fuzzy

#428. Po przerwie

Dzień dobry wieczór!

Witam Was po tej nieszczęsnej, przymusowej i niechcianej przerwie. Dopadł nas nowy wariant covida i absolutnie go nie polecam. Cholerstwo zwaliło mnie z nóg na dwa tygodnie, Smoczyńskiego prawie ugotowało, a Całość wciąż dochodzi do siebie. Podziękuję za takie coś, a niestety okazuje się, że dziadostwo jest w stanie zarazić ponownie po niecałym miesiącu przechorowania. No po prostu super.

Żeby było zabawniej: wciąż unikamy skupisk ludzi i staramy się trzymać higienę, ale niestety, aby to działało, ludzie też powinni w tej kwestii współpracować. Zakładam kolejną, bolesną falę pandemii, bo szczepionki są mało skuteczne na ten wariant.

Mam też kilka złych wiadomości, więc zacznę od najmniej złych.

Egzaminy trochę zawaliłem, bo jeden moduł matmy (który uważałem za łatwy) ledwo zdałem z oceną Pass 4 (czyli najniższą możliwą do zdania). Drugi moduł matmy, który bardziej bałem się, że obleję, skończyłem z wynikiem Pass 3. Z programowania mam Pass 2, co w sumie mnie zadowala. Pomimo tych ocen, wciąż mam szansę na ocenę końcową 2.1 (czyli coś zaraz po wyróżnieniu). Muszę tylko mieć wyróżnienie z finalnego modułu. Generalnie to mój poziom motywacji jest tak niski, że mam ochotę wykopać sobie dziurkę i w niej już zostać do końca świata. Dlatego nie nastawiam się na to, że mi się to uda. Drugą opcją jest jeszcze wywalenie modułu, za który mam Pass 4 i wybranie innego, aby skończyć z lepszą oceną, ale to przedłuża moje studia, a ja chciałbym już je skończyć, zacząć magisterkę i też ją jak najszybciej skończyć. Brakuje mi czasu na te cholerne studia. 😂 O siłach już nie wspomnę…

Finczetkę musieliśmy oddać, bo odbiło jej po stracie Szczerbka. Mała potrzebowała stadka ptaków, a Fuzzy miał już dość, bo zrobiła się naprawdę upierdliwa i zaczęła go zamęczać (nie dawała mu spokoju – nawet podczas snu). Myślę, że tam, gdzie trafiła, jest jej teraz lepiej.

Kolejny zły news jest taki, iż jeden ze Srajtków nam uciekł. Rozdzieliliśmy je, bo myśleliśmy, że to rodzeństwo: brat i siostra, a wtedy może dojść do kazirodczego związku. Jeden ptaszek (samczyk) został u nas w pokoju komputerowym, a drugi (niby-samiczka) trafił do klatki obok Fuzzy’ego. Ogólnie rozdzielenie okazało się niepotrzebne, bo samiczka okazała się ostatecznie samcem, ale nie wiedzieliśmy tego, więc lepiej było nie ryzykować. Niestety Całość lubiła wieczorami miziać naszego niby-samiczkę, a jednego dnia zapomniała zamknąć klatkę. Ptaszek wyfrunął sobie i bawił się na stole, gdzie normalnie przesiadywał, kiedy wypuszczałem go na spacer. Ogólnie nic by się nie stało, bo mamy moskitierę na oknie, ale jako że było to po fali upałów w UK, ona po prostu odpadła (klej puścił). Nasz niby-samiczka poleciał zwiedzać świat.

Całość poszła go szukać i niestety go spłoszyła, bo siedział pod drzwiami klatki. Uciekł na sąsiedni budynek, skąd zaprzyjaźnił się z gatunkiem małych ptaszków i poleciał z nimi. Jakiś czas jeszcze go widywaliśmy, ale ostatnio już nie za bardzo. Nazwaliśmy go Happy, bo chyba mu się spodobało takie życie (ma znajomych ptaszków, ma gdzie mieszkać, ma co jeść i co pić, no i może latać, gdzie chce). Fuzzy był zawiedziony tą sytuacją, bo zakumplował się z Happy’m. Zaznajomiliśmy go jednak z drugim ptaszkiem i był szczęśliwy, bo wciąż był jakiś “baby bird” w domu.

Najgorsze, co jednak mogło się stać i co nas kompletnie zaskoczyło, to śmierć Fuzzy’ego. Mieliśmy już wtedy covida, Całość dopiero co zaczęła chorować. Fuzzy rano jeszcze wydawał się w porządku (nawet mnie ochrzanił, jak mu kawałek jabłka przyniosłem, bo szturchnąłem jegomościa niechcący, a on ptak nietykalski był). W ciągu dwóch godzin znalazłem go leżącego na dole klatki, dyszącego. Zdążyłem go wziąć na ręce i pokazać Całości. Fuzzy spojrzał mi w oczy i umarł. Nikt z nas się tego nie spodziewał, bo nasz papug był okazem zdrowia. Jego śmierć była czymś kompletnie nie do pomyślenia i bardzo mnie to załamało. Całość ujęła to tak, że umarło moje serce i chyba ma rację. Bardzo zżyłem się z Fazzuchem i wciąż nie mogę się po tym podnieść. Tym bardziej, że coraz lepiej się dogadywaliśmy i coraz piękniej mówił (nauczył się bipczeć jak zeberki, pięknie mówił “chodź”, “Fuzzy” oraz “baby bird”, świetnie imitował dawanie buziaków – w szczególności zeberkom). Bardzo ładnie nauczył się gwizdać. Żałuję, że go nie nagrałem, ale teraz jest już na to za późno.

Został nam jeden ptaszek: nazwaliśmy go Ferbik. Jako że teraz tylko jemu poświęcamy czas, zrobiła się z niego prawdziwa pieszczocha i uwielbia robić to, co my. Gram w grę? On też chce (i to dosłownie – skacze mi po klawiaturze i próbuje wciskać przyciski). Robię coś na telefonie? Nie ma sprawy – jego łapki działają na dotyk w telefonie, więc mi pomoże. Jedyny jego problem jest taki, że nie wyrósł ze srajtkowania i każdego jego wyjście oznacza obsraną koszulkę dla mnie lub dla Całości (widać traktuje nas jak toaletę). Bardzo też chce spędzać czas ze Smoczyńskim, ale nasza Dzieciorośl, chociaż lubi Ferbika, nie jest w stanie znieść dotyku jego łapek na sobie (trochę to łaskocze, więc zgaduję, że to jest to, czego Smoczyński nie potrafi znieść). Czasem nasz mały Smok sam weźmie ptaszka na rękę, co nas zaskakuje, a potem chwilę później strzepuje go, jakby jakiegoś gluta miał na ręce. 😂 W sumię dobrze, że mamy ptaka, a nie na przykład chomika, bo by się nie uratował. 😛

Na razie nie chcemy innych ptaszków. To znaczy: chcielibyśmy, ale mamy stracha, że znowu coś się stanie. Musimy zrobić sobie przerwę, zająć się tym, co mamy (czyli niezwykle lotnym Smoczyńskim i skaczącym jak piłeczka Ferbikiem) i po prostu odpocząć. Myślę, że kiedyś adoptujemy papużkę falistą, bo to są mądre ptaszki, chociaż mają swoje charakterki. Ale to chyba czyni je tak fajnymi. ❤️

W chwili obecnej staram się spędzić trochę czasu przy grach. Robię to tylko dlatego, że jest trochę chłodniej, za kilka dni znowu fala upałów. 😂 Ostatnio przeszedłem grę Stray i jej recenzja jest już w przygotowaniu. Gra jest naprawdę przyjemna. Pomimo iż grałem w nią, aby uciec od myśli o śmierci Fuzzy’ego, to Stray ma naprawdę terapeutyczne działanie. W chwili obecnej gram w Pine i Animal Shelter Simulator. O pierwszej nie jestem w stanie dużo napisać, bo dopiero zacząłem, ale zapowiada się ciekawie. Druga za to jest o tyle fajna, że można zaopiekować się wirtualnymi zwierzakami pod względem ich potrzeb fizycznych, zdrowotnych i emocjonalnych, a potem znaleźć im kochającego właściciela. 🙂

Zaplanowaliśmy sobie z Całością kilka zmian w pokoju dziennym. Pierwszą z nich będzie wywalenie małej szafki i wstawienie na jej miejsce tej wysokiej półki/szafki. Jak już uda się nam to załatwić (czyli wyzdrowieć, aby mieć siły na to wszystko, zamówić, zmontować i postawić), będziemy inwestować w niewielkie akwarium słodkowodne, w którym będziemy hodować sobie wodorosty. To będzie takie czysto dekoracyjne akwarium, które z czasem wypełnimy jakąś rybką. Nastawiam się na bojownika, bo miałem w dzieciństwie takie rybki. 😀

Myślę, że to na razie tyle, nie chcę Was zamęczać czytaniem tego, ani siebie przypominaniem na siłę, o czym jeszcze chciałem napisać. Muszę odpocząć!

Trzymajcie się ciepło! Albo w sumie chłodno, bo lato. 😉

Mefisto

#428. Po przerwie Read More »

#423. Wieści ptasie

Dzień dobry wieczór!

Liczyłem, że ta notka będzie łatwiejsza do napisania niż poprzednie, ale (jak to zawsze u nas bywa) każde szczęście balansuje nieszczęście. To chyba typowe w naszym życiu, że nic nie jest proste. No cóż…

Zacznijmy od Finczenta i Finczetty. Finczentowi nie podobało się życie w klatce (wychował się w ptaszarni, więc miał więcej miejsca), więc odbiło mu do reszty. Złamał sobie nogę (trochę przy pomocy Finczetty). Finczetta, widząc że jej chłopak zrobił sobie krzywdę, zaczęła rozbijać jajka (taki dziwny instynkt u zeberek, że partner jest ważniejszy od młodych, więc Finczetta po prostu pozbyła się jajek). Z czterech jajek przeżyły trzy pisklaki. Drugiego dnia zostały dwa. Kilka dni później jeden. Ten jeden był wychowywany przez nas, ale nie dał rady, niestety. 🙁 Chcieliśmy go wziąć do weterynarza, ale wet skwitował tylko “to tylko ptak”…

Finczento i Finczetta trafili do nowego domu, gdzie, mamy nadzieję, jest im lepiej.

Do naszego domu za to trafił Szczerbek – zeberek z milionem chorób (prawdopodobnie z powodu chowu wsobnego), jednakże tak bystry i uroczy, że po prostu musieliśmy go zabrać ze sklepu. Nazwaliśmy go Szczerbek, bo miał krzywy dziób (który zresztą musieliśmy mu przyciąć). Szczerbuś trafił do Fuzzy’ego, z którym bardzo mocno się zaprzyjaźnił.

Po drodze adoptowaliśmy Finczetkę – wnuczkę Finczetty. Generalnie Finczetka to istna kopia Finczetty pod względem zachowania. Do tego stopnia, że złamała Szczerbkowi nogę. :/ Niestety Szczerbuś, jako chodząca zeberkowa choroba, miał słabe kości i noga praktycznie się urwała przy tym złamaniu. Potrzebna była amputacja, która się powiodła. Niestety ptak był osłabiony po zabiegu i jego chorowite ciało nie dało rady. Odszedł wczoraj. 🙁 Przynajmniej już nie cierpi.

Finczetkę adoptowaliśmy dla towarzystwa dla Fuzzy’ego i Szczerbka, i nie winię jej za to, co się stało. Szczerbuś był zaniedbany i, jak się później okazało, miał wiele innych, ukrytych złamań. Bardzo mi go szkoda, bo wytworzyła się między nami specyficzna więź i bardzo go polubiłem.

Adopcja Finczetki spowodowała też dobrą rzecz: dowiedzieliśmy się o porzuconym przez rodziców rodzeństwie zeberek, które oczywiście adoptowaliśmy. Ta para urwisów jest przyzwyczajona do ludzi i są naprawdę niesamowicie kochani. Nie nadaliśmy im jeszcze imion (wciąż są pisklętami, chociaż na to nie wyglądają i jeszcze nie mieliśmy okazji przekonać się, jacy są naprawdę, a nazywanie ich Srajuchy chyba nie jest do końca najmilsze, chociaż na chwilę obecną bardzo trafne :P).

Fuzzy trzyma się dzielnie i jest szczęśliwy, że ma ze sobą Finczetkę. Dzięki tym ptakom rozgadał się niesamowicie, nazywa Finczetkę “my baby bird” albo robi takie urocze “oooo”, jak Finczetka spadnie z kijka. 😀 Nauczyłem go ostatnio gwizdać, więc nasz papug umila nam czas gwizdaniem. 🙂 No i uwielbia śpiewać! Jak całość puści jego ulubione piosenki to chyba cała okolica go słyszy. 😀

Finczetka to za to panikara. Jak chcę coś poprawić w klatce (np. jakąś zabawkę, którą któreś z nich zrzuciło) to od razu zaczyna się skakanie po klatce i uciekanie, jakbym konkretnie ją chciał złapać. Ale ta panika jest udawana, bo kiedy je coś dobrego to można ją nawet posmyrać, a ona nawet kupra nie ruszy. 😛 Fuzzy za to jest zabawny, bo ilekroć widzi moją rękę to cieszy się, jakby jego zamówiony uber przyjechał i robi sobie przejażdżkę za darmo. 😀

Pomimo tego całego zamieszania z ptakami, udało mi się napisać wszystkie egzaminy i czekam teraz na wyniki. Wydaje mi się, że poszło mi dobrze, ale pewnośni nie mam. 😛 Najważniejsze, abym zdał i w przyszłym roku zacznę ostatni moduł z licencjatu. Nie powinno być tak źle skoro będę miał tylko jeden moduł do ogarnięcia, a nie trzy, chociaż coś mi w sercu podpowiada, że prawdopodobnie znowu się zajadę. 😛

Mały Smoczyński pomaga mi z dbaniem o nasz “ogródek”. “Ogródek” za to się odwdzięczył już trzecią porcją truskawek dla nas (bardzo dobrych truskawek). Nie jest ich może dużo, ale cieszą – tym bardziej, że w sklepach wciąż jest truskawkowy zawód. Fuzzy i Finczetka mają za to susz z uciętych roślin (i bardzo im smakuje). Jedynie trawę i babkę lancetowatą przynosimy im ze spacerów, bo tego w domu nie mamy. 😛 Może kiedyś będziemy mieć domek, to wtedy będziemy mieć świeżą trawę dla nich. 😉

Niestety wszystkie inne nasze plany raczej stoją w miejscu (chociaż próbujemy wziąć się w garść i brnąć do przodu). Czeka mnie jeszcze sprzątnięcie biurka, bo w ostatnich miesiącach urosła mi na nim sporo listowo-książkowa górka, która najpewniej niedługo się zawali, jeśli będę ją rozbudowywać. 😛 Cały czas też zbieram się za moją tablicę niekorkową, ale tam też jest taki bajzel, że boję się tego ruszyć, aby nie zrobić lawiny. 😛

Jedyne, do czego zmusiłem się w ostatnim czasie, to czytanie komiksów Dragon Age (na podstawie gry, którą opisałem jakiś czas temu) i zagranie w Animal Shelter Simulator dla odprężenia. Czeka mnie długa droga, aby wrócić do “normalności”. 😛 (Żeby nie było, obowiązki domowe wypełniam sumiennie, nawet, kiedy mam humor na umieranie, bo nie lubię żyć w kompletnym bałaganie). Przy okazji pewnie też pogram i w Minecrafta, bo Smoczyński ostatnio tworzy niesamowite rzeczy i trochę czuję się zachęcony, aby pozwiedzać jego wynalazki. 😉

Myślałem, że będę bardziej aktywny, jak już zakończę ten rok studencki, ale tak mi nauka weszła w krew, że wszystko inne wydaje się nienaturalne. Powoli do celu, w końcu może się przestawię… 😉 Trzymajcie za mnie kciuki!

Mefisto

#423. Wieści ptasie Read More »

#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące

Dzień dobry wieczór!

Najgorszy moment w tak długim powrocie to opisanie wszystkiego, co wydarzyło się po drodze. A jest tego sporo: i dobrego, i złego. Nie wiem tylko, czy będzie balans między dobrymi wieściami a złymi.

Zacznijmy od postu o naszej biednej rybce. Nemiak odszedł i złamał nam tym samym serca. Niestety rozchorował się (prawdopodobnie od stresu) i dobiła go choroba, którą kiedyś przyniosła ze sobą Stadia. Niestety, ale takie choróbksa żyją tak długo, jak są rybki w akwarium. Wystarczy, że coś się stanie (stres, gorsza jakość wody, itd.) i wracają jak bumerang. Nasza w tym wina, że nie zauważyliśmy tego od razu i za późno podjęliśmy się leczenia. No szkoda, to bardzo mądry rybek był, naprawdę szkoda, że odszedł.

W akwarium poumierało nam towarzystwo już do końca (niektóre przed Nemiakiem). W zeszłym tygodniu potwierdziłem ostatni zgon. Ślimoń i Wycieraczka umarli w ten sam sposób (tylko w sporym odstępie czasu): spadli na plecy, nie mogli się podnieść, zestresowali się, po tym jak podnieśliśmy ich połazili kilka godzin i umarli. Herkules umarł prawdopodobnie ze starości, a co do Pszczółek to pojęcia nie mam, co się stało, bo znalazłem tylko skorupki po nich. Zostały nam tylko glony. 🤷‍♂️

Jedno miłe wspomnienie z ostatniego okresu to po sztormie Eunice na plaży była sałata morska to jedna z Pszczółek i Ślimoń mieli wyżerkę. Zdjęcie poniżej. 😉

Jak już opadły emocje po Nemiaku, postanowiliśmy, aby spróbować z innym zwierzątkiem. Wyszło więc, że to, co przeżyło w dużym akwarium, trafiło do mniejszego akwarium (tego, co było niegdyś karnym akwarium Stadii). Na miejscu dużego akwarium stanęła klatka, gdzie trafiły do niej dwie bidule: dwie zeberki pospolite ze sklepu zoologicznego. Adoptowaliśmy parkę chłopaków, nad którymi znęcały się inne ptaszki. Jeden, którego nazwaliśmy Finek, siedział na dole klatki w sklepie i wyglądał, jakby się poddał i czekał już tylko na śmierć. Brakowało mu piórek na gardle. Drugi, nazwany przez nas Ferbek, był w lepszym stanie, chociaż nie miał jednego palca.

Ptaszki szybko się oswoiły z nowym domem i wydawały się być szczęśliwe. Finek okazał się energicznym, młodym ptakiem, skorym do wygłupów, a Ferbek był tym dorosłym, odpowiedzialnym i ostrożnym. Zajmował się Finkiem, gonił go do spania i pilnował, aby czyścił piórka. I pewnie trwałoby to do dziś, ale jednego dnia Finek zjadł trochę ziarenek, poskakał po klatce jak dotychczas i nagle padł martwy.

Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy (on był tak energiczny, że prędzej się spodziewaliśmy, że to Ferbek umrze pierwszy). Oczywiście Ferbek szybko zrozumiał, że Finek odszedł i sam umarł z tęsknoty niecały dzień później. 🙁 Znowu pękły nam serca, bo oni byli bardzo kochani i pocieszni.

Tym razem jednak nasza żałoba nie trwała długo. Przynajmniej ja nie pozwoliłem jej trwać długo. Przeszukałem internet odnośnie gadających papug i znalazłem papużki faliste. Dlatego też skończyło się na adopcji Fuzzy’ego. Dlaczego Fuzzy? Pierwsze dni był tak zirytowany zmianą otoczenia, że wyglądał jak wielka, puchata, obrażona kulka. 😂

Teraz już jest zadomowiony. Uwielbia jeździć mi na ramieniu i patrzeć, co robię (pierwszy raz widzę zwierzę tak zafascynowane składaniem prania :P), uczymy go gadać (a on się uczy pyskować 😂).

Kilka tygodni temu adoptowaliśmy parkę zeberek od pewnej kobiety. Tym razem chłopak i dziewczyna. Całość nazwała ich Finczento i Finczenta (po angielsku nazywają się zebra finches, więc stąd te imiona :P). Ja je nazywam po prostu Finczemony. 😛 Z początku samiczka wydała się głupia jak but, a samiec ogarnięty, ale kiedy się zadomowili to okazało się, że jest na odwrót. 😂 Całość oczywiście zajęła się nimi, rozpieściła je do tego stopnia, że nie chcą jeść inaczej jak z ręki (gdzie te ptaki nie przepadają za fizycznym kontaktem z ludźmi).

Nasza parka się rozmnożyła i czekamy teraz na małe. Początkowo było 5 jajek, ale jedno popsuli i (chyba) zjedli. Zarąbiści rodzice swoją drogą. 😛 Cały czas wysiadują pozostałe jajka (minęły już dwa tygodnie, więc niedługo powinny się wykluć). 😀 Szczerze mówiąc to niecierpliwię się na samą myśl o tym, bo to jest pierwszy raz jak mam w domu jakiekolwiek ptaki, a tym bardziej jakby miały być pisklęta. 😀

Pod tym względem nasze życie przyśpieszyło, bo zajmowanie się akwarium to pikuś w porównaniu z zajmowaniem się ptakami, a w szczególności takimi, które są do tego stopnia związane z nami, chociaż Nemiak też uwielbiał nasze towarzystwo.

Została nam jeszcze kwestia małego akwarium, bo wciąż je mamy i zastanawiam się, co z nim zrobić. Słonowodne rybki są ciężkie pod tym względem, że w Anglii są obciążone masą chorób i jest to naprawdę gra w ruletkę. Zastanawiałem się na rybkami słodkowodnymi, ale Całość zasugerowała mi, abym dał sobie na chwilę spokój, tym bardziej, że mamy na głowie całe stado ptaków. 😛

To tyle, jeśli chodzi o zwierzyniec. 😛

Jeśli chodzi o moje studia to udało mi się zaliczyć wszystkie prace i muszę tylko przygotować się do egzaminów. Jestem generalnie tak wszystkim tym zmęczony, że momentami mam ochotę to wszystko rzucić, ale szkoda by było skoro jestem praktycznie na samym końcu…

Mam w planach porządnie odpocząć, kiedy już ten sajgon się skończy. Wziąłem urlop na cały wrzesień, więc liczę, że będziemy mogli się zrelaksować, spędzić czas razem i zająć się naszymi hobby, bo mieliśmy na to wszystko naprawdę mało czasu, chęci i możliwości.

Jedyne, co staramy się praktykować regularnie to fotografia. Aparaty można zawsze ze sobą zabrać i czasem uda się porobić fajne zdjęcia. Całość naciągnęła mnie na nowy aparat: Nikon D7500, a niedawno na Nikon Z fc (bezlusterkowca). Na zetkę skusiła się z powodu jego wyglądu stylizowanego na stary aparat (i to jest chyba jedna z nielicznych rzeczy, które Całość wybrała ze względu na wygląd, a nie np. ze względu na praktyczność :P). Aparat jest jednak całkiem niezły, jest bardzo lekki, więc nie był to najgorszy wybór. 😉

Znaleźliśmy też sobie kolejne dziwne hobby jakim jest chodzenie po tak zwanych charity shopach i szukanie starych aparatów. Mamy całą kolejkę zabytkowych aparatów, kamer, obiektywów. Całkiem fajna zabawa, tym bardziej, że często udaje się nam je dostać za grosze. 😉 Mamy nawet aparat na dyskietkę. 😀 Będę musiał je kiedyś opisać, bo mamy niezły kawałek historii fotografii na półkach (tak mniej więcej od 1950-1960 roku). Niektóre aparaty są w pełni sprawne – musimy tylko wywołać kliszę i zobaczyć, jak wyglądają efekty naszych wędrówek. 😉

Mały Smoczyński za to zakończył “współpracę” z przedszkolem i zaczęliśmy naukę w domu. Zmęczyło mnie tolerowanie tego, że “specjalistki” zmuszają moje dziecko do cofania się w rozwoju i niepraktykowania umiejętności, które już posiadł. Ale najbardziej wkurzyło mnie to ich wyjebanie na nasze prośby jak rozwiązywać problemy (np. kiedy coś chce i oznajmia to krzykiem to mu tego nie dawać, one dawały, bo tak, nawet żadnego argumentu dlaczego).

Wałkujemy teraz razem cyferki i alfabet na wesoło. Dzieciorośl coraz więcej mówi, liczy do conajmniej 60 (pewnie potrafi i dalej, ale mu przerwałem, bo była pora obiadu, więc nie zaobserwowałem dalszego liczenia :P) i potrafi napisać cały alfabet literka po literce. Czeka nas sporo pracy z jego zachowaniem, bo nauczył się wielu głupot typu tupanie nogą jak jest zły (co jest naprawdę głupią rzeczą, w szczególności przy takich sąsiadach, jacy mieszkają pod nami). No ale damy rade. No bo kto jak nie my?

Generalnie jestem dumny z postępu Smoczyńskiego, ale mamy sporo rzeczy do naprawienia. 🤷‍♂️

No i generalnie to tak wyglądały mniej więcej nasze ostatnie miesiące. Sporo czasu zajęła mi nauka, sporo czasu pochłonęły nam zwierzęta, ale wiele rzeczy nareszcie się unormowało. Mam nadzieję, że nie wpadnę w taki wir braku czasu, jak wpadłem ostatnio, bo brakowało mi czasu dla siebie (na granie, na pisanie bloga, na czas z rodziną, na oglądanie filmów, na zwyczajne posiedzenie i ochłonięcie po całym dniu, itd.).

Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!

Mefisto

#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące Read More »

Scroll to Top