gra survivalowa

#489. Palworld – Pierwsze wrażenie

Palworld to gra wydana 19 stycznia 2024 przez studio Pocketpair. Tytuł ten oferuje nam możliwość łapania uroczych stworków (Pals) i wykorzystywania ich do każdej możliwej pracy, jaka jest dostępna w grze. Brzmi to dosyć szalenie, ale Palworld jest wystarczająco szalone, aby znaleźć tam wszystko, czego tego rodzaje gier zwyczajnie nie oferują.

Oczywiście zdaję sobie sprawę, jak bardzo Palworld przypomina Pokemony. Będę jednak z Wami szczery: bardziej ta gra skojarzyła mi się z Ark Survival: Evolved, bo mechanika jednej i drugiej gry jest bardzo podobna, jeśli nie bazowana na tych samych zasadach. Z wyglądu jednak potworki przypominają nasze urocze Pokemony, co powoduje zgrzytanie zębów u Nintendo (tym bardziej, że Palword okazuje się być dużym sukcesem). Nie chcę jednak tutaj rozpisywać się na temat tego, jakie inne gry ten tytuł przypomina, a wolę skupić się na tym, co ona sobą przedstawia.

Nasza rozgrywka zaczyna się od stworzenia świata i postaci. Możemy grać na serwerach online lub też, tak jak ja, schować się na single playerze. Nasza postać budzi się na jednej z plaż Palpagos w otoczeniu Palsów i od razu możemy przejść do rzeczy, czyli zbierać surowce, bić i łapać Palsy, ale tylko jeśli mam palsphere – palsferę. Oczywiście palsfera to kula, do której łapiemy osłabionych Palsów. To akurat jest mocno zgapione od pokemonów, ale nie mnie oceniać!

Tutorial oferuje nam misje, aby oswoić się z mechaniką gry i zacząć budować pierwszą bazę. Tak, możemy budować bazy! Aby założyć takie schronienie, musimy wpier wybudować Palbox, czyli coś, co wygląda jak komputer, w którym trzymane są nasze złapane Palsy. Tam możemy wybrać stworki do towarzyszenia nam w eksploracji wyspy oraz oddelegować niektóre do pracy w bazie (zbieranie surowców, przerabianie surowców, wytwarzanie przedmiotów i narzekanie na ciężkie warunki pracy połączone z okazjonalnym wbieganiem w ognisko i robieniem z siebie żywej pochodni – przynajmniej w przypadku moich Palsów).

Aczkolwiek, aby móc cokolwiek zbudować, potrzebujemy puktów technologii, a te otrzymuje się przy zdobywaniu kolejnego poziomu. A jak wbić kolejny poziom? Trzeba łapać Palsy lub też je zabijać – te dwie czynności dają wystarczająco doświadczenia, aby w miarę szybko brnąć w górę. Dzięki temu możemy budować coraz lepsze budowle, tworzyć coraz lepszy ekwipunek i efektywniej zaganiać naszych “pracowników” do roboty. Nie mówiąc już o możliwość odblokowania siodeł i podróżowa na naszych “kumplach”.

Czy gra mi się podoba? TAK! Chociaż mam jeszcze sporo do zwierdzenia i podejrzewam, że twórcy dorzucą jeszcze trochę atrakcji do Palworld, uwielbiam w nią grać, zwiedzać każdy kąt wyspy i łapać każdego Palsa, jaki się nawinie. Zdaję sobie sprawę, że pod wieloma względami wciąż jestem na początku gry i jeszcze sporo rzeczy mam do odkrycia. Nie jest to tytuł, w którym podążasz za fabułą, więc nasze możliwości ograniczone są tylko naszą wyboraźnią, a ona zdaje się całkiem nieźle, jak na mój wiek, pracować. Dlatego dalej będę eksplorować świat Palsów, a jeśli uzbiera mi się materiałów lub też twórcy dodadzą jakieś nowe funkcje, na pewno do gry wrócę i zdam Wam sprawozdanie. Póki co jestem zachwycony i mam nadzieję, że ten tytuł będzie dalej się rozwijał i zaskakiwał na każdy możliwy sposób!

Mefisto

#489. Palworld – Pierwsze wrażenie Read More »

#473. Len’s Island

Len’s Island to kolejna gra surwiwalowa na moim koncie, które wciągnęła mnie na wiele dłuższych chwil. Została wydana w listopadzie 2021 przez Flow Studio. Gra jest wciąż rozwijana, dlatego podsumuję moje wrażenia, a innym razem (kiedy gra będzie, miejmy nadzieję, ukończona) zrobię porządną recenzję.

Naszą przygodę zaczynamy od stworzenia naszego Lena. Len to po prostu imię naszego ludka, którym będziemy eksplorować ten dziwny, ale i ciekawy świat. Z naszego domu przepędzają nas Pustki (Voids) – potwory, z którymi będziemy się mierzyć praktycznie co chwilę – dlatego szukamy nowego miejsca dla siebie. I odnajdujemy je! Na jednej z wysep znajduje się pustoszejące miasto i tam postanowiłem zatrzymać się, aby rozpocząć moją przygodę.

Len’s Island polega na zbieraniu, przetwarzaniu i tworzeniu przedmiotów oraz budowli. Generalnie na tym etapie, poza samouczkiem, nie ma żadnych celów, więc sam postanowiłem wymyślić sobie zadania i je spełnić. Moje zadania polegały na eksplorowaniu aspektów, które ten tytuł oferuje na chwilę obecną, czyli: rozbudowę miasta, obok którego się osiedliłem, ulepszanie moich narzędzi (kilof, siekiera, miecz, tarcza, konewka, itd.), aby móc zbierać lepsze surowce i budowa zaawansowanej farmy (czyli takiej, która się sama podlewa i trzeba tylko pilnować sadzenia i zbierania plonów).

Misją poboczną było wędrowanie po okolicznych wyspach, zbieranie potrzebnych surowców i pokonywanie Pustek, aby zdobywać poziomy doświadczenia i odblokowywać umiejętności. Przy okazji pokonałem też dwójkę bossów, dzięki czemu otrzymałem tarczę i młot, ale średnio były dla mnie użyteczne w tamtym momencie (aby pokonać tych bossów i tak musiałem się nastarać, zrobić lepszą broń i uzbierać punkty talentu na odpowiednie umiejętności, aby przeżyć wystarczająco długo, więc bardziej traktowałem je jako trofea).

Wszystkie moje zadania wypełniłem, co dało mi sporo radości, bo gra oferuje całkiem niezły poziom trudności, jeśli chodzi o wykonanie dla siebie porządnych narzędzi. Farmę udało mi się wykonać, zbudować zbiornik na wodę, pompę wodną i wiatrak, aby tą pompę zasilał, dzięki czemu miałem zawsze jakieś plony: owoców, warzyw lub kwiatów. Te pozwalały mi odnawiać życie w trakcie moich potyczek z Pustkami, ale także mogłem je sprzedawać w mieście. Za zarobione pieniądze mogłem ulepszać swój plecak, aby móc nosić coraz więcej i więcej rzeczy. Ulepszenia plecaka pozwalały mi ulepszać miasta, bowiem każde ulepszenie potrzebowało coraz więcej “składników” (drewna, kamienia, itd.) znacznie wykraczających poza pojemność mojego plecaka. Rozbudowa miasta sprowadzała do niego nowych kupców i możliwość handlu różnymi rzeczami, co przekładało się na szybsze zbieranie pieniędzy i możliwość poszerzenia pojemności plecaka.

Do ulepszenia narzędzi potrzebne były różnorakie metale dostępne na różnych wyspach. Generalnie są cztery rodzaje wysp: nasza domowa wyspa, kwiatowa wyspa, leśna wyspa i pustynna wyspa. Domowa i kwiatowa wyspa nie stanowiła dla nas żadnego zagrożenia – tam nie spotkałem Pustek (chyba, że w jaskiniach). Na leśnej potrafiły biegać krabo/pająko-podobne cosie i nas atakować. Tam też można było znaleźć niekiedy metale potrzebne do ulepszenia narzędzi (najczęściej w jaskiniach/podziemnych miastach). Na pustynnej wyspach znajduje się sporo surowców, ale też i Pustki są coraz silniejsze, dlatego te wyspy dobrze odwiedzać trochę później, kiedy się uda już chociaż miecz ulepszyć na tyle, aby sprawnie walczyć z potworkami.

Podróż między wyspami usprawnia nam tratwa, a w późniejszym czasie statek (jeśli zdobędziemy wystarczający poziom, aby go odblokować). Nie popełniajce tego błędu co ja: upewnijcie się, że macie jakiś środek transportu zanim zaczniecie płynąć wpław przez pół mapy. To jest naprawdę głupi pomysł i straszna strata czasu. Warto jednak zaznaczyć, że ten świat jest póki co dosyć ograniczony, bo jeśli popłyniemy za daleko to “bogowie” rzucają nas gdzieś w inne miejsce na mapie. Na razie mamy się trzymać okolicy domowej wyspy i tyle – może twórcy z czasem pozwolą nam na dalsze wycieczki.

Na chwilę obecną nie udało mi się wycisnąć z gry nic więcej. Ulepszyłem miasto i plecak do maksymum, tak samo ulepszyłem swoje narzędzia. Poza dalszym zbieraniem i przetwarzaniem surowców, nie mam za bardzo co robić, więc czekam na kolejną aktualizację, która być może coś dorzuci albo doda chociaż jakieś zadania, aby mieć co porobić. Gra jest całkiem ciekawa, ale jako że wciąż nad nią pracują to szybko można dotrzeć do jej “końca”. Liczę, że twórcy nie zawiodą i rozwiną ten tytuł jeszcze trochę, dodadzą może jakąś fabułę albo misje i będę znów mógł pobiegać boso po tym ciekawym świecie. Bardzo bym chciał, bo gra mi się spodobała, chociaż z początku wydawała się dosyć niepozorna.

Polecam Len’s Island, jednakże zaznaczam, że gra jeszcze nie jest ukończona i wciąż wiele może się zmienić.

Mefisto

#473. Len’s Island Read More »

#466. Plague Tale: Innocence

 

Plague Tale: Innocence to wydana w 2019 roku gra, która zabiera nas w mroczne czasy plagi nękające XIV-wieczną Francję. Plagę, która z rodziną naszych bohaterów – Hugo i Amicii – ma wiele wspólnego. Tytuł ten stworzyło studio Asobo oraz Focus Entertainment i zdecydowanie podbił on moje serce.

Chociaż nasza przygoda jest pełna mroku, bólu i ciągłego strachu, początek gry wydaje się wręcz przytulny. Amicia de Rune (nasza główna bohaterka) wraz ze swoim ojcem udaje się pod drzewo, gdzie ma udowodnić swoje zdolności w posługiwaniu się procą. Dosłownie chwilę po tym zauważamy dzika, więc Amicia rzuca się w pogoń za zwierzyną. Towarzyszy nam pies myśliwski, jednakże podczas naszych łowów coś idzie nie tak i nasz psi towarzysz zostaje wciągnięty do wielkiej dziury w ziemi.

Amicia wraz z ojcem wracają czym prędzej do posiadłości, gdzie przez moment możemy pocieszyć się spokojem i spędzić chwilę z młodszym bratem Hugo. Nasi bohaterowie nie znają się za dobrze, bowiem Hugo cierpi na dziwną chorobę i matka, alchemiczka, spędza dnie i noce na szukaniu lekarstwa. Niestety błoga chwila dobiega końca, bowiem do posiadłości przybywa inkwizycja i domaga się wydania chłopca.

Dochodzi do potyczki między inkwizycją a mieszkańcami naszej posiadłości. Nasz ojciec ginie już na samym początku (bowiem od tego zaczyna się cała ta masakra). Matka naszych bohaterów zamyka ich w pokoju Hugo, a sama biegnie robić dywersję. Amicia wraz ze swoim bratem powoli i ukradkiem wymykają się do kuchni. Tam spotykają się ze swoją rodzicielką, po tym jak ogłusza ona najemnika, który nas nakrył.

Stamtąd uciekamy razem przez ogrody, jednak nie dane jest nam uciec całą rodziną. Matka postanawia się poświęcić, aby Amicia i Hugo mieli realną szansę na ucieczkę. Chociaż jest ciężko, nasi bohaterowie ostatniecznie umykają inkwizycji. Dzieje się to z pomocą strumienia rzeki, do której wpadli, ale grunt, że udało im się ujść z życiem.

Nasi bohaterowie trafią do niedalekiej wsi, która mierzy się w tej chwili z plagą. Ludzie giną albo są zagryzani przez szczury i jakimś dziwnym cudem my kończymy obwinieni za tę sytuację. Oczywiście nie jest to dalekie od prawdy, ale wciąż jest to bardziej skomplikowane niż przedstawiają to wieśniacy.

Nasza dalsza droga przez wieś wiedzie przez klasztor, gdzie znajduje się rój szczurów gotowych pożreć nas w chwilę, jeśli tylko znajdziemy się poza blaskiem światła. Jest to trudne zadanie, bowiem musimy zapalać pochodnie, bujać lampy, aby móc przebiec z jednej strony na drugą, wspinać się na meble, aby uciec przed tymi małymi żarłokami…

Chociaż pokonujemy sporo przeszkód na naszej drodze, nasza przygoda dopiero co się zaczyna. Udajemy się do alchemika, z którym współpracowała matka Amicii i Hugo w celu stworzenia lekarstwa na problem małego bohatera. Pomimo wielu przeszkód, docieramy na farmę Laurentiusa, jednak ten leży przykuty do łóżka, bowiem dopadła go plaga. Jego uczeń, Lucas, pomaga zebrać nam nieco potrzebnych rzeczy i uczy nas nieco alchemii – na przykład jak stworzyć Ignifer, czyli zapalnik, dzięki któremu możemy zapalać pochodnie czy lampy na odległość, ciskając w nie rozpalony kamień z procy.

Chociaż wydaje się, że ma chwilę możemy odetchnąć ze spokojem, farma naszego alchemika zostaje pochłonięta przez olbrzymi rój szczurów. Wraz z Lucasem udaje się nam jednak uciec i odpłynąć łódką w stronę Chateau. Podczas podróży dowiadujemy się od Lucasa, iż Hugo jest nosicielem Prima Maculi – czegoś w rodzaju klątwy, ani dobrej, ani złej, jednakże ściśle powiązaną z plagami.

Docieramy do Chateau, które spowite jest mrokiem niedawnej angielsko-francuskiej walki. Setki ciał powoli pożerają nadcierające szczury, a my, poza unikaniem krwiożerczych gryzoni, musimy jeszcze uważać na angielskich żołnierzy. W trakcie naszej eskapady pomagamy uciec dwójce złodziejaszków, jednakże sami zostajemy złapani.

W następnym rozdziale poznajemy Melie i Arthura – dwoje złodziejaszków, którym wcześniej pomogliśmy. Czują się winni naszej sytuacji, a jednocześnie dowiedziawszy się, że pochodzimy z rody szlacheckiego, chcą bardzo nam pomóc. Dzięki nim udaje się nam zbiec zanim na miejsce dotarła inkwizycja, bowiem żołnierze planowali wydać im nas. Niestety Arthur zostaje schwytany. Po drodze udaje się nam jeszcze uratować Lucasa, który bym potraktowany dosyć łaskawie ze względu na swoją wiedzę o alchemii.

Odnajdujemy opuszczony zamek pełen dziwnych mechanizmów, które pozwalają nam zagonić szczury do dołów i trzymać je w uwięzi. Tam możemy się w końcu poczuć bezpiecznie i zaplanować nasze kolejne kroki: jak pomóc małemu Hugo z jego pogarszającym się stanem zdrowia. Melie martwi się o swojego brata, więc wraz z Amicią udają się do pobliskiego miasta, przepełnionego inkwizycją, gdzie znajdują się pojmani złodziejaszkowie i inni przestępcy, a także ważna księga, Sanguinis Itinera, która może zawierać wiele odpowiedzi na temat Prima Maculi.

Amicia udaje się więc do uniwersytetu po księgę, a Melie do bastylii po Arthura. Nasza przygoda pełna jest przedzierania się przez bilbioteki, gabinety i pomieszczenia pełne inkwizytorów i kościelnych/uczonych. Nie jest to jednak bezowocona podróż, bowiem udaje się nam odnaleźć księgę dzięki pomocy współtwórcy drzwi chroniących ją, Rodrica. Wraz z nim udaje się nam uciec z Uniwerstytetu, chociaż przypadkiem rozpętujemy pożar i wszystko stoi teraz w ogniu. Ułatwia nam to sprawę ze szczurami, jednak wciąż musimy mierzyć się z ogniem i inkwizycją.

Pomimo przeciwności losu, udaje się nam powrócić do zamku, a tam zjednoczyć ze wszystkimi – wliczając w to Melie i Arthura. Arthur zdradza nam, iż nasza matka żyje i jest przetrzymywana w bastylii. Hugo chce od razu biec ją ratować, jednak piorytetem dla Amici jest stworzenie eliksiru, aby spowolnić, a może nawet i zatrzymać Prima Maculę.

W tym momencie muszę jednak przerwać tę opowieść, bo zdradzę Wam całą fabułę, a nie o to mi chodzi. 😉 Gra jest niesamowita pod wielowa względami, a wątek rodziny de Rune jest po prostu wciągający i ciężko jest przerwać grę – chce się ją przejść do samego końca, aby poznać historię naszych bohaterów i dowiedzieć się, czy ich opowieść zakończy się szczęśliwie.

Plague Tale: Innocence to niesamowita gra z naprawdę świetnie przygotowaną i przedstawioną fabułą, od której ciężko się oderwać. Przypadłość Hugo jest ciekawym aspektem nurtującym nas od samego początku, gdzie chociaż mogłoby się wydawać, iż jest to przekleństwo, z czasem okazuje się dosyć pomocne i bardziej zawiłe niż mogłoby się nam wydawać, a jednocześnie zostawia nas z takim poczuciem “wow, tego się nie spodziewałem”. Pomimo iż już trochę czasu minęło od przejścia tej gry, dalej czuję ekscytację na myśl o niej, bowiem zapewniła mi niesamowitą rozrywkę. Dlatego też niebawem rzucę się na kolejną część, aby poznać dalsze losy naszych bohaterów. 😉

Mefisto

#466. Plague Tale: Innocence Read More »

#369. My Time At Portia

My Time At Portia to przeurocza gra wydana w styczniu 2019 przez Pathea Games i Team17 Digital Ltd. W tym tytule otwieramy się na przygody w świecie, który przeżył apokalipsę i powoli staje na nogi korzystając z dobrodziejstw naszych przodków. Mimo iż brzmi to bardzo mrocznie, to jednak cukierowa oprawa graficzna sprawia, że ciężko uwierzyć w te kilkaset lat ciemności…

Jednakże skupmy się na fabule!

Naszą postacią jest młody budowniczy, który otrzymał w prezencie od swego enigmatycznego ojca warsztat w miasteczku zwanym Portia. Budynek jest w opłakanym stanie, ale jak to ujął przyjaciel naszego tatka – “twój tato był dusigroszem”. Zaczynamy więc od lekkiej naprawy przybytku, a także od rejestracji naszego biznesu. Wymaga to stworzenia dwóch przedmiotów: kilofa i siekiery. Po tym dostajemy certyfikat, a stworzone przedmioty możemy sobie zachować – wszak będą nam bardzo potrzebne w wykonywaniu naszej profesji!

Jak tylko stajemy się oficjalnie budowniczymi, wpada Arlo – szef Civil Corps (coś w stylu lokalnej policji) z zadaniem dla nas: zbudować most na Bursztynową Wyspę (Amber Island). I – kompletnie nie wiedząc co robię – wziąłem się za budowę!

Przez długi czas biegałem bez większego celu, bo nie wiedziałem skąd i jak mam czerpać trochę bardziej zaawansowane surowce. Odkryłem jednak ruiny, gdzie można było znaleźć niektóre rudy oraz relikty (np. silniki), których ludzkość nie potrafiła już produkować. Fabuła wszak toczy się po jakiejś wielkiej wojnie i setkach lat ciemności spowodowanej nią. Dlatego też zaawansowanie naszej cywilizacji zależy od tego jak bardzo odzyskamy utracone w wojnie rozwiązania i od tego czy Kościół Światła (Church of Light) nie będzie się za bardzo czepiał. W końcu wszyscy obawiają się kolejnej wojny i konsekwencji, jakie mogłaby za sobą przynieść.

Wróćmy jednak do fabuły. Nasze zadania podzielone są między misjami głównymi, których nie ma sporo, ale zdobycie przedmiotów potrzebnych do ich ukończenia jest czasochłonne. Mamy też misje poboczne związane z fachem naszego budowniczego, aby najzwyczajniej w świecie zarobić pieniądze na niezbędne ulepszenia, a te są kosztowne. Poza tym możemy rozbudowywać nasz dom, aby móc wprowadzić tam żonę lub męża, mieć maksymalnie dwójkę dzieci oraz powiększać ogródek, aby postawić tam więcej naszych wymyślnych maszyn albo – moją ulubioną rzecz – fabrykę, gdzie wszystko praktycznie robi się samo.

Nasze główne zadania pomagają Portii się rozwijać: budujemy drogi, nowe połączenia z innym miastem, spada na nas satelita, a wraz z nim przedziwny robot o imieniu Ack. Niewiele brakuje, abyśmy stali się ofiarami oszustów, ale Civil Corps jak zawsze ratuje dzień (czytaj: złoją im tak skórę, że ci nie odważą się więcej nas męczyć).

Nasza opowieść jednak rozkręca się w momencie, kiedy natrafiamy na wzmiankę o czymś, co zwie się All Source Computer (co możemy przetłumaczyć na komputer z dostępem do wszystkich źródeł – w grze objawia się to jako komputer do zarządzania innymi komputerami). Wraz z nim pojawia się Zły Rycerz (Rogue Knight) – zbuntowany relikt przeszłości, który niegdyś miał na celu chronić słabych, a teraz po prostu działa nam na nerwy i próbuje zabrać nam zaawansowaną technologicznie zabawkę.

Stajemy się też (znowu) ofiarami oszustwa, bowiem źli i wredni piraci, podając się za członków rady, wpierw pomagają nam odnaleźć urządzenie, a potem chcą je ukraść. Udaje się nam jednak odkryć spisek i w porę stoczyć walkę z finalnym bossem.

Gra bardzo mi się spodobała, bo uwielbiam gry, które mają elementy RPG, rozwój postaci, możliwość zbierania i przetwarzania przedmiotów lub surowców oraz budowę/tworzenie maszyn. Tutaj spotkałem się z olbrzymią ilością wymaganych przedmiotów, aby stworzyć jedną głupią rzecz (z wartością zupełnie niewartą mojego zaangażowania) i przenieść się kawałek dalej w naszej opowieści.

Poza tym możemy mieć w grze wątek miłosny i rodzinny, który opiera się nie tylko na randkowaniu z potencjalną parterką lub potencjalnym partnerem, aby móc się do nich zbliżyć, ale też na uczestniczeniu w misjach pobocznych dotyczących naszego związku i rodziny. To była bardzo miła odskocznia od dosyć monotonnej profesji budowniczego. 🙂

Dodatkowym atutem są różne wydarzenia związane z porą roku (np. wyścigi konne albo bitwa na śnieżki) lub też obchodzenie swoich i cudzych urodzin. Możemy też gotować, grać w mini gry w restauracji, łowić ryby, a nawet założyć farmę w ogrodzie. Można też hodować zwierzęta w specjalnych zagrodach (albo, tak jak ja, trzymać je w skrzyniach :o).

Oczywiście tytuł bardzo mocno polecam z zaznaczeniem, że trzeba do niego podejść z dużą ilością czasu, aby być w staniem spróbować wszystkiego, co ta gra ma do zaoferowania. 😉

Mefisto

#369. My Time At Portia Read More »

#356. Gamingowe podsumowanie roku 2020

Rok 2020 ani trochę spełnił moje oczekiwania. Oczekiwałem widowiskowego wejścia w nową dekadę, a, bądźmy szczerzy, zdrowo przydzwoniliśmy w ścianę i wciąż leżymy połamani pośród gruzu. Nikt z nas się tego nie spodziewał, ale życie toczy się dalej, bo nikt nie wymyślił do niego przycisku “pauzy”.

W tym całym chaosie cieszę się, że istnieją gry. To jak portal to innego świata, gdzie ludzie potrafią się zjednoczyć i wspólnie pokonać zło. Niemal jak lustrzane odbicie tego, co się dzieje w rzeczywistości.

Zgodnie z blogową tradycją oto moja lista trzech perełek, które sprawiły, że uciekłem do innego wymiaru, aby mierzyć się z problemami, które da się rozwiązać… Tutaj możecie znaleźć wszystkie gry w jakie przyszło mi grać w minionym roku.


STAR WARS JEDI: FALLEN ORDER


Uwielbiam gry z serii Star Wars, więc na mojej liście nie mogło zabraknąć tej pozycji.

W tej grze wczuwamy się w postać Cala Kestisa, młodego ledwie-Jedi, który uniknął rzezi dokonanej podczas Rozkazu 66. Przeznaczenie w końcu go dopada, a on staje przed największym wyzwaniem w swoim życiu.

Gra nie tylko urzekła mnie fabułą, ale też niesamowicie realistyczną grafiką i animacją postaci. Momentami czułem się, jakbym sterował postacią w filmie, a nie w grze, co dodawało dreszczyka emocji. Żałuję tylko, że fabuła mnie była trochę obszerniejsza, bo w tą grę po prostu chciało się grać.

No i dalej uważam, że Jedi lepiej jak siedzą na tyłkach i nic nie robią, bo więcej z tego pożytku. 😉

Zdecydowanie 10/10!


GRAVEYARD KEEPER


To jedna z moich ulubionych gier. Wizja twórców o tym, aby przydzwonił w ciebie samochód tak mocno, że budzisz się w średniwiecznej wsi jako grabaż naprawdę mnie urzekła. A wiadomo, że to nie były jedyne atrakcje.

Grę urozmaicały dziwaczne zadania, handlowanie ludzkim mięsem, wycinanie grzesznych części ciała trupom, aby nasz cmentarz dobrze wyglądał, ożywianie martwych, aby odwalali za nas robotę. No i jest jeszcze komunistyczny osioł i czaszka-alkoholik. Ta gra na stwierdzenie “nic mnie już w życiu nie zdziwi” odpowiada “przypilnuj mi programistę”.

To był tytuł 10/10!


DETROIT: BECOME HUMAN


Na mojej liście nie mogło zabraknąć tej gry.

Historia trzech naszych bohaterów jest naprawdę niezwykła, a jednocześnie (co jest w symie smutne) przekłada się na dzisiejsze czasy. Tutaj poznajemy trzy maszyny, z którymi zżywamy się i zauważamy w nich coś więcej niż tylko maszyny. Niezależne jednostki szukające swojego własnego sposobu na życie, na swoją wolność.

Bardzo mocno podobała mi się ilość wyborów i związanych z tym zakończeń. Nasz najmniejszy błąd potrafił pociągnąć za sobą inne postacie, więc każda decyzja musiała być przemyślana. A gra, dla dreszczyka emocji, niekiedy nie dawała ci czasu na przemyślenia.

Z tej gry naprawdę cieszyłem się w tym roku. 10+/10!


Na sam koniec dodam, że rok 2020 był rokiem Gwiezdnych Wojen na blogu, bo dominowały właśnie te gry. Postanowienie z zeszłego roku spełnione. 😉

A jak Wam minął 2020?

Mefisto

#356. Gamingowe podsumowanie roku 2020 Read More »

#246. The Long Dark: Episode 3

305620_20191029205934_1

Po długim (i nieco niecierpliwym) oczekiwaniu doczekałem się momentu, kiedy to studio Hinterland wydało epizod trzeci tej nietypowej, ale niesamowicie zajmującej gry. Z nieukrywaną radością przysiadłem do tego tytułu i dałem się porwać kolejnym kawałkom opowieści, które powoli zbijają się w jedną całość.

Tym razem nie gramy Williamem tylko Astrid. Astrid to eks-żona bohatera poprzednich dwóch epizodów. Naszym zadaniem było polecieć z nią do odległego kawałka Kanady, ale dziwna zorza polarna doprowadziła do zaniku prądu i rozbicia naszego samolotu. Bohaterka tego rozdziału zmaga się z losem w momencie, kiedy William uganiał się za niedźwiedziem (albo niedźwiedź uganiał się za Williamem :P).

305620_20191029210455_1

Na samym początku tajemnicza postać ratuje Astrid z objęć lodowej śmierci. Nasza doktor uciekła z Milton przed zbiegłymi bandziorami i powoli zamarzałaby sobie na śmierć, gdyby nie Molly – kobieta, która ją uratowała. Pomimo iż Molly zalecała nam odpocząć, szybko jednak prosi nas o pomoc – otoczyły ją wilki w stodole i próbują dostać się do środka. Zgodnie z jej instrukcjami łapiemy za rewolwer i przez piwnicę udajemy się do wyjścia. Przy okazji odnajdujemy tam ciało mężczyzny – to taki delikatny wstęp do skomplikowanej osobowości naszej towarzyszki.

305620_20191029212959_1

Kiedy jednak docieramy do stodoły, Molly tam nie ma. Skubana znalazła łuk i od tego momentu stała się istnym Rambo w Pleasant Valley. Na miejscu rozmawiamy z Molly przez telefon działający na zasadzie kubeczków połączonych sznurkiem. W stodole znajdujemy też plakat domu wspólnoty (community hall), więc wyruszamy właśnie tam. Tam również odbieramy kolejny telefon i dowiadujemy się nowych rewelacji na temat ciała w piwnicy Molly.

305620_20191029213929_1

W domu wspólnoty mamy okazję porozmawiać z ojcem Thomasem, który informuje nas o kraksie samolotu pasażerskiego. Na ziemi pod kocami leżą ocaleńcy. Astrid bada każdego z nich i wybiera się w miejsce, gdzie znajdował się wrak, aby zebrać dokumenty zmarłych osób, a także poszukać leków dla cukrzyka.

305620_20191029214345_1

Tam odnajdujemy kobietę przygniecioną kawałkiem metalu, więc udzielamy jej pierwszej pomocy i niesiemy do domu wspólnoty. Nasza pani doktor poczuwa się do ocalenia tej nieszczęśnicy i targa ją przez całą drogę. Oczywiście czasem trzeba naszą pacjentkę odstawić na ziemię, więc Astrid rzuca nią jak workiem ziemniaków. Tak to jest jak się oszczędza na ubezpieczeniu zdrowotnym! 😛

305620_20191029223159_1

Przy okazji atakują nas watahy wilków. Aby je przegonić wystarczy rzucić czymś stosunkowo blisko nich. Jako że miałem rewolwer to strzelałem im pod łapy i patrzyłem jak uciekają!

W domu wspólnoty dochodzimy do wniosku, że brakuje nam jeszcze 3 osób z listy. Ojciec Thomas również prosi nas, aby zgromadzić zapasy, bo zbliża się śnieżyca, a oni nie mają ani drewna, ani jedzenia, ani leków… W ramach szukania naszych zaginionych szukałem też rzeczy z listy naszego księdza. Nie było to trudne, chociaż polujące na mnie wilki czasem irytowały.

Ostatecznie udaje nam się uratować wszystkich i zebrać zapasy. Ojciec Thomas zdradza nam, że do Perseverance Mills, czyli celu naszej wyprawy, można się dostać przez opuszczoną kopalnię. Nim jednak się tam wybierzemy rozmawiamy z Molly, która nakłania nas do udania się do stacji radiowej. Odnajdujemy to miejsce i podczas zorzy uruchamiamy sprzęt. Udaje nam się jednak dowiedzieć, że William żyje, bo słyszymy jego rozmowę z kimś z miasteczka. Niestety nasz nadajnik nie działa i Will nas nie słyszy.

Dalej jest już prosta droga przez kopalnię (no prawie, bo i tam czkeają nas przygody). Co jednak czeka nas dalej? Jak długo zajmie twórcom wypuszczenie epizodu 4? Och, mam nadzieję, że nie długo!

Bardzo podobał mi się ten rozdział. Dowiedzieliśmy się co się stało z Astrid w momencie kiedy William szedł jej tropem pokonując przy okazji wszystkie możliwe przeciwności losu. Ba – nawet mogliśmy nią pograć! Poznaliśmy nową, tajemniczą postać Molly, która ujawniła się nam jako zajadła łowczyni. Otrzymaliśmy solidny kawałek fabuły pokazujący nam część naszej historii i jednocześnie kryjący przed nami los Williama, bo w końcu jego historia została tak nagle przerwana…

Twórcy przeszli samych siebie – oni tworzą growy majstersztyk! Nie mogę się wręcz doczekać premiery kolejnego epizodu! I trochę mi przykro, że będę musiał czekać…

Oczywiście bardzo mocno grę polecam, bo chociaż trzeba się naczekać to ten czas oczekiwania jest tego warty. 🙂

Mefisto

#246. The Long Dark: Episode 3 Read More »

Scroll to Top