gra strategiczna

#257. Gamingowe podsumowanie roku 2019

Minął nam kolejny rok. Czuję się, jakbym na chwilę przymknął oczy, a tutaj znienacka zaczął się nowy rok, nowa dekada. Wydaje się, że zmieniło się tak dużo, ale w gruncie rzeczy mamy po prostu kolejną kartę do zapisania. To, czy będzie ona inna niż wszystkie, zależy już od nas samych.

Tymczasem skupmy się na minionym roku i grach, w które miałem okazję zagrać (tutaj macie wszystkie gry z roku 2019). Spośród wielu tytułów wyłoniłem te, które uznałem za prawdziwe perełki.

ASSASSIN’S CREED ODYSSEY


Screenshot at 2018-10-27 22-05-46

Assassin’s Creed to seria gier towarzysząca mi od czasów nastoletnich. Kocham, ubóstwiam, uwielbiam. Jednakże fakt, że fabuła toczyła się w Starożytnej Grecji, którą również kocham, ubóstwiam, uwielbiam, był ogromnym plusem. Eksplorując świat antycznej Hellady czułem się niemal jak w domu.

Gra nie tylko opowiadała mi niesamowitą historię, ale też była istnym graficznym arcydziełem, bo niekiedy ciężko było powiedzieć, czy to wciąż gra, czy może już film z udziałem prawdziwych aktorów (i efektów komputerowych). Twórcy przeszli też samych z siebie, jeśli chodzi o dokładność animacji postaci. Wszak animacja krocza jest detalem niezwykle pobudzającym wyobraźnię!

No i jest jeszcze nasz koń Phobos, którego twórcy pozwalają nam przebrać za istotę z piekieł lub też uroczego jednorożca z tęczą wylewającą się spod kopyt… Bardzo fajnie to wygląda, kiedy przed kimś uciekasz. <3

To jest po prostu gra 10/10.


KEN FOLLETT’S THE PILLARS OF THE EARTH


234270_20180824082121_1

Byłbym chory, gdyby tego tytułu tutaj nie było! To jest po prostu majstersztyk połączenia interaktywnej opowieści z rysowaną grafiką! Myślę, że nie skłamię, jeśli powiem Wam, że to była z jedna z tych gier, do których podszedłem bardzo emocjonalnie. Związek Alieny i Jacka, problemy Philipa, losy katedry…

Gra pozwalała odczuć potęgę konsekwencji złego wyboru. Tyle razy żałowałem źle podjętych decyzji, że myślałem niekiedy, aby od nowa zacząć grę. Fabuła jednak prowadziła mnie wybraną ścieżką i mój los wydwał się zarówno irytujący, jak i ciekawy, więc brnąłem w to dalej, aż dotarłem do – zdaje się – szczęśliwego końca.

Nie było chyba rzeczy, którą bym się nie zachwycał w tym tytule. Twórcy postarali się, aby miała ona klimat opowieści zdobionej barwnymi rysunkami, które pod wpływem wyobraźni zaczynają się ruszać i prezentować mi swoją historię, a ja – niczym dziecko – chłonę każdy wers z wypiekami na twarzy.

To zdecydowanie kolejna gra 10/10 na mojej liście.


DIVINITY: ORIGINAL SIN


Screenshot at 2018-03-07 23-07-23

Oczywiście nie mogło tu zabraknąć Divinity: Original Sin. Fanem serii gier Divinity jestem wielkim, lubię luźne podejście twórców do tworzenia świata Rivellon oraz ich niekiedy bardzo głupawe żarty. W tym momencie nawiąże od razu do genialnego pomysłu, aby stworzyć grę, gdzie sterujemy dwoma postaciami na raz, a te okazjonalnie się kłócą… Mogłem się kłócić sam ze sobą!

Ale ta gra to nie tylko symulator dyskusji z samym sobą. To przede wszystkim długa i zajmująca opowieść o świecie Rivellon, gdzie jako Strażnicy mierzymy się z własnym losem, aby chwycić go w dłonie i podążać za jego instrukcjami w stronę naszej prawdziwej tożsamości. To zagadka zaczęta nim jeszcze przysiedliśmy do tworzenia postaci, a którą stopniowo i z dokładnością rozwiązujemy.

A na sam koniec dostałem od gry taki policzek, że piecze mnie do dziś!

Jak najbardziej jest to gra 10/10!


I tak oto minął mi rok 2019. Gier miałem pod dostatkiem (chociaż czasu na nie niekiedy brakowało)! Jestem zadowolony, a patrząc w stronę roku 2020 widzę, że też będzie ciekawy. Zdradzę Wam, że będzie oświetlony mieczem świetlnym… 😉

A Wam jak minął rok 2019? Graliście w coś, co zapadło Wam w pamięć? 🙂

Mefisto

 

#257. Gamingowe podsumowanie roku 2019 Read More »

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa)

Spellforce: Shadow of the Phoenix to już ostatni z dodatków do gry Spellforce, który wyszedł w listopadzie 2004. Jest to kontunuacja naszej przygody nawiązująca zarówno do Spellforce: The Order of Dawn i Spellforce: The Breath of Winter. Kolejny raz twórcy są zdania, że potrzeba około 40 godzin na grę (mi wyszło 29 przy pominięciu kilku rzeczy).

Jak w każdej z poprzednich części, zaczynami od wyboru postaci. Tym razem jednak możemy zaimportować uprzednio stworzonych wojowników: tego, który posiadł Kamień Feniksa w The Order of Dawn (Zakon Świtu) albo wojownika cienia z The Breath of Winter (Oddech Zimy). Ma to jedynie lekki wpływ na dialogi, aczkolwiek reszta fabuły pozostaje taka sama. Ja zdecydowałem, że będę grał postacią posiadającą kamień.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że przyzywa nas nasz stary znajomy Darius. Odkrył on bowiem zło, które swym mrokiem powoli okala świat. Na miejscu nie zastajemy naszego przyjaciela, a jedynie resztki Zakonu Świtu wraz z naszym przyjacielem Uriasem, z którym przedzieramy się przez hordy nieumarłych w poszukiwaniu Dariusa. Szybko zostajemy skierowani do miasta Empyria, gdzie mieści się portal prowadzący do Driady gotowej pomóc nam w naszym zadaniu.

Oczywiście nie możemy tak po prostu tam wejść, bo imperator jest po stronie tego złego. Dlatego wchodzimy w spisek z lokalnym złodziejaszkiem (złodziejaszką?) i komendatem straży. Oboje są dziećmi władcy i chętnie pomagają nam przeciwko swemu oszalałemu ojcu.

W międzyczasie dowiadujemy się też, że zło, które czyha nad nami, to nikt inny jak Hokan Ashir ożywiony przez nas w pierwszej części gry. Przy użyciu boskiej krwi wskrzesza on krąg jako swoich niewolników, aby ostatecznie przywołać Beliala do krain Fiary.

Dotarwszy do skąpo odzianej driady, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy, a nasza podróż zmierza w stronę ludu Kathai i kobiety o imieniu Uru. Nie może być za łatwo. Okazuje się, że Kathai są pod oblężeniem nieumarłych. Chociaż nasza podróż zajęła nam chwilę, docieramy do naszego celu i tam dowiadujemy się, że musimy uwolnić runicznego wojownika posiadającego ostrze nie z tego świata. Miecz ten może uwolnić Feniksa – stworzenie pałające nienawiścią do Kręgu – i zapobiec kataklizmowi.

Chociaż było to ciężkie, udało mi się uwolnić wojownika cienia i wyruszyć na spotkanie Hokanowi. Chociaż było to jeszcze cięższe, wygrałem, zniszczyłem ostatecznie Krąg, a wraz z nim całą jego magię (a w tym i runicznych wojowników). Rozdarty świat Fiary stał się na nowo jednym, ale o tym opowiem wam w drugiej części gry Spellforce… 😉

Gra bardzo przypadła mi do gustu – nie tylko dlatego, że grałem w nią już za czasów mojego dzieciństwa. Chociaż jest to tytuł sprzed ponad dekady, wciąż zachwycałem się grafiką (np. przy Arynie, gdzie jego wykonanie było wręcz bajkowe jak na tamte czasy). Fabuła, mimo tylu lat przerwy, wciąż była niesamowicie dobra, zostawiając daleko w tyle współczesne tytuły, które też miały w sobie wyjątkową opowieść.

Chociaż ograniczyłem ilość rozgrywki do głównej fabuły, to jednak pod względem godzin spędzonych na rozgrywce przegoniłem taki tytuł, jak Skyrim, gdzie starałem się zrobić dosłownie wszystko. Dlatego bardzo mocno i z całego serca polecam ten tytuł!

Mefisto

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa) Read More »

Scroll to Top