#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące
Dzień dobry wieczór!
Najgorszy moment w tak długim powrocie to opisanie wszystkiego, co wydarzyło się po drodze. A jest tego sporo: i dobrego, i złego. Nie wiem tylko, czy będzie balans między dobrymi wieściami a złymi.
Zacznijmy od postu o naszej biednej rybce. Nemiak odszedł i złamał nam tym samym serca. Niestety rozchorował się (prawdopodobnie od stresu) i dobiła go choroba, którą kiedyś przyniosła ze sobą Stadia. Niestety, ale takie choróbksa żyją tak długo, jak są rybki w akwarium. Wystarczy, że coś się stanie (stres, gorsza jakość wody, itd.) i wracają jak bumerang. Nasza w tym wina, że nie zauważyliśmy tego od razu i za późno podjęliśmy się leczenia. No szkoda, to bardzo mądry rybek był, naprawdę szkoda, że odszedł.
W akwarium poumierało nam towarzystwo już do końca (niektóre przed Nemiakiem). W zeszłym tygodniu potwierdziłem ostatni zgon. Ślimoń i Wycieraczka umarli w ten sam sposób (tylko w sporym odstępie czasu): spadli na plecy, nie mogli się podnieść, zestresowali się, po tym jak podnieśliśmy ich połazili kilka godzin i umarli. Herkules umarł prawdopodobnie ze starości, a co do Pszczółek to pojęcia nie mam, co się stało, bo znalazłem tylko skorupki po nich. Zostały nam tylko glony. 🤷♂️
Jedno miłe wspomnienie z ostatniego okresu to po sztormie Eunice na plaży była sałata morska to jedna z Pszczółek i Ślimoń mieli wyżerkę. Zdjęcie poniżej. 😉
Jak już opadły emocje po Nemiaku, postanowiliśmy, aby spróbować z innym zwierzątkiem. Wyszło więc, że to, co przeżyło w dużym akwarium, trafiło do mniejszego akwarium (tego, co było niegdyś karnym akwarium Stadii). Na miejscu dużego akwarium stanęła klatka, gdzie trafiły do niej dwie bidule: dwie zeberki pospolite ze sklepu zoologicznego. Adoptowaliśmy parkę chłopaków, nad którymi znęcały się inne ptaszki. Jeden, którego nazwaliśmy Finek, siedział na dole klatki w sklepie i wyglądał, jakby się poddał i czekał już tylko na śmierć. Brakowało mu piórek na gardle. Drugi, nazwany przez nas Ferbek, był w lepszym stanie, chociaż nie miał jednego palca.
Ptaszki szybko się oswoiły z nowym domem i wydawały się być szczęśliwe. Finek okazał się energicznym, młodym ptakiem, skorym do wygłupów, a Ferbek był tym dorosłym, odpowiedzialnym i ostrożnym. Zajmował się Finkiem, gonił go do spania i pilnował, aby czyścił piórka. I pewnie trwałoby to do dziś, ale jednego dnia Finek zjadł trochę ziarenek, poskakał po klatce jak dotychczas i nagle padł martwy.
Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy (on był tak energiczny, że prędzej się spodziewaliśmy, że to Ferbek umrze pierwszy). Oczywiście Ferbek szybko zrozumiał, że Finek odszedł i sam umarł z tęsknoty niecały dzień później. 🙁 Znowu pękły nam serca, bo oni byli bardzo kochani i pocieszni.
Tym razem jednak nasza żałoba nie trwała długo. Przynajmniej ja nie pozwoliłem jej trwać długo. Przeszukałem internet odnośnie gadających papug i znalazłem papużki faliste. Dlatego też skończyło się na adopcji Fuzzy’ego. Dlaczego Fuzzy? Pierwsze dni był tak zirytowany zmianą otoczenia, że wyglądał jak wielka, puchata, obrażona kulka. 😂
Teraz już jest zadomowiony. Uwielbia jeździć mi na ramieniu i patrzeć, co robię (pierwszy raz widzę zwierzę tak zafascynowane składaniem prania :P), uczymy go gadać (a on się uczy pyskować 😂).
Kilka tygodni temu adoptowaliśmy parkę zeberek od pewnej kobiety. Tym razem chłopak i dziewczyna. Całość nazwała ich Finczento i Finczenta (po angielsku nazywają się zebra finches, więc stąd te imiona :P). Ja je nazywam po prostu Finczemony. 😛 Z początku samiczka wydała się głupia jak but, a samiec ogarnięty, ale kiedy się zadomowili to okazało się, że jest na odwrót. 😂 Całość oczywiście zajęła się nimi, rozpieściła je do tego stopnia, że nie chcą jeść inaczej jak z ręki (gdzie te ptaki nie przepadają za fizycznym kontaktem z ludźmi).
Nasza parka się rozmnożyła i czekamy teraz na małe. Początkowo było 5 jajek, ale jedno popsuli i (chyba) zjedli. Zarąbiści rodzice swoją drogą. 😛 Cały czas wysiadują pozostałe jajka (minęły już dwa tygodnie, więc niedługo powinny się wykluć). 😀 Szczerze mówiąc to niecierpliwię się na samą myśl o tym, bo to jest pierwszy raz jak mam w domu jakiekolwiek ptaki, a tym bardziej jakby miały być pisklęta. 😀
Pod tym względem nasze życie przyśpieszyło, bo zajmowanie się akwarium to pikuś w porównaniu z zajmowaniem się ptakami, a w szczególności takimi, które są do tego stopnia związane z nami, chociaż Nemiak też uwielbiał nasze towarzystwo.
Została nam jeszcze kwestia małego akwarium, bo wciąż je mamy i zastanawiam się, co z nim zrobić. Słonowodne rybki są ciężkie pod tym względem, że w Anglii są obciążone masą chorób i jest to naprawdę gra w ruletkę. Zastanawiałem się na rybkami słodkowodnymi, ale Całość zasugerowała mi, abym dał sobie na chwilę spokój, tym bardziej, że mamy na głowie całe stado ptaków. 😛
To tyle, jeśli chodzi o zwierzyniec. 😛
Jeśli chodzi o moje studia to udało mi się zaliczyć wszystkie prace i muszę tylko przygotować się do egzaminów. Jestem generalnie tak wszystkim tym zmęczony, że momentami mam ochotę to wszystko rzucić, ale szkoda by było skoro jestem praktycznie na samym końcu…
Mam w planach porządnie odpocząć, kiedy już ten sajgon się skończy. Wziąłem urlop na cały wrzesień, więc liczę, że będziemy mogli się zrelaksować, spędzić czas razem i zająć się naszymi hobby, bo mieliśmy na to wszystko naprawdę mało czasu, chęci i możliwości.
Jedyne, co staramy się praktykować regularnie to fotografia. Aparaty można zawsze ze sobą zabrać i czasem uda się porobić fajne zdjęcia. Całość naciągnęła mnie na nowy aparat: Nikon D7500, a niedawno na Nikon Z fc (bezlusterkowca). Na zetkę skusiła się z powodu jego wyglądu stylizowanego na stary aparat (i to jest chyba jedna z nielicznych rzeczy, które Całość wybrała ze względu na wygląd, a nie np. ze względu na praktyczność :P). Aparat jest jednak całkiem niezły, jest bardzo lekki, więc nie był to najgorszy wybór. 😉
Znaleźliśmy też sobie kolejne dziwne hobby jakim jest chodzenie po tak zwanych charity shopach i szukanie starych aparatów. Mamy całą kolejkę zabytkowych aparatów, kamer, obiektywów. Całkiem fajna zabawa, tym bardziej, że często udaje się nam je dostać za grosze. 😉 Mamy nawet aparat na dyskietkę. 😀 Będę musiał je kiedyś opisać, bo mamy niezły kawałek historii fotografii na półkach (tak mniej więcej od 1950-1960 roku). Niektóre aparaty są w pełni sprawne – musimy tylko wywołać kliszę i zobaczyć, jak wyglądają efekty naszych wędrówek. 😉
Mały Smoczyński za to zakończył “współpracę” z przedszkolem i zaczęliśmy naukę w domu. Zmęczyło mnie tolerowanie tego, że “specjalistki” zmuszają moje dziecko do cofania się w rozwoju i niepraktykowania umiejętności, które już posiadł. Ale najbardziej wkurzyło mnie to ich wyjebanie na nasze prośby jak rozwiązywać problemy (np. kiedy coś chce i oznajmia to krzykiem to mu tego nie dawać, one dawały, bo tak, nawet żadnego argumentu dlaczego).
Wałkujemy teraz razem cyferki i alfabet na wesoło. Dzieciorośl coraz więcej mówi, liczy do conajmniej 60 (pewnie potrafi i dalej, ale mu przerwałem, bo była pora obiadu, więc nie zaobserwowałem dalszego liczenia :P) i potrafi napisać cały alfabet literka po literce. Czeka nas sporo pracy z jego zachowaniem, bo nauczył się wielu głupot typu tupanie nogą jak jest zły (co jest naprawdę głupią rzeczą, w szczególności przy takich sąsiadach, jacy mieszkają pod nami). No ale damy rade. No bo kto jak nie my?
Generalnie jestem dumny z postępu Smoczyńskiego, ale mamy sporo rzeczy do naprawienia. 🤷♂️
No i generalnie to tak wyglądały mniej więcej nasze ostatnie miesiące. Sporo czasu zajęła mi nauka, sporo czasu pochłonęły nam zwierzęta, ale wiele rzeczy nareszcie się unormowało. Mam nadzieję, że nie wpadnę w taki wir braku czasu, jak wpadłem ostatnio, bo brakowało mi czasu dla siebie (na granie, na pisanie bloga, na czas z rodziną, na oglądanie filmów, na zwyczajne posiedzenie i ochłonięcie po całym dniu, itd.).
Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!
Mefisto
#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące Read More »