magicznej pijawki z siebie. Jake skorzystał z sytuacji i przyłożył swojemu ojcu z kolby pistoletu, a potem jeszcze raz, aż ten padł nieprzytomny na ziemię. Oboje spojrzeli na siebie zdyszani.

– Co to miało być? – zapytał Cień, a Wędrowiec wzruszył ramionami.

– Widziałem kiedyś podobną sytuację w serialu o wampirach… – odparł i uśmiechnął się głupawo. Usiadł na podłodze, podczas gdy Jake złapał za firanę, naderwał ją i związał swojego ojca, aby nie kusiło go zaatakować ich ponownie. Pomógł potem wstać swojej matce, jednak nie zdążył się nawet zapytać, czy wszystko w porządku, bo kobieta wtuliła się w swojego syna i zamarła tak na dłuższą chwilę.

Trwali w tym uścisku, aż na miejsce dotarła policja. Wszyscy troje złożyli zeznania, a ojca Jake’a zabrali funkcjonariusze.

Pomimo iż wszystko zdawało się wrócić do normy, to nikt nie czuł się tak jak dawniej. Każdy na swój sposób przeżywał tą sytuację w swojej głowie i nie mógł pogodzić się z faktem, że do tego wszystkiego doszło. Matka Jake’a została na noc, Cień leżał na łóżku kompletnie pozbawiony chęci do życia. Japeś chciał do niego dołączyć, ale zatrzymała go Siya.

– Wiem, że to może nie jest najlepszy moment, ale obiecałeś mi to wszystko wyjaśnić. – Wędrowiec wziął głęboki oddech i poszedł z nią do jej pokoju. Mentalnie przygotowywał się na wdrożenie człowieka w sprawy Krańca Czasu i konsekwencje, jakie z tego tytułu będzie musiał ponieść…

Mefisto

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony Read More »

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka

Smokowi nie zajęło zbyt dużo szukanie Japesia. Wędrowiec wraz z Siyą udali się do pobliskiego parku. Dziewczyna robiła sobie przerwy siadając na każdej ławace, która znalazła się na ich trasie. A że były one oddzielone od siebie co pięć metrów, to daleko nie udało się im zajść. Pradawny pobiegł do swojego podopiecznego i telepatycznie przekazał mu informację o niebezpieczeństwie.

– Jake ma kłopoty. – powiedział do swojej towarzyszki, a ona spojrzała na niego bardziej wystraszona tym, skąd to wie, niż tym, że ich przyjaciel znalazł się w nieciekawej sytuacji.

– Skąd to wiesz? – zapytała zdziwiona. Japeś spojrzał na Smoka, a ten kiwnął jedynie głową.

– Obiecuję, że wszystko ci później wyjaśnię. Na razie musimy wracać. – chłopak wręczył jej swój telefon i spojrzał prosto w oczy. – Zadzwoń po policję, a ja pójdę przodem. Nie wchodź na górę tylko poczekaj na nich przed budynkiem. Tam jest ojciec Jake’a. Z bronią.

Dziewczyna na te słowa kiwnęła głową i zajęła się dzwonieniem na policję. Wędrowiec kazał Smokowi zostać z jego przyjaciółką, bo chociaż ona sama była bardzo waleczna, tak teraz musiała już uważać nie tylko na siebie.

Japeś pobiegł do budynku i wbiegł na swoje piętro schodami. Szybko jednak dotarło do niego, że z uzbrojonym mężczyzną nie będzie mieć najmniejszych szans. Zszedł więc piętro niżej i zapukał do upierdliwej sąsiadki.

– Potrzebuję mopa. Czy mogę go pożyczyć? – zapytał z wielkim przejęciem malującym się na twarzy. Był tak zdeterminowany, że kobieta poszła razem z nim pytać o tą śmiercionośną broń innych sąsiadów. Kiedy chłopak położył swoje dłonie na starym, solidnym, drewnianym kiju, zwrócił się do sąsiadów, aby poszli do siebie i nie wychodzili. Nikt nawet nie odważył się kwestionować słów wariata z mopem.

Japeś udał się pod drzwi swojego mieszkania i starał się nasłuchiwać, co się tam dzieje. Niestety jedyne, co docierało do jego uszu to przerażająca cisza. Nie chciał tam wpaść z impetem i sprawić, że ojciec Jake’a w przypływie złości zastrzeli kogokolwiek. Musiał się tam zakraść tak, aby ten nie wiedział, że Wędrowiec stoi tuż za nim.

Mógł użyć do tego magii, ale złamałby podstawową zasadę i jego ludzkie życie skończyłoby się praktycznie natychmiast. Natomiast gdyby użył drzwi, te na pewno zaskrzypiałyby i napastnik wiedziałby o jego nadejściu. Straciłby element zaskoczenia.

Japeś nie miał większego wyboru. Skupił się uważnie i wykrzesał z siebie nieco magii, aby wraz z mopem stać się magiczną mgłą i przejść przez szczelinę w drzwiach. Usłyszał kroki w kuchni, więc wciąż będąc niewidzialnym, zakradł się do pomieszczenia, aby zobaczyć Jake’a i jego matkę siedzących w rogu pokoju. Nad nimi stał agresor z bronią wycelowaną w ich stronę.

Wędrowiec zbliżył się do niego najbliżej jak się dało i zmaterializował się, aby bez chwili zwłoki przyłożyć mężczyźnie mopem tak mocno, aż ten pękł w jego dłoniach (a był zrobiony z solidnego drewna). Broń poleciała na drugą stronę kuchni, a Japeś rzucił się na napastnika.

– Jak śmiesz panoszyć mi się po domu z bronią i grozić moim bliskim! – krzyknął rozłoszczony. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silne uderzenie i momentalnie znalazł się na podłodze. Nie mógł złapać oddechu. Po chwili dotarło do niego, że ojciec Jake’a siedział mu na brzuchu i go dusił. Ten uścisk był tak silny, jakby mężczyźnie zależało tylko, aby zmiażdzyć mu krtań.

Japeś nagle poczuł na sobie szarpnięcie, a potem z niesamowitą ulgą złapał oddech. Minęła chwila nim zobaczył Cień stojący nad swoim ojcem z bronią wycelowaną w jego głowę…

Mefisto

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka Read More »

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii

Jake wpadł czym prędzej do domu, czym poruszył śpiącego na kanapie Smoka. Prastary rzucił mu tylko nienawistne spojrzenie i popełzł do kuchni, aby napić się wody. Cień przez chwilę nasłuchiwał ciszy w mieszkaniu (co było ewenementem, jeśli chodzi o życie z Japesiem) i ruszył w ślad za pradwną istotą.

– Gdzie są wszyscy? – zapytał patrząc na mocarną bestię połykającą niesamowite ilości wody. Jak gdyby chciał zapić kaca.

– Siya uparła się na spacer. – odparł, kiedy tylko nawilżył gardło na tyle, aby móc coś powiedzieć.

– O tej porze? – zdziwił się Jake, ale Smok momentalnie posłał mu spojrzenie, które samo za siebie mówiło “a pamiętasz jak uparła się na pizzę z ananasem i śledziem, i ile czasu po niej wymiotowała”. Ciąża wszak rządziła się swoimi prawami. Cień kiwnął jedynie głową i poszedł wziąć szybki prysznic, aby zmyć z siebie trud całego dnia. Wrócił potem do Prastarego, aby znaleźć odpowiedzi na męczące go pytanie: kim był tajemniczy pies, który ocalił mu życie.

Smok zamyślił się na długą chwilę i spojrzał uważnie na swojego kolejnego podopiecznego.

– Nie wiem, co ty bierzesz, ale nie ma gadających psów. – odparł zadziornie.

– Wiesz o co mi chodzi. To była istota z Krańca Czasu. – westchnął, a jego upierdliwy mentor znowu się zamyślił.

– Cóż. Na pewno nie jest to opiekun żadnego Wędrowca, bo innego Wędrowca, poza naszą pierdołą, tu nie ma. Jedyna szansa na to, że trafiłeś na Poszukiwacza albo Obserwatora. – mruknął, a potem ziewnął przeciągle. Otworzył pysk najszerzej jak się dało i został w takiej pozycji. Jake, znając bestię na tyle dobrze, wyciągnął z lodówki babeczkę truskawkową i wcisnął pradawnej istocie w pysk. Wiedza w końcu miała swoją cenę, a ten byt wybrał bardzo dziwną walutę.

– Jest szansa, że dałoby się go znaleźć? Chciałbym podziękować. W końcu, jakby nie patrzeć, prawdopodobnie uratował mi życie. – Smok na te słowa kiwnął potakująco głową i obiecał się popytać wśród magicznych stworzeń, aby dowiedzieć się, które z nich ocaliło Cień przed ludzkimi problemami.

Nim jednak zagłębili się w dalszą dyskusję, rozległ się dzwonek do drzwi. Jake stwierdził, że to pewnie Japeś i Siya wrócili ze spaceru, a widząc światła w mieszkaniu domyślili się, że chłopak zdążył wrócić do domu przed nimi. Ruszył do drzwi i już zaczął je otwierać, kiedy te zostały nagle pchnięte z impetem. Na Cień wpadła jego matka, a zaraz za nią zauważył sylwetkę jego ojca celującą do nich z pistoletu.

Oboje z rodzicielką wpadli na ścianę. Jake patrzył się prosto w lufę broni i czerwone ze złości oczy swojego prześladowcy. Kątem oka zobaczył jak Smok przybiera postać mgły i przeciska się między agresorem a drzwiami.

– Biegnę po Japesia. Postaraj się grać na zwłokę. – poinformował Cień telepatycznie nim zniknął na korytarzu. Jake modlił się w duchu, aby był w stanie zatrzymać bieg wydarzeń na tyle długo, aby zdążyła dotrzeć pomoc…

Mefisto

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii Read More »

#353. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.49 – Cisza przed burzą

Czas zdawał się zwolnić i leniwie sunął się przed siebie. Jedyną oznaką jego upływu był powiększający się brzuch Siyi i jej rosnąca ekscytacja, ale też i strach na myśl o zostaniu matką. Od tego momentu dzieliło ją naprawdę niewiele, a ona spędzała wolne chwile, aby upewnić się, że ten rozdział w życiu zacznie (w miarę) przygotowana. Odkąd zaczął się jej urlop macierzyński, starała się uporządkować wszystkie swoje sprawy tak, aby dziecko stało się najważniejszym aspektem jej życia.

Japeś ochoczo pomagał jej w tej kwestii i wypytywał położne w szpitalu o wszelkie rzeczy, które mogłyby pomóc jego przyjaciółce w wejście w nową rolę. Raz nawet zabrał ją do pracy, aby sama mogła wypytać się o nurtujące ją rzeczy, a przy okazji rozkleić się na widok noworodków. Siya po raz pierwszy czuła się, jak gdyby wszystko w końcu zaczęło iść we właściwą stronę, a ona wreszcie czuła się spokojna.

Jake natomiast wydawał się dosyć wymęczony wszystkim, co go otaczało. Jego rodzice rozwodzili się, a proces ten nijak przebiegł pokojowo. W pracy zmienił mu się przełożony, który szczerze go nienawidził i dawał mu najgorsze zmiany. Często wracał w nocy, aby kilka godzin później wrócić do pracy i spędzić dwanaście godzin na nogach. Jakby tego było mało to ktoś wybił mu wszystkie okna w aucie i pociął opony.

Cień wiedział, że to wszystko nie było zbiegiem okoliczności. Odkąd opowiedział się w sądzie po stronie matki, zaczęły mu się przytrafiać tego typu rzeczy. Wiedział, że za wszystkim stoi ojciec, który obwiniał go o rozwód i tysiące innych rzeczy. Nie miał jednak na to dowodów, więc nijak mógł cokolwiek z tym zrobić. Mógł jedynie zacisnąc zęby i czekać, aż nadarzy się okazja, aby się odgryźć.

Tamtego wieczoru wracał na piechotę do domu. Auto wciąż stało w warsztacie, a on potrzebował chwilę odpocząć i pozbierać myśli. Wsłuchał się w swój wewnętrzny głos i wyciszył dźwięki otaczającego go świata. Uwielbiał magię za to, że pozwalała mu słyszeć tylko to, co chciał, a bicie własnego serca i szum krwi w uszach miał na niego uspokajający wpływ. Odprężył się i wszedł w boczną uliczkę, aby dojść szybciej do domu.

Zamyślony nie zauważył, że ktoś go śledził. Grupka mężczyzn zbliżała się do niego korzystając z jego nieuwagi. Jeden z nieznajomuch trzymał w dłoni metalową rurkę, którą już miał uderzyć Jake’a, jednak nagle rozległo się głośne szczekanie i szczęk metalu o chodnik. Cień momentalnie odwrócił się, aby ujrzeć lężącego na ziemi napastnika i stojącego na nim psa.

– Uciekaj! – warknął pies do chłopaka, a potem skoczył na kolejnego z mężczyzn, aby następnie zwinnie wyminąć pozostałych i rzucić się do ucieczki. Jake bez chwili namysłu zaczął bieg przed siebie. Skoro gadający pies mu to doradził, to musiała być to poważna sprawa.

Słyszał pościg za sobą, który ciągnął się za nim, aż dotarł do głównej ulicy, gdzie wciąż kręciło się sporo osób. Wpadł do stojącego na przystanku autobusu i dłuższą chwilę próbował złapać oddech.

Przez moment nie mógł zrozumieć tego, co się stało. Pies – a raczej istota z Krańca Czasu – uratowała go. Być może nawet przed śmiercią. Jedno było pewne: jego ojciec nie zamierzał mu odpuścić. To był dopiero początek jego problemów…

Mefisto

#353. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.49 – Cisza przed burzą Read More »

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska

Jake umówił się ze swoją matką. Spotkanie miało odbyć się w jednej z mniejszych i spokojniejszych knajp. Cień nie ufał swojej rodzicielce na tyle, aby zaprosić ją do mieszkania Japesia. Nie chciał też ryzykować, że ojciec mógłby ją śledzić i zrobić komukolwiek krzywdę.

Kobieta zjawiła się o umówionej porze. Chociaż była ubrana bardziej zwyczajnie, wciąż emanował od niej blask osoby z wyższych sfer. Nie pasowała do tego miejsca i jej również nie przypadła do gustu knajpa, która nawet nie dostała najwyższej oceny za czystość.

Cała trójka usiadła przy stoliku i w ciszy czekała, aż ktoś odważyłby się powiedzieć cokolwiek. Ciszę w końcu przerwał Japeś siorbiąc sok kupiony nim matka Jake’a dotarła na spotkanie. Cień zaśmiał się z niego pod nosem i zwrócił do swojej rodzicielki.

– No to o czym chciałaś porozmawiać? – rzucił spokojnie i czekał, aż elegencka kobieta przyciągająca wzrok każdej osoby w knajpie odpowie mu na pytanie. Ona jednak wahała się. Ukradkiem przyglądała się Wędrowcowi i była święcie przekonana, że on wyglądał jak świętej pamięci chomik jej syna…

– Ostatnio rozmawiałam z twoim ojcem. Na temat… Wiesz czego. – odparła łagodnie, ale z lekkim skrępowaniem. Spojrzała na swoje dłonie i starannie układała swoją wypowiedź w głowie, aby nie urazić syna. – Twój… kolega… przyszedł do nas porozmawiać o tobie i chociaż z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, to jednak w jakimś stopniu miał rację.

Na chwilę znów zapadła cisza. Matka Jake’a zbierała się w sobie, aby kontynuować, Cień był zdumiony tym co słyszał, a Japesiowi skończył się sok, więc nie mógł już siorbać.

– Tego nie da się zmienić, prawda? – zapytała z nutką nadziei w głosie, ale w duchu doskonale znała odpowiedź, z którą musiała się w końcu pogodzić.

– Nie. – Jake odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Kobieta kiwnęła jedynie głową i znowu pogrążyła się w swoich rozmyśleniach.

– To nie jest dla mnie takie proste, ale jesteś dla mnie moim synem i nie potrafię cię odtrącać z tego powodu. Nie umiem też tego zrozumieć, ale chciałabym móc to zaakceptować. – spojrzała na niego, a Cień domyślał się o co mogło jej chodzić.

– Mogę poodpowiadać na twoje pytania, jeśli to da ci trochę wewnętrznego spokoju. – i jak powiedział, tak zrobił. Matka Jake’a zadawała mu sporo pytań, jednak daleko było jej do rekordu Japesia. Chłopak spokojnie odpowiadał, a wraz z każdym pytaniem, kobieta zdawała się być coraz spokojniejsza. Jej twarz wydała się Wędrowcowi dosyć zrelaksowana, wręcz odprężona. Tak, jakby nosiła na plecach kamień, który jej syn stopniowo rozkruszał rozmową.

– Daj telefon. – kobieta bez wahania podała mu smartfona, a Jake zapisał jej swój numer. – Masz mój numer. Jak będziesz się czuła, że coś jeszcze cię w tej kwestii męczy to napisz albo zadzwoń i możemy porozmawiać. Mam już w końcu trochę doświadczenia w rozmowie na takie tematy.

Cień spojrzał wymownie na Japesia, a ten speszony jedynie przeprosił, nie rozumiejąc kompletnie, o co mogło mu chodzić. Jake zareagował na to jedynie śmiechem. Kobieta obserwowała ich uważnie i sama lekko się uśmiechnęła widząc tą zabawną, zrelaksowaną relację, jaka stworzyła się między nimi.

– A co do ciebie… – zwróciła się teraz do Wędrowca, który siadł niemal na baczność i napuszył się, przez co jeszcze bardziej wyglądał jak chomik. Matka Cienia z trudem opanowała śmiech, bo chociaż potrafiła dobrze zagrać swoją rolę dystyngowanej damy, to jednak Japeś potrafił naruszyć jej stoicką postawę. – Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty to nigdy nie byłabym w stanie zrobić tego pierwszego kroku, aby spróbować zrozumieć Jake’a. Dziękuję.

Japeś uśmiechnął się zakłopotany i kiwnął delikatnie głową. Nie za bardzo wiedział, co mógłby na to odpowiedź, ale z opresji uratował go Jake zajmując swoją matkę rozmową. Wędrowiec słuchał uważnie ich coraz bardziej zrelaksowanej dyskusji i powoli, trochę mimowolnie zaczął się uśmiechać, a niedługo po tym nieśmiało zaczął w tej wymianie zdań uczestniczyć.

Późnym wieczorem udało im się pożegnać i opuścić lokal. Jake i Japeś wsiedli do rydwanu grozy i ruszyli przed siebie. Cień był zadowolony do tego stopnia, że minął pierwszy zjazd, potem drugi, trzeci… Wędrowiec szybko zrozumiał, że jadą za miasto i mógł się tylko zastanawiać po co. Nie chciał przerywać tej ciszy, ani też wyrywać Jake’a z jego przemyśleń.

Z racji późnej godziny dotarli na miejsce w rekordowym czasie. Jake zatrzymał auto na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na sąsiednie miasto. Na tle czarnego jak atrament nieba błyskały światła latarni ulicznych, lamp w domach i żarówek w samochodach. Cień wysiadł z wozu i siadł na samym brzegu wpatrując się w widok naprzeciwko. Japeś, chociaż okropnie bał się wysokości, w końcu zrobił to samo. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał w przepaść niknącą w ciemności nocy i wbijał palce w ziemię, jak gdyby miało go to uchronić przed upadkiem.

– Lubię tutaj przychodzić. – Jake zaczął znienacka, a Wędrowiec mało co nie spadł z wrażenia. – Ten widok pozwala się zatrzymać na moment i delektować chwilą.

Japeś kiwnął głową, a Cień uśmiechnął się łagodnie. W jego oczach zdawał się odbijać blask świateł z sąsiedniego miasta. A może to były iskry w oczach skaczące radośnie na myśl o tym, ile w jego życiu naprostowało się rzeczy dzięki Wędrowcowi?

– Chyba tylko ten widok trzymał mnie jeszcze w jednym kawałku. Każdy aspekt mojego ludzkiego życia i mojej egzystencji jako Cień komplikował się z dnia na dzień. Myślałem, że to koniec. – zamilkł na chwilę, a Japeś wyczekiwał dalszej części monologu. Jake musiał jednak nasycić oczy tym uspokajającym blaskiem. – A potem trafiłeś mi się ty.

Cień zaśmiał się i pokręcił głową. Spojrzał się w stronę Wędrowca, który cierpliwie czekał, aż jego rozmówca wyrzuci z siebie swoje myśli zanim będzie mógł pojąć ich sens.

– Nie wiem dlaczego, ale kiedy na ciebie patrzę widzę kogoś niezdarnego i nieporadnego. Ale gdy tylko odwrócę wzrok, ty idziesz jak taran i osiągasz rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. I robisz to tak, jakbyś się urodził tylko po to. – Jake znów się zaśmiał, a potem spojrzał pod siebie. – Wszystko dotąd było męczące, pozbawione kolorów. Moja ostatnia wpadka z duchem-uciekinierem prawie kosztowała mnie życie…

Japeś wzdrygnął się na myśl o tym, że Jake mógłby zginąć przez takie coś. Właściwie to nawet nie byłaby śmierć tylko wymazanie go żywcem z nici czasu.

– Chciałem się poddać. Rzucić to wszystko i czekać, aż wyrzucą mnie do kosza jak zepsutą rzecz. Pewnie tak byłoby łatwiej. – westchnął ciężko. – Ale odkąd cię poznałem to łatwiej mierzyć mi się z tym wszystkim wiedząc, że jesteś po mojej stronie. To jest dosyć zabawne, ale nie czuję się już tak samotny we wszystkim. Jako człowiek i jako Cień.

Wędrowiec uśmiechnął się lekko pod nosem na te słowa. Znów czuł to przyjemne kołatanie w klatce piersiowej na myśl o tym, że Cień był w jakiś sposób szczęśliwy. Może Siya miała rację? Może to było zakochanie? Nie miał sił dłużej się temu opierać, nie chciał też wiecznie o to pytać. Chciał wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zaczął podążać za jego wskazówkami, ale jego serce dudniło tak bardzo, że ledwie mógł usłyszeć słowa.

W tym samym momencie Jake lekko przesunął się w jego stronę, co wybiło Japesia z jego zamyśleń. Wędrowiec kompletnie się tego nie spodziewał i nagłym ruchem odsunął się od Cienia, co spodowowało, że ziemia pod nimi zaczęła się osuwać…

Mefisto

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

Scroll to Top