kranca

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa

Siya doczłapała do łóżka i przysiadła na nim obserwując skrępowanego Wędrowca, który stał przy drzwiach, jak gdyby chciał przez nie przepłynąć i uciec jak najdalej stąd. Faktycznie: miał ochotę uciec, ale skoro zaczął temat to wypadałoby go zakończyć. Już brał głębszy oddech, aby wydusić z siebie tajemnicę tkwiącą mu w gardle niczym ość, lecz nagle poczuł silne pchnięcie i wpadł w głąb pokoju. Kiedy się obrócił, zobaczył Smoka wesoło dreptającego do pomieszczenia i zamykającego za sobą drzwi.

– No co? – zapytał, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy i pokazała na Prastarego.

– On mówi! – niemalże krzyknęła, po czym sama zatkała sobie usta, aby nie wydrzeć się po raz kolejny.

– Tak, gadam, nawijam i bełkoczę. Pełen zestaw. Jakbym miał kciuki to bym jeszcze kawę robił. – odparł nieco zgryźliwie, a potem usiadł na swym szacownym zadzie. – Wszakże Japeś miał ci wszystko wyjaśnić, ale myślę, że lepiej będzie, kiedy ja to zrobię.

Po tych słowach psie ciało upadło na ziemię, a tym razem miniaturowy Smok zbliżył się do Siyi. Była ona poniekąd przerażona, ale też i zachwycona. Prastary przybrał smoczą formę znaną ludziom z opowiadań, jednak jego postać wciąż była przezroczysta i miejscami błyszczała, jak gdyby ktoś obsypał ją brokatem. Otulił dziewczynę skrzydłami i pokazał jej jak wygląda Kraniec Czasu. Chociaż trwało to tylko chwilę, Smok był w stanie opowiedzieć jej spory fragment historii magicznych istot (który oczywiście uważał za adekwatny dla ludzkiego rozumowania). Po skończonym seansie wrócił do swojej ziemskiej formy.

– Jesteście magicznymi istotami? – zapytała dla potwierdzenia, a Japeś ze swym mentorem kiwnęli głowami. – I Jake też?

– Tak. – odparł Wędrowiec. Siya westchnęła ciężko. Zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a jednak nie wydawała się ona taka straszna. Być może dlatego, że Smok przedstawił ją dosyć realistycznie i chociaż próbowała to wszystko sensownie wytłumaczyć, to powoli docierało do niej, że logika ludzkiego świata nie była w stanie pojąć Krańca Czasu.

– Potrzebuję czasu, aby to przetrawić. Mogłabym zostać sama? – Japeś tylko kiwnął głową i wyszedł, a Prastary poczłapał za nim. Bez słowa poszedł do kuchni, aby odpocząć. Wędrowiec za to wszedł do swojego pokoju i spojrzał na leżącego na łóżku Jake’a. Po jego nerwowym oddechu domyślił się, że Cień nie spał. Powoli położył się obok niego i objął go w pasie.

Przez dłuższy moment trwali w nieprzyjemnej dla uszu ciszy. Żaden jednak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby tę paraliżującą ciszę przerwać. Wszakże co można by było powiedzieć w takiej sytuacji? Ledwie co wyszli z koszmaru, aby dotarło do nich, że ten koszmar tak prędko nie minie.

– Japeś… – Jake w końcu przełamał się i wydusił z siebie pierwsze słowo. Za nim poszły kolejne. – Przepraszam. Cały czas przynoszę nieszczęścia do twojego życia.

– Przestań. – burknął Wędrowiec urażony. – To nie twoja wina, że twój ojciec jest taki. Nie myśl o tym. Cieszmy się tym, że nikomu nic się nie stało.

– To nie takie proste. Gdyby nie ja, to nigdy by się to nie wydarzyło. – westchnął poirytowany na siebie i na swój los. Japeś wtulił się w jego plecy i mruknął niezadowolony. – Jestem jak czarny kot, co przynosi pecha.

– No to masz problem, bo ja lubię czarne koty i lubię twojego pecha. – odparł. Jake zaśmiał się pod nosem. Odwrócił się twarzą do Wędrowca i oparł swoje czoło o jego.

– Boję się, że kiedyś naprawdę stanie ci się krzywda przeze mnie. – pogłaskał go po policzku. Chociaż w tej chwili czuł się ciężarem dla całego świata to mimo wszystko dziękował w duchu za Japesia, który był dla niego niesamowitą podporą.

– Wiem, że się martwisz o mnie i doceniam to. Ale pamiętaj o tym, że wziąłem cię takiego, jaki jesteś: z całym bagażem nieszczęść, czy bez. Nie żałuję niczego. I cieszę się, że tobie nic się nie stało. – odparł. Jake uśmiechnął się łagodnie. Taki Wędrowiec to skarb. Wtulił się w niego i chłonął jego spokój, dziękując losowi, że ich drogi miały okazję się skrzyżować.

– Jesteś prawdziwym skarbem. – mruknął Cień, a potem odpłynął do krainy snów.

Nad ranem obudził ich Smok z dosyć pochmurną miną. Oboje zerwali się jak oparzeni i spojrzeli na Prastarą bestię.

– Właśnie miałem “telefon” od Merlina. Masz się zaraz pojawić na Krańcu Czasu. – burknął do Wędrowca. Jake patrzył na nich oboje w kompoletnym zdziwieniu.

– Dlaczego? – Cień zapytał wkurzony i jednocześnie przerażony.

– Nasz kochany Wędrowiec złamał zasadę i użył magii. Teraz musi się z tego wyspowiadać, a Rada zobaczy, czy może przymknąć na to oko. – odparł. Chłopak spojrzał na Japesia będąc w kompletnym szoku.

– Wiem, co sobie myślisz, ale w ten sposób mogłem go zaskoczyć. – mruknął do Jake’a. – Wiesz, że jestem gotów poświęcić nawet siebie, aby ci pomóc.

Cień kiwnął głową. Czuł się w środku jeszcze bardziej winny, bo gdyby nie on to przecież nie doszłoby do tego, prawda?

Smok kazał Japesiowi zebrać się czym prędzej. Wędrowiec pobiegł poinformować Siyę, że przez jakiś czas go nie będzie. Prastary został w ich pokoju i spojrzał na Jake’a, który znów zaczął siebie obwiniać o wszystko.

– Spokojnie. Wróci. Już zdążyłęm się za niego wstawić. Ale on tego jeszcze nie wie. – zaśmiał się zadziornie, a potem wyszedł z pokoju zostawiając Cień w kompletnym szoku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Mefisto

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa Read More »

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość

Zarówno Jake jak i Smok wpatrywali się w ciszy na Wędrowca. Jego plan był nawet poprawny, ale mimo wszystko brzmiał bardziej jak pomysł jakiegoś psychopaty, a nie pierwszy krok w stronę rewolucji uczuciowej na Krańcu Czasu.

Cień w ciszy podszedł do skaczącego w kącie Marzenia i wziął je do rąk. Szybko zakrył je drugą dłonią, aby nie uciekło, ale też jednocześnie uciszyć nieco błagalne piski. Japeś z początku nie rozumiał, o co chodziło jego współtowarzyszowi, ale szybko dotarło do niego, że oto mieli istotę z Krańca Czasu, na której można by było wypróbować teorię Wędrowca.

– Masz jakiś pomysł jak to sprawdzić? – zapytał Prastary, a chłopak kiwnął głową zaprzeczająco. Jake westchnął tylko z niecierpliwością i spojrzał na biedne, malutkie stworzenie patrzące na niego ze strachem.

– Ono się mnie boi. – burknął cicho obserwując ten kłębek strachu w swoich dłoniach. Nawet jeśli nie miał wrogich intencji, istoty z Krańca Czasu trzęsły się na jego widok.

– No tak! – krzyknął Japeś tak głośno, że nawet Cień podskoczył z zaskoczenia. – Strach to też uczucie! Skoro Marzenie może się bać to znaczy, że czuje?

– A co jeśli to jest odruch związany z przetrwaniem? Jestem ogólnie rzecz biorąc predatorem dla takich stworzeń. Strach to naturalna reakcja, aby trzymały się z dala ode mnie, by przeżyć. – mruknął Jake licząc w duchu na to, że kolejny genialny pomysł Wędrowca nie zostanie ogłoszony tak głośno jak poprzedni. Japeś jednak (po raz kolejny) poczuł się przytłoczony faktem, że jego z pozoru genialna myśl została tak szybko obalona.

27.07.2019_23-42-57

Wszystkie byty skupiły swoje siły na wymyśleniu kolejnego sposobu, aby udowodnić, że istoty z Krańca Czasu potrafiły czuć. Pomimo szczerych chęci, żaden z nich nie był w stanie choć trochę zbliżyć się do jakiegoś sensownego rozwiązania ich problemów. Jake w końcu poddał się i włożył Marzenie do słoika stawiając go w kuchni na blacie. Japeś i Smok odebrali to jako informację, aby na chwilę przerwać gonitwę myśli i odpocząć.

Wędrowiec z Cieniem udali się do sypialni i powoli przygotowywali do spania. Właściwie to Jake się przygotowywał, a jego współtowarzysz wciąż szukał idealnego sposobu na rozwiązanie ich problemu. Japeś półprzytomnie przygotował sobie piżamę wyrzucając kilka innych ubrań na podłogę, kilka razy strącił poduszki na podłogę, które Cień co chwilę poprawiał w ciszy.

– Myślę, że już wystarczy na dzisiaj. Odpocznij. – łagodny głos jego współlokatora wyrwał Wędrowca z przemyśleń. – Nie wymyślisz nic nowego, jeśli będziesz się tym zadręczał. Odpocznij, a jutro znowu będziemy mogli się tym zająć.

– Tak, wiem, ale czuję się strasznie niecierpliwy. Chciałbym już mieć gotowe rozwiązanie. – burknął nieco smutny. – Nie czujesz się niecierpliwy? W końcu to ty zyskasz wolność.

– Nie. – odparł krótko kładąc się na łóżku. – Nawet jeśli jutro znajdziemy rozwiązanie, Kraniec będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby to przetrawić. Kładź się już. Znowu kogoś wrzucisz do pralki, jeśli się nie wyśpisz.

Japeś przytaknął mu skinieniem głowy i ułożył się tuż obok niego. Przez chwilę w ciszy patrzył jak Cień ustawia budzik na telefonie, aby wstać rano i zawieźć Wędrowca do pracy.

– Tak właściwie czemu przyszedłeś wcześniej? Spodziewałem się, że nie będzie cię cały wieczór. – mruknął, a Jake podsunął mu pod nos telefon z wiadomością od Japesia o tym, że młody adept ludzkiego życia naprawdę kiepsko się czuje i potrzebuje pilnie opieki.

– Zgaduję, że to nie ty to napisałeś. – odparł na wpół rozbawiony. Od razu wydało się to oczywiste, że Prastary musiał swoje namieszać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Wędrowcowi na dyskrecję. Wszak miała być to niespodzianka dla Jake’a!

– Smok! Mogłem się domyślić…! – warknął zły, a Cień tylko się zaśmiał. Chwilę jeszcze porozmawiali o domowych obowiązkach i poszli spać.

Nad ranem Japeś wybrał się do pracy, gdzie oczywiście wrzucił kogoś do pralki, bo pomimo iż był wyspany, wciąż intensywnie myślał o rewolucji uczuciowej. Wędrowiec nie byłby sobą, gdyby tak po prostu na chwilę odpuścił. Nie należał do cierpliwych istot, przez co niemal zadręczał się szukaniem odpowiedzi. Przynajmniej do momentu, aż dźgnął się strzykawką z lekiem uspokajającym i, chcąc nie chcąc, musiał trochę zwolnić tempo. Personel szpitala odetchnął z ulgą z wrzucił go do schowka na miotły, gdzie miał przeczekać swoją zmianę.

Jake, zaraz po powrocie do domu po odwiezieniu Japesia do pracy, wziął się za sprzątanie mieszkania, które powoli zamieniało się w pobojowisko. Krzątając się po pomieszczeniu, zauważył, że Marzenie w ciszy go obserwuje. Cień w całym porannym zamieszaniu kompletnie zapomniał o żyjątku. Podszedł do słoika i wziął go do rąk. Istota od razu skuliła się i starała trzymać jak najdalej od chłopaka.

– Nie chcę zrobić ci krzywdy, okej? – mruknął i otworzył słoik.

Marzenie przez dłuższy moment siedziało przytulone do szkła i czekało na reakcję Cienia. Ten jednak pozwolił stworzeniu na samodzielne podjęcie decyzji, czy chce wyjść ze swojego tymczasowego domu, czy jednak woli tam zostać. Ostatecznie (chociaż trwało to dłuższą chwilę) żyjątkowo wspięło się po ścianie słoika i spojrzało uważnie w błyszczące oczy Jake’a. Pisnęło do niego pytającym tonem.

– Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w momencie, kiedy cię złapałem. – odparł spokonie chłopak rozumiejąc język Marzeń. Istota burknęła cicho i zaskrzeczała dwa razy. – Nie mam nawet ochoty ciebie pożerać. Nie jesteś moim celem, więc nie mogę cię skrzywidzć.

Stworzonko zatrąbiło nieco odważniej i coraz więcej piszczało do swojego rozmówcy. Cień spokojnie słuchał nietypowego nawet dla Krańca Czasu języka i cierpliwie czekał na swoją kolej, aby objaśnić fundamentalne zasady działania jego gatunku. Nie mógł tak po prostu zjeść Marzenia. Musiałoby wpierw stać się banitą albo przestępcą, za którym Kraniec wydałby coś w swego rodzaju listu gończego.

Żyjątko trąbiło niepewnie do niego, a Jake tylko odpowiadał “na pewno”. Japeś zdecydowanie poszerzył granice jego cierpliwości, bo normalnie pewnie zaczynałby mieć dość ciągłych pytań. Wędrowiec jednak zadał ich tyle, że istota nawet się nie zbliżała do zadania procenta tego, o co zapytał jego współlokator.

– Widzisz, Kraniec ma to do siebie, że uważa nas za jakieś potwory, ale w przeciwieństwie do was my mamy tyle zasad i reguł, że złamanie jakiejkolwiek powoduje natychmiastowe wymierzenie kary. – tłumaczył a Marzenie kiwało małą, nie do końca kształtną głową. – Dlatego nie mogę cię skrzywdzić bez szansy na to, że sam zginę.

Stworzenie pisnęło potakująco i wyskoczyło ze słoika do ręki Jake’a. Przez chwilę stało tam niespokojnie sprawdzając, co się mogło stać. Ostrożnie rozglądało się na boki, jak gdyby szukało jakiegoś zagrożenia, ale kiedy zorientowało się, że nic się nie działo, zagwizdało radośnie i zamerdało ogonem przypominającym lisią kitę. Cień był za to pod wrażeniem tej przyjemnej, ciepłej energii, jaka wręcz biła od tego maleństwa.

– Schlebia mi to, że postanowiłeś mi zaufać. – uśmiechnął się lekko. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zdziwiony, bowiem oto Marzenie stało się niespodziewanie większe i zajmowało teraz połowę jego dłoni. – Mam rozumieć, że kiedy jesteś szczęśliwy to rośniesz?

Stworzenie zapiszczało potakująco i znów zaczęło merdać ogonem. W mgnieniu oka powiększyło się po raz kolejny i zajmowało teraz całą powierzchnię dłoni Jake’a.

– Jak duży ty możesz urosnąć? – spytał obawiając się, że to maleństwo mogło w chwilę zapełnić całe pomieszczenie swoim puchatym ciałkiem. Cień zauważył, że istota nabierała równiecześnie coraz to dziwniejszego kształtu: miała lisi ogon, kurze stopy, kocie ciało i głowę jaszczurki. Chłopak pierwszy raz spotkał się z czymś takim, aczkolwiek do tej pory znał Marzenia jedynie z książek, bo w końcu kto pozwoliłby Cieniom mieć własne Marzenie.

Jake odstawił żyjątko na ziemię i wrócił do sprzątania. Istota tupała za nim wesoło uczestnicząc niemo w procesie porządkowania domu i przy okazji rosła jak na drożdżach. Po około godzinie sięgała chłopakowi powyżej kolana.

Prastary, który dopiero co obudził się ze swojej dziennej drzemki (trwającej cały ranek), wyszedł z sypialni Japesia i zaniemiał widząc wielgachne Marzenie biegające za Cieniem jak małe kaczątko za swoją mama. Przez moment miał wrażenie, że wciąż śnił, ale czująć ból po przydeptaniu sobie ogona stwierdził, że w życiu jeszcze wiele rzeczy mogło go zaskoczyć.

– Co tu się właściwie stało? – zapytał nie kryjąc zdziwienia, a Jake zwrócił się w jego stronę. – Dlaczego to jest takie wielkie? Coś ty temu zrobił?

– Zaprzyjaźniliśmy się. – chłopak wzruszył ramionami. – Ucieszył się i urósł.

– Cóż… – mruknął Smok. Żałował, że nie mógł z zakłopotaniem podrapać się po głowie. – Takiego opisu sytuacji spodziewałbym się po Japesiu, a nie po tobie.

– Kiedy właśnie to się stało. Wypuściłem go ze słoika, wyjaśniłem, że nie zrobię mu krzywdy, wyskoczył mi na rękę i kiedy zrozumiał, że mówię prawdę, zaczął się cieszyć i rosnąć. – Cień wzruszył ramionami po raz drugi. Marzenie zamerdało lisiem ogonem i znów stało się nieco większe. Smok zamrugał ze zdziwieniem nie wierząc własnym oczom.

– I ono robi się większe, bo się cieszy? – burknął. Istota zwróciła się do niego i szczeknęła radośnie, a potem znów urosła. – Dobra, rozumiem. Rośnie, bo się cieszy. Jakkolwiek byś tego nie zrobił, nauczyłeś je cieszyć się. A to znaczy, że teoria Japesia ma szansę zadziałać…

Mefisto

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość Read More »

Scroll to Top