cake

#475. Lemon Cake

Lemon Cake to gra stworzona przez Eloise Laroche i wydana w lutym 2021. Początkowo zakupiłem i ściągnąłem ją dla Smoczyńskiego, bo wydawała mi się dla niego idealna, jednak po spędzeniu kilku chwil przy pieczeniu i sprzedawaniu wypieków, stwierdziłem, że sam w nią zagram, bo jest naprawdę niesamowicie przyjemna. Pozwólcie zatem, że Wam o niej opowiem.

Nasza przygoda zaczyna się od stworzenia sobie postaci i wtargnięciu do opuszczonej piekarni. Tak, dobrze czytacie. Tam spotykamy ducha piekarki, pani Bonbon (Miss Bonbon), która, po krótkiej pogawędce, postanawia nauczyć nas jak wypiekać różne smakołyki. Ba, możemy od razu obsłużyć pierwszego klienta zwabionego zapachem naszego chleba.

Każda wykonana czynność w piekarni (sprzątanie, pieczenie, itd.) daje nam punkty doświadczenia, a po zebraniu ich odpowiedniej ilości możemy odblokować nowy poziom doświadczenia, a wraz z tym nowy przepis. Im bardziej zaawansowany przepis, tym więcej możemy dostać za wypiek. Oczywiście wiąże się to z tym, że będziemy potrzebować dodatkowych składników takich jak kakao, owoce, mleko… Te jednak możemy odblokować kupując ulepszenia! (po to w końcu są nam pieniądze w tej grze)

Dzięki ulepszeniom nasza praca w piekarni wydaje się łatwiejsza i szybciej możemy zarobić trochę grosza (np. kupując gabloty, aby móc przygotować wcześniej trochę smakołyków, które mogą kupić klienci nie mogący znaleźć miejsc siedzących w naszym przybytku).

Na sam koniec dnia otrzymujemy raport ze szczegółami o naszych zarobkach, ilości sprzedanych wypieków i ilości zadowolonych kupujących. Tam możemy też udać się do sklepu i kupić ulepszenia lub też ułożyć menu na kolejny dzień (jeżeli chcemy np. wymienić jakąś pozycję na bardziej opłacalny wypiek). I generalnie na tym ta gra polega: pieczemy, sprzedajemy, ulepszamy. Co jakiś czas odwiedza nas inny duch z mini grą, ale o tym nie będę już nic więcej wpominał, bo to lepiej doświadczyć samemu. 😉

Polecam mocno ten tytuł – jest on zadziwiająco relaksujący, niezwykłe przyjemny, a grafika jest bardzo miła dla oka. Nie ma w niej za wiele rzeczy do robienia, ale to jest akurat mocna strona Lemon Cake – nie rozprasza naszej uwagi tylko skupia ją na przetrwaniu dnia i kupieniu upatrzonych ulepszeń. Gra cieszy zarówno dzieci, jak i dorosłych, dlatego lubię w nią pograć razem ze Smoczyńskim – on ma radochę z pieczenia, a ja z zarządzania naszym małym biznesem. 🙂 Polecam wszystkim, którzy potrzebują trochę wytchnienia!

Mefisto

 

#475. Lemon Cake Read More »

#045. Aktualizacja życia do wersji 2.3

No i stało się to, co dzieje się co roku. Przybyło mi jeden rok więcej; kolejny rok doświadczenia do niesienia na własnych plecach. Mogę sobie pogratulować kolejnego osiągnięcia w życiu: przetrwałem w tym coraz gorszym świecie. Nie dałem się przeciwnościom losu, czy też ludziom, którzy chcieli zniszczyć cokolwiek w moim życiu, abym miał ciężej, ani mojemu najgorszemu wrogowi: samemu sobie.

Wydarzło się wiele rzeczy w ciągu ostatniego roku, których będę żałował do końca życia. Były też rzeczy, których nigdy nie zapomnę, bo były wyjątkowe. Starałem się, jak mogłem, aby być szczęśliwym człowiekiem, przejmując się tym, aby i mi, i mojej śmieszniejszej połowie było dobrze. Pewnie daleko nam do tego ideału, ale jeśli pomimo naszych problemów potrafimy się wciąż uśmiechać, to chyba nie jest najgorzej.

Kilku najbliższych znajomych złożyło mi życzenia, bo niespecjalnie celebruję tego typu okazje; matka naskrobała gigantycznego emaila jak to ma w zwyczaju, a moja połowa standardowo przyłożyła mi w twarz nim oznajmiła mi, że zapomniała. Z tym, że przyłożenie było przez sen, a ja zamiast wypocząć zastanawiałem się, czy na leżąco może lecieć mi krew z nosa. W ramach przeprosin dostałem w ostatni weekend tort urodzinowy, który był robiony bardzo niestandardowo.

Postanowiłem uwiecznić tyle, ile mogłem. W końcu takich rzeczy nie widuje się na co dzień.

Musicie wiedzieć, że u mnie w mieszkaniu ciepło jest tylko w pokoju, gdzie śpimy, bo tam elektryczny grzejniczek dogrzewa nasze zmarźnięte ciała niemal cały czas. Kuchnię i łazienkę ogrzewamy tylko na ten czas, kiedy musimy w nich urzędować. Ogrzewanie w tym ekologicznym domu jest drogie i nieopłacalne, bo ciepło ucieka każdą możliwą szczeliną (a uwierzcie mi – jest ich sporo). Mieliśmy więc do pomocy w gotowaniu… farelkę. Początkowo do ogrzewania nas, a potem…

Moja połowa wykorzystała grzejniczek, aby cukier rozpuścić, a masło zamienić z kamienia w masło.

img_20161105_190045

Dalej było nawet standardowo: cztery żółtka ubić z cukrem, aż do połączenia składników, masło rozbić gdzieś na boku i dodać do składników. Potem dodaliśmy kakao i nieco nalewki bursztynowej. Całą masę położyliśmy na kupione wcześniej spody do ciasta. Całość moja połowa udekorowała świeczką, abym miał prawdziwe spóźnione urodziny. Żeby było zabawniej, dostałem nawet napis LOL zrobiony ze skórek od pomarańczy.

Na niebie co chwilę pojawiały się fajerwerki, rozświetlające niebo. Stwierdziliśmy, że cała Anglia celebruje moje spóźnione urodziny.

img_20161105_193420
Taki niefotogeniczny fajerwerek

Co do ciasta… Pamiętacie motyw z cukrem i farelką? Niezbyt się roztopił i czuć go było przy każdym kawałku. Do tego ciasto wyszło zbyt słodkie jak na nasz gust, ale za to nalewka nadała mu niesamowitego smaku – czegoś w rodzaju goryczki. Pewnie nie będzie następnego razu, bo zjedzenie całej kostki masła niezbyt było zdrowe, ale raz w życiu można sobie pozwolić.

Moja połowa bardzo postarała się za co bardzo dziękuję. Było śmiesznie. Śmieszniej było chwilę potem, kiedy miłość ma stwierdziła, że mam urodziny w grudniu. Mój obolały nos bolał mnie jeszcze bardziej: ze śmiechu.

Oczywiście pozostała jeszcze kwestia zmycia naczyń po urodzinowym szale. Zgadnijcie na kogo wypadło w tym roku?

Mefisto

 

#045. Aktualizacja życia do wersji 2.3 Read More »

Scroll to Top