depresja

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer

Siya patrzyła na zmarnowanego Japesia. Patrzyła też czasem na Smoka, który siedział potulnie i merdał ogonem. Jego oczy zdawały się wręcz wołać “babeczka truskawowa”. Wróciła jednak wzrokiem do Wędrowca.

13.02.2020_23-42-59

– Japesiu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – zapytała, a chłopak westchnął.

– Bo się rozładował. – odparł krótko.

– A przed rozładowaniem? – drążyła, a Japeś, który kompletnie nie miał ochoty rozmawiać, zaczął się modlić, aby udławić się kanapką.

– Leżał za daleko. – mruknął. Siya miała jednak do niego dużo więcej cierpliwości niż oczekiwał. – Po co do mnie przyszłaś?

– Wiesz… – uśmiechnęła się delikatnie. – Martwiłam się. Tamtego dnia zostawiłeś mnie z tym czekiem, nie odbierałeś telefonu, nie było cię w pracy. Bałam się, że mogłeś coś sobie zrobić i to do tego przeze mnie…

Siya wyciągnęła czek z torby i położyła go na stole.

– To nie twoja wina. – Wędrowiec przerwał jej pośpiesznie. Na chwilę jednak znów zamilkł, aby zebrać się w sobie i móc mówić dalej. – Po prostu… całe moje życie takie jest. Za cokolwiek się wezmę to to obraca się przeciwko mnie. A czek zachowaj. Proszę.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona. Mało kto oddałby tak po prostu tyle pieniędzy.

– Kiedy mówiłaś o tym długu widziałem straszny smutek w twoich oczach. Nie chciałem, abyś była smutna. – odparł przygnębiony tą wizją. Może za bardzo na nią napierał? Nikt przecież nie lubi, jak ktoś im wpada do życia z butami. – Myślałem, że jeśli pomogę to nie zobaczę już smutku w twoich oczach…

– Japesiu. Dziękuję. To naprawdę miłe. Jesteś chyba jedyną osobą zdolną do takich poświęceń. – rzekła do niego z uśmiechem. Wędrowiec przez chwilę poczuł się jak dawniej, ale była to tylko ułuda. Uderzyła go taka kłoda, że nie mógł się już po tym pozbierać…

Znów opadł na stół. Poczuł się bezsilny wobec całego absurdu jaki spotkał go w życiu. Któż by przypuszczał, że ze wszystkich możliwych kombinacji to właśnie jemu przytrafiły się te najbardziej niespotykane. Może gdyby trochę więcej wiedział o ludziach to byłoby mu trochę łatwiej? A teraz czuł się jak głupiec, który postawił ostatnie skarpetki w pokera, bo czuł, że wygra, ale nagle został wyrzucony z kasyna.

– Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Myślałem, że będzie prościej. Że przyjadę tutaj, że będzie dobrze, ale cały czas dzieje się coś, czego nawet nie umiem zrozumieć. – jęknął zły na to wszystko. Gdyby wiedział, że ludzkie życie to przewaga problemów nad innymi rzeczami, nigdy nie postanowiłby tego spróbować. Siedziałby na Krańcu Czasu i obserwował jak czas mija i spada w przepaść…

– Rozumiem cię. – Siya oparła dłoń na jego ramieniu. Ona sama spotkała wiele przeszkód na swojej drodze i doskonale rozumiała, jak czuł się Japeś. Poniekąd widziała w nim samą siebie sprzed kilku lat i nie potrafiła inaczej niż spróbować mu pomóc uporać się z samym sobą.

– W życiu zdarzają się ciężkie chwile, który musimy przetrwać. Nie zawsze jest pięknie, ale nie oznacza to, że będzie tylko źle. Pomyśl sobie ile ostatnio przydażyło ci się miłych rzeczy? – zapytała, a Wędrowiec zaczął się zastanawiać. Poznał przyjaciół Siyi, z którymi spędził sporo czasu śmiejąc się z niezrozumiałych mu rzeczy. Dorobił się wielu przyjemnych wspomnień podczas wspólnych spacerów z tą niepozorną dziewczyną. Przez moment czuł, że żył pełnią życia delektując się nowym, niesamowitym uczuciem. W sumie znalazł kilka momentów, kiedy nie było tak źle. To chyba obecny jego stan powodował, że wszystko wydawało się gorzkie i nieprzyjemne.

– Co powiesz na to, abyś się odświeżył i pójdziemy na spacer? Dobrze ci zrobi wyjście na zewnątrz. – zaproponowała. Japeś kiwnął głową i poszedł wziąć szybki prysznic, a Siya w tym czasie wymiziała Smoka za wszystkie czasy. Obiecała mu, że jak tylko wrócą ze spaceru to przyniesie mu jego wymarzoną babeczkę, a Prastary zamerdał ogonem z zadowoleniem. Chociaż jedna osoba na tym świecie troszczyła się o jego potrzeby!

Jak tylko Wędrowiec był względnie suchy, wyszli razem przejść się po okolicznym parku. Świeże powietrze miało na niego zbawienny wpływ. Wciąż jednak czuł się nieswojo w stosunku do Siyi. Skoro wiedział, że nic z tego nie będzie, to jak powinien był się do tego odnieść? Będąc obok niej czuł narastającą nadzieję nawet jeśli jego rozum mówił mu, że to już nie miało sensu. Te dwa sprzeczne uczucia walczyły wewnątrz niego powodując niesamowity dyskomfort. Zaczął się nawet zastanawiać po co w ogóle wychodził z domu…

Nie miał siły opierać się czarnym myślom. Siya coś do niego mówiła, ale on zdawał się być zupełnie gdzieś indziej pogrążony w jego codziennej grze pytań i braku odpowiedzi. Chciał wrócić do domu, schować się pod kołdrę i czekać aż wszystko przestanie mieć znaczenie. Ucieczka była przecież najprostszą rzeczą…

Los jednak rzucił mu pod nogi kolejną kłodę, która uniemożliwiła mu jego taktyczny obrót. Zamarł na chwilę czując ciężar czyjegoś ramienia na sobie. Jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, ale tylko przez moment, kiedy ujrzała znajomą twarz. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

– Jake! – przywitała go swoim brzęczącym głosem. Japesiowi coś to imię mówiło, ale nie za bardzo mógł skojarzyć. Kiedy tylko spojrzenie Wędrowca spotkało się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka, od razu przypomniał sobie kim on był. Ten, co to wzrokiem wyrywał dusze. Jak tylko to sobie uświadomił, nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po twarzy. Jake na szczęście odsunął się od nich i całkowicie ignorując wystraszonego Japesia, zaczął rozmawiać z Siyą.

– Co? W końcu jednak znalazłaś sobie chłopaka? – mruknął kąśliwie patrząc na siedem nieszczęść jakie w tamtej chwili reprezentował sobą byt z Krańca Czasu. Dziewczyna popatrzyła na nich oboje z lekkim zakłopotaniem, a najbardziej na Wędrowca, którego ta szpilka zabolała bardziej niż ją.

– Interesuję się chłopakami tak samo, jak ty interesujesz się dziewczynami. – odparła grzecznie, chociaż jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że w jakiś sposób się kłócą, ale oboje mieli swego rodzaju satysfakcję z takiego sposobu rozmawiania ze sobą.

– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, jeśli go sobie wezmę? – Jake znów położył rękę na ramieniu Japesia i przyciągnął go ku sobie. Chłopak żałował, że wyszedł z łóżka. Żałował, że nie zawinął się w kołdrę i tkwił w tym depresyjnym burito aż po koniec swojego ludzkiego życia. Z drugiej strony nie mógł uzasadnić tej dziwnej obawy w stosunku Jake’a. Wszak on ewidentnie się drażnił z Siyą, a Wędrowiec po prostu znalazł się między nimi na polu słownej bitwy.

– To już tylko zależy od Japesia. – uśmiechnęła się delikatnie. Japeś ucieszył się w duchu, że w końcu ktoś zauważył, że był żywą, zdolną do samodecydowania o sobie osobą. Jake wypuścił go ze swojego uścisku ze złośliwym grymasem na twarzy, który nie wróżył niczego dobrego. Albo po prostu miał taki wyraz twarzy. Ciężko było to stwierdzić.

– Idziecie gdzieś? – zapytał wkładając ręce do kieszeni. Kiedy tylko przestał dogryzać sobie z Siyą, jego wygląd zmienił się diametralnie na taki, jaki można ostatecznie by zaakceptować.

– Poszliśmy na spacer bez konkretnego celu. Coś proponujesz? – zapytała, a Japeś znowu stracił poczucie niezależności. Czekał już tylko na ustalenie miejsca, do którego się udadzą, a on będzie człapać za nimi jak naburmuszony kaczor z całkowitym brakiem asertywności. Mógł się jednak zadławić tą kanapką…

– W kinie jest bardzo fajny film. Co powiecie na to, aby pójść ze mną? – zaproponował. Wędrowiec westchnął jedynie. Siya spojrzała na niego, a potem na Jake’a i uradowana zgodziła się w imieniu swoim i Japesia…

Mefisto

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer Read More »

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi…

Japeś wrócił bardzo późno do domu. Smok od razu wyczuł, że coś było nie tak. Nie śmiał jednak pytać widząc czerwone od płaczu oczy swojego podopiecznego. Chłopak rzucił byle gdzie wierzchnie ubranie i zamknął się w swoim pokoju. Tam padł na łóżko i liczył po cichu, że pościel wciągnie go gdziekolwiek, byleby jak najdalej stąd.

Powinien był się domyśleć, że skoro nic nie przychodziło mu łatwo to i w tej kwestii nie będzie inaczej. Zamiast tego wpadł w pułapkę losu i teraz mógł jedynie lizać rany. Był głupi, naiwny i lekkomyślny – tak myślał o sobie. Jednakże skąd mógł wiedzieć, że ze wszystkich możliwych kombinacji jemu miała się przytrafić ta, przy której nie mógł już wykonać żadnego ruchu?

Czuł się jak magnez na problemy, jakby jego tyłek był stworzony do przyjmowania kopnięć od wszystkiego, co go otaczało. Zamknął oczy i w ciszy czekał, aż zmorzy go sen…

Nad ranem zebrał się do pracy. Mimo szczerych chęci nie mógł jednak pracować. Siedział w kącie pokoju pracowniczego i gapił się przed siebie. Lekarz podszedł do niego, poszturchał go, podokuczał mu, nawet trzepnął go mopem. Japeś jednak nawet nie drgnął. Doktor z ciężkim westchnieniem wypisał Wędrowcowi zwolnienie na dwa tygodnie i zawiózł go do domu.

Chłopak znów padł na łóżko i spędził w nim cały tydzień. Okazjonalnie wychodził spod kołdry, aby coś zjeść i się napić. Jego telefon wibrował co jakiś czas. Ktoś do niego wydzwaniał, ale mało go to obchodziło. W końcu wyczerpała się bateria i pokój ogarnęła cisza.

Cisza, którą jednego dnia przerwał dzwonek do drzwi. Dzwonek tak natarczywy, że nawet ktoś tak dobity jak Japeś w końcu zebrał się, aby sprawdzić kto mógłby się tak dobijać.

Na korytarzu stała Siya, która ucieszyła się na widok wciąż żywego Wędrowca. On jednak tak szczęśliwy nie był. Nie chciał się na razie z nią widzieć. Nie poukładał sobie tego jeszcze w głowie.

– Mogę wejść? – zapytała i nie czekając na odpowiedź wtargnęła do środka. Postawiła na blacie w kuchni siatkę z zakupami i rozejrzała się po pomieszczeniu. Zamarła na chwilę widząc Smoka leżącego na łóżku i zajadle liżącego obrazek w książce. Prastary wykorzystał moment, złapał książkę w pysk i zaniósł do dziewczyny kładąc ją pod jej nogami. Siya przez chwilę nie wiedziała co robić, ale pochyliła się i zerknęła na zdjęcie. Przedstawiało ono babeczkę truskawkową.

– Chciałbyś to zjeść? – zapytała, a Smok zaczął merdać ogonem. Odkąd Japeś wpadł w depresję jedyne co jadł to suche, psie żarcie. Nawet nie miał czego podjadać Wędrowcowi, bo ten konsumował głównie batoniki. – Nie mam żadnej przy sobie, ale mogę ci kupić, jeśli będziesz grzecznym pieskiem.

Prastary zamerdał ogonem. Oddałby wszystko za babeczki truskawkowe (a na pewno oddałby za nie Japesia).

25.03.2020_18-02-27

Wędrowiec obserwował ich stojąc wciąż przy drzwiach. Widać było po nim, że był strasznie umęczony, głównie kiepską dietą i zadręczaniem się negatywnymi myślami. Siya podeszła do niego, złapała za rękę i posadziła przy stole.

– Zrobię ci coś do jedzenia. – uśmiechnęła się do niego ciepło. Wyjęła z siatki pieczywo, masło i kilka wędlin. Sprawnie przygotowała bardzo późne śniadanie i postawiła je przed chłopakiem. Sama wróciła do siatek i rozpakowała je do końca chowając wszystko do odpowiednich szafek. Kiedy się jednak odwróciła, Japeś siedział nieruchomo. Nawet nie tknął jedzenia.

– Zjedz, proszę. Marnie wyglądasz. – powiedziała do niego z przejęciem. Wędrowiec wiedział, że nie miał szans. Siegnął po kanapkę i powoli zaczął ją jeść.

Mefisto

#278. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.18 – Kiedy dzwonek dzwoni do drzwi… Read More »

Scroll to Top