#376. Assassin’s Creed: Brotherhood

Assassin’s Creed: Brotherhood to kolejna z wielu części w tej serii gier. Została ona wydana w listopadzie 2010 przez Ubisoft i kontynuuje naszą przygodę jako współczesny bohater Desmond Miles oraz jako jego przodek Ezio Auditore.

Nasz nowożytni bohater uciekł zbirom z Abstergo i dotarł do willi Monteriggioni, gdzie swego czasu przebywał oraz planował swoje akcje jego przodek. Drużyna asasynów dotarła do podziemi posiadłości i stworzyła tam swoją bazę. Oczywiście prąd do zasilenia sprzętu “pożyczyli” od mieszkańców.

Desmond coraz mocniej wykazuje efekty uboczne przebywania w Animusie: widzi Ezio niczym ducha pośród chwil jego życia. Wraz ze wspomnieniami, nasz bohater przejmuje też zdolności asasyna, które pomagają mu w eksplorowaniu posiadłości.

Przejdźmy jednak do głównego wątku: wciąż przeszukujemy wspomnienia naszego przodka, aby odnaleźć Fragment Edenu. Oczywiście, aby dostać się do potrzebych nam wspomnień, musimy poznać spory kawałek życia Ezio, aż osiągniemy pełną sychronizację.

Desmond zostaje (znów) podłączony do Animusa i wracamy do historii naszego asasyna w momencie, w którym (mniej więcej) zostawiliśmy go w poprzedniej części gry. Do Ezio dołącza jego wuj Mario i oboje wracają do willi Monteriggioni, gdzie celebrowanie zwycięstwa nad Templariuszami okrywa się płaszczem zaniepokojenia, kiedy nasz protagonista zdradza, że pozostawił swojego nemesis przy życiu. Mści się to na nim niemal od razu, bowiem niedługo po naszym powrocie, willa zostaje zaatakowana przez Cesare – syna naszego wroga.

Atak na Monteriggioni to była rzeź: nasz wuj Mario ginie, wielu naszych współbratymców zostaje pojmanych. Ezio wraz ze swoją matką i siostrą oraz grupą ocalałych uciekają podziemnymi tunelami, a nasz asasyn kontynuuje swoją przygodę dalej… wprost do Rzymu!

Po drodze zostajemy ranni, ale czuwa nad nami nasz anioł stróż Machiavelli, który prezentuje nam nowy strój asasyna (bowiem – jak się łatwo można domyślić – nasza poprzednia zbroja dostała z działa nim nasz protagonista zdążył ją na siebie założyć). W Rzymie naszym celem staje się nie tylko pozbycie się naszego wroga i jego szalonej rodzinki, ale też zbudowanie bractwa. Cesare nam to ułatwia, bo zgnębieni mieszkańcy z miłą chęcią dadzą w pysk swojemu oprawcy.

Naszych rekrutów możemy wysyłać na misje, aby ich ulepszać i rozwijać ich zdolności, możemy przyzywać ich w trakcie walki, aby pomogli nam pokonać przeciwników, wyeliminować ich po cichu lub też odwrócili ich uwagę, abyśmy mogli spokojnie wtopić się w tłum. Jeśli mamy wystarczająco pomagierów, możemy aktywować deszcz strzał, który niesamowicie szybko i efektywnie rozwiązuje nasze problemy z uporczywymi żołnierzami.

Poza nimi mamy też trzy frakcje: kurtyzany, najemników oraz złodziei. Gra daje nam możliwość wykupywania budowli, a w tym budynków dla tychże frakcji, które następnie możemy ulepszać. Połowa mojej rozrgywki polegała na zbieraniu funduszy we wszelki sposób, aby wykupić wszystkie dostępne budowle. Nie zliczę, ile razy okradałem przechodniów, bo brakowało mi dosłownie kilku groszy, a nie chciałem czekać, aż w banku pojawi się gotówka. 😂

Mamy też podziemne tunele, którymi możemy szybko i bezpiecznie podróżować po mieście. To jest mój taki ulubiony motyw tej gry: nie trzeba się tarabanić po całych mapach, można trochę skrócić sobie drogę!

Nasze misje są dosyć standardowe i typowe dla serii Assassin’s Creeds: mamy masę celi, których eliminacja doprowadza nas do starcia z naszym głównym wrogiem: w tym wypadku z Cesare. Tutaj dodatkowo budujemy swoją własną armię asasynów, mamy masę misji dodatkowych odkrywających przed nami sekrety Fragmentu Edenu, wiele podziemnych lokacji ze wskazówkami, jak odkryć Zbroję Romulusa, wspomnienia Ezio o tym, co stało się między nim a Cristiną, sporo misji pobocznych z Leonardem da Vinci i jego maszynami, zadania dotyczące kurtyzan, złodziei i najemników oraz masę Wież Borgia, które niszczymy, aby przejąć kompletną kontrolę nad dzielnicą. Jest nawet wątek z Mikołajem Kopernikiem!

Gra jest naprawdę zajmująca, a przejście jej w 100% to zajęcie na kilkadziesiąt godzin niesamowitej akcji. Muzyka do gry jest arcydziełem i przyśpiesza bicie serca, ilekroć wplątujemy się w wir wydarzeń albo po prostu skądś uciekamy. Jest to, moim zdaniem, jedna z najlepszych części z tej serii gier i zawsze wracam do niej z przyjemnością.

Polecam ten tytuł z całego serca. Jest to niesamowita opowieść przeplatana działaniem na nerwy Templariuszom! 😉

Mefisto

#376. Assassin’s Creed: Brotherhood Read More »