#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie

– Dobra, ja mam dość! – warknął Jake po kilkugodzinnej przejażdżce pomiędzy pytaniami i brakiem konkretnych odpowiedzi. Japeś zdawał się po prostu oporny na słuchanie własnych potrzeb – całkowicie nie potrafił prowadzić ze sobą dialogu w kwestii tego, co lubił, a czego nie lubił. Jake nie wiedział już nawet, jak miał zadawać pytania, bo Wędrowiec coraz bardziej gubił się we wszystkim.

– Przepraszam… – odparł smutno Japeś. Spojrzał na swojego rozmówcę, który był już w stanie agonalnym, ale mimo tego starał się w jakiś sposób pomóc.

– Wiesz, może po prostu wolisz kobiety i tyle? To nic złego, naprawdę. To, że ktoś twierdzi inaczej to już jego problem. – ziewnął przeciągając się. – Zostawmy to na inny raz, Japesiu. Jest już późno, jestem wypruty. Ty pewnie też.

– Może już pójdę? – zaproponował, a Jake kiwnął głową na “nie” ku zdziwieniu Wędrowca. – Dlaczego nie?

– Stąd nic już nie jeździ o tej porze, a taksówka wyniesie cię majątek. Ja też cię nie odwiozę… Ech. Możesz u mnie, w drodze wyjątku, zostać. Siya by mnie zresztą zabiła, jakby się dowiedziała, że wracając ode mnie, coś ci się stało. – ziewnął znowu wstając z łóżka, a potem położył się na kanapie. Nim Japeś zdążył zaprotestować, Jake spał już w najlepsze i nie dało się go obudzić. Wędrowiec wzruszył ramionami i położył się na łóżku.

08.06.2020_23-08-34

Czuł się conajmniej dziwnie. Znowu był u niego w mieszkaniu. Znowu czuł się w jego obecności dziwnie zmieszany. Ludzkie życie z każdym krokiem stawało się coraz bardziej nieprawdopodobne, a Japeś, pomimo iż wiedział, że sam je sobie komplikował, pchał się w to coraz bardziej. Niczym ćma do światła…

Zamknął oczy i w ciszy przerywanej jedynie głębszym oddechem Jake’a powoli zaczął odpływać w sen.

Pewnie spałby spokojnie, gdyby nie to, że Jake zerwał się w nocy i udał do łazienki. Po odgłosach stwierdził, że alkohol postanowił zawrócić i ewakuować się z żołądka chłopaka. Dla Japesia wydawało się to wręcz straszne, ale jego towarzysz zachowywał się jak przy jakimś normalnym, typowym dla niego rytuale, po którym wrócił i padł obok Wędrowca na łóżko.

Japeś wpadł w panikę, bo nie spodziewał się, że Jake wyląduje obok niego. W tej panice zleciał z łóżka i gruchnął głucho o podłogę. Przez chwilę leżał w kompletnym bezruchu bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, ale ostatecznie podniósł się i spojrzał na wciąż śpiącego chłopaka. Wędrowiec trochę pozazdrościł solidnej podłogi w mieszkaniu jego znajomego: u niego skończyłoby się wizytą sąsiadki i awanturą, przy której pół bloku kłóciłoby się o to, kto miałby się w końcu zamknąć.

Japeś ostrożnie wdrapał się na kanapę. Nie chciał w jakikolwiek sposób naruszać przestrzeni Jake’a. Szybko jednak dotarło do niego, że tak właściwie to wtargnął mu do mieszkania, więc mimo wszystko tą przestrzeń już naruszył… Wpełzł więc na łóżko, jednak czuł się w tej kwestii niepewnie, bo to, że na początku zrobił coś wbrew woli swojego towarzysza, nie oznaczało wcale pozwolenia na robienie tego dalej. Wrócił zatem na kanapę i znowu poczuł się dziwnie, bo w końcu to Jake oddelegował go do spania na łóżku. Wlazł po raz kolejny na łóżko, z którego już nie zszedł, bo silna dłoń jego towarzysza trzymała go w żelaznym uścisku.

– Ty kura jesteś, że szukasz idealnego miejsca na zniesienie jajka, czy co? Kładź się i śpij, bo przykleję cię do materaca. – mruknął do niego. Nim jednak Japeś zdążył przetrawić wiadomość, chłopak znów zasnął, a jego dłoń osunęła się bezwiednie na łóżko. Wędrowiec bez słowa ułożył się, ale nie był w stanie już spać. Myślał o tym, jak to byłoby być kurą…

Około dziewiątej ostrożnie zebrał się z łóżka. Skoro nie mógł spać to postanowił coś zjeść. W lodówce znalazł dosyć świeże produkty, jednak było ich tak niewiele, że znów mógł jedynie zrobić jajecznicę. Nim jednak zaczął, opiekł tosty na patelni, bo nie mógł nigdzie znaleźć tostera. Potem dopiero wziął się za przygotowanie im śniadania. W między czasie przygotował przeciwbólowe dla Jake’a i szklankę wody, bo wiedział, że chłopak będzie ich potrzebować. W szczególności, kiedy pusta butelka po tajemniczym alkoholu okazała się być butelką po wódce.

Zapach przygotowywanego jedzenia dosyć sprawnie obudził Jake’a, który powoli usiadł na łóżku. Nim zdążył się odezwać, Wędrowiec podał mu paracetamol i wodę. Chłopak przez chwilę był skołowany, ale bez słowa połknął tabletki i obserwował Japesia, który przełożył jajecznicę na dwa talerze.

– Znowu spanikowałeś? – burknął, kiedy umysł oczyścił mu się na tyle, aby móc przemyśleć dokładnie, co się wydarzyło poprzedniej nocy.

– Co? A, nie. Po prostu jestem głodny. – odparł Wędrowiec uśmiechając się wesoło. – Chodź, zjedz. Dobrze ci to zrobi.

Jake doczłapał do kuchni i wziął od Japesia talerz. Ostrożnie zaczął pochłaniać jajeczną papkę, aby, ku jego zdziwieniu, stwierdzić, że była nad wyraz dobra. Prawdę powiedziawszy był szczerze zdziwiony, że z takiej małej ilości produktów uzyskać coś naprawdę smacznego.

– Całkiem niezłe. – rzucił z uznaniem do Wędrowca, który na te słowa zareagował z entuzjazmem. – Myślałeś o tym, aby zostać kurzachem?

– Tak, ale trochę szkoda mi brwi. – odparł Japeś bez namysłu. Jake wielce zdumiony zapytał się o wyjaśnienie, ale chwilę potem pożałował, bo musiał powstrzymać Wędrowca przed podpaleniem sobie brwi w celach prezentacji.

– Wierzę na słowo w twoją inwencję twórczą. – burknął trzymając go za nadgarstek, aby przypadkiem nie próbował zbliżyć się do kuchenki. Puścił go dopiero, kiedy miał pewność, że jego gość na pewno tego nie zrobi. Przynajmniej nie umyślnie…

08.06.2020_23-05-33

W niedługim czasie zebrali się i Jake odwiózł Japesia do domu. Odprowadził go nawet pod same drzwi mieszkania, ale szybko tego pożałował, bo Wędrowiec od razu zaprosił go do środka. Już miał odmówić, jednak przyszedł mu do głowy pomysł, aby przy okazji zapytać się Prastarego ile czasu miało jeszcze zająć mu przygotowanie.

Weszli do mieszkania i oboje momentalnie zamarli widząc Smoka z łbem w papierowym pudełku od płatków śniadaniowych, które pochłaniał mlaskając głośno z wyraźnym zadowoleniem.

– Miałeś nie podżerać! – krzyknął Japeś i rzucił się w pogoń za Prastarym. Ten jednak uskoczył i zaczął z gracją wystraszonego prosiaka uciekać przed chłopakiem. – Co mówił weterynarz? Że jak nie będziesz jadł za dużo to cię będę musiał turlać na spacery!

Jake parsknął na te słowa śmiechem, co zwróciło uwagę obojga. Chłopak wyobraził sobie przedwieczny byt, który tak się rozpasł, że taka pierdółka pokroju Wędrowca musiała go turlać na spacer. Smok siadł z gracją na swoim tyłku i mierzył wrogim spojrzeniem gościa swojego podopiecznego.

– Em… to mój pies. Smok. – odparł Japeś czując się trochę niezręcznie z faktu, że kompletnie zapomniał, iż tym razem nie był sam. Właściwie to tylko kilka razy go ktoś odwiedził.

– Smok? Byleby tylko nie zionął ogniem. – zaśmiał się kucająć przy Prastrarym. Jake wymiętolił mu twarz patrząc się wprost w błyszczące ślepia pełne mordu. – Uroczy piesek.

Wędrowiec na chwilę zniknął w swoim pokoju, a wtedy Jake skorzystał z okazji, aby dowiedzieć się, ile jeszcze czasu zajmie przygotowanie rytuału.

– Cztery dni. – burknął Smok urażony na słowa chłopaka. Nie był ani trochę uroczy!

Mefisto

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie Read More »