orange

#239. Kącik Techniczny nr 14

Kiedy byłem dzieckiem, widziałem setki projektów inteligentnych domów, w których komputer steruje urządzeniami w dogodny i ustalony przez nas sposób, jednak następuje to bez wielkiej ingerencji z naszej strony. Wtedy było to dla mnie jedynie nieosiągalne marzenie, bo dostępność takich rozwiązań była niezwykle kosztowna. Jednak niemal dwie dekady później żyję w domu, który zmierza w kierunku futurystycznych wizji z czasów mojego dzieciństwa.

Nasz pierwszy nieświadomy projekt powstał, kiedy mieszkaliśmy na pokoju. Inni mieszkańcy trochę nie szanowali prywatności, a i w okolicy zdarzały się kradzieże, więc zamontowaliśmy magnetyczny przekaźnik, który wysyłał informację w momencie otwarcia drzwi (początkowo działał na odwrót i nie wiedzieliśmy jak się za to zabrać :D). Informację odbierał router, przekazywał ją serwerowi, a serwer wysyłał nam wiadomość na telefon.

Był to pierwszy własnej roboty system informowania nas o jakimś wydarzeniu. W tej chwili mamy trzy takie systemy w użytku: dwa na drzwi do domu i do schowka (z tym, że tym razem przekaźniki działają na baterie i nie wymagają setki metrów kabli) oraz jeden do samochodu, który wykrywa ruch (np. kiedy ktoś wsiada do auta).

Pierwszy świadomy pomysł zrodził się jeszcze przed narodzinami Smoczyńskiego, gdzie mieszkaliśmy w strasznie zimnym mieszkaniu. Ogrzewanie centralnym był ponad 40-letni bojler, więc nie był ani tani w użytku, ani wydajny (jedynie 17% zużytej energii było zwracane jako ciepło). Korzystaliśmy z elektrycznych grzejników, bo w porównaniu z tamtym molochem, koszta użytkowania były sporo niższe.

Grzejniki trzeba było jednak wstać i włączyć, a my nie chcieliśmy wychodzić spod ciepłej kołdry, aby tego dokonać.

Powstał więc pierwszy projekt: zdalnie sterowany kaloryfer. Potrzebowaliśmy do tego Raspberry Pi oraz zdalnych włączników. Następnie skorzystaliśmy z gotowego rozwiązania i stworzyliśmy stronę dostępną tylko dla nas (i każdego z hasłem dostępu :P), gdzie dostępna była nazwa urządzenia oraz przyciski “ON” i “OFF”. Proste, wygodne i skuteczne, a do tego można było z nich korzystać będąc poza domem. Przydatne w momentach, kiedy zapomniało się wyłączyć grzejnika lub do włączenia grzejników przed powrotem do domu, aby wejść do nagrzanego już pomieszczenia.

Potem dołączyliśmy zdalne włączanie i wyłączanie lampek nocnych. Jedna była w pokoju gdzie spaliśmy. Włącznik od światła był kawałek od nas, a dotarcie do niego mogło skutkować śmiercią przez potknięcie o bałagan, więc najprościej było zdalnie włączyć lampkę nocną.

Druga lampka wylądowała w kuchni, gdzie często witaliśmy w nocy, aby się np. napić. Ta lampka za to włączała i wyłączała się sama o określonych godzinach, co było pierwszym krokiem w stronę automatycznych rozwiązań.

Widząc efekty naszych małych projektów oraz zachęceni przez wrednego sąsiada, wzięliśmy się za samochód. Auto nie posiadało alarmu, więc co stało na przeszkodzie, aby samemu taki alarm zrobić?

Zrobiliśmy diodę, która migała z częstotliwością diody zwykłego alarmu i zamontowaliśmy czujnik ruchu. Wszystko to zostało podłączone do Orange Pi (początkowo miało być Raspberry Pi), a urządzenie podłączyliśmy pod powerbank, który z kolei został podłączony pod akumulator. Powerbank niestety okazał się wadliwy i szybko rozładowywał baterię w aucie, więc zrezygnowaliśmy z niego.

Antena wifi z Orange Pi została podłączona do anteny samochodowej i urządzenie (ledwo, bo ledwo) łączyło się z routerem. Zapewniało to komunikację w dwie strony: dostawaliśmy wiadomość, kiedy czujnik coś wyłapał i sami mogliśmy połączyć się z autem. Niestety na tamtem moment użycie karty sim z mobilnym internetem nie działało, bo taki internet nie oferował zewnętrznego adresu IP, przez który moglibyśmy się połączyć z urządzeniem.

Orange Pi z czasem zostało zamienione na ESP8266 z racji tego, że było mniejsze, zużywało mniej prądu, a oferowało wszystko czego potrzebowaliśmy.

Do naszych systemów dochodziły kamery zarówno rejestrujące aktywność domowników (pozdrawiam wszystkie smutne zdjęcia z kamerki nad lodówką :P) jak i te służące jedynie do podglądania, co się dzieje w danym pomieszczeniu. Taka kamerka przydała się nam, kiedy elektryk wysłany przez agencję, u której to wynajęliśmy domek, zaczął robić zdjęcia bez naszej zgody i mogliśmy się go grzecznie zapytać co wyczynia (a on prawie zszedł na zawał, bo nikogo wokoło nie było, aby wiedział o jego niecnym planie – no ze zdumienia prawie umarł!).

Nasze systemy domowej roboty systemy zabezpieczeń byłyby jednak ciężkie do zarządzania, bowiem każdy (albo zdecydowana większość) miał swój osobny panel sterowania. Wszystkie wymienione wyżej rozwiązania zostały dodane do Home Assistanta, który stał się naszym centrum zarządzania, a jego możliwości ogranicza, będąc całkowicie szczerym, nasza wyboraźnia.

O tym jak poniosła nas nasza wyobraźnia napiszę w kolejnej notce, bowiem ten wstęp okazał się dużo bardziej rozbudowany niż myślałem, a wyjaśnienie i opis funkcji Home Assistanta zasługuje na więcej niż kilka zdań. 😉

Mefisto

#239. Kącik Techniczny nr 14 Read More »

#228. Kącik Techniczny nr 13

Raspberry Pi to komputer o wielkich możliwościach, który jest niewiele większy od karty bankowej, a na pewno spokojnie mieści się w dłoni dorosłej osoby. Jego twórcy są organizacją charytatywną z Wielkiej Brytanii pragnącą uczyć podstaw informatyki, dlatego też oferują nam wydajne jak na swoją cenę urządzenie i wiele projektów wspierających ambitne umysły na całym świecie.

Projekt zaczął się w 2006 roku, ale pierwsze Raspberry Pi trafiły do sprzedaży w lutym 2012. Nim jednak to się stało, 10 pierwszych płytek zostało wystawionych na aukcję i sprzedane za łącznie 16 tys. funtów. W oficjalnej sprzedaży dało się je kupić za nieco bardziej przyziemne ceny: $25 za model A (z jednym portem USB i bez portu sieciowego oraz 256MB ramu) i $35 za model B (posiadający dwa porty USB i jeden port sieciowy oraz 512 MB ramu).

Obecnie do kupienia jest wiele różnych wersji Raspberry Pi, w tym Raspberry Pi Zero o bardzo małych wymiarach (6.5cm na 3cm), mocy obliczeniowej Raspberry Pi 1 i zawrotnej cenie $5. Do sprzedaży trafiły też kamery, czy inne akcesoria pozwalające na rozbudowę możliwości Raspberry Pi.

Oficjalny system operacyjny, na którym działa Raspberry Pi nazywa się Raspbian od połączenia Raspberry i Debiana (jeden z systemów operacyjnych opartych na Linuxie; bazują na nim takie usługi jak SteamOS, czy Stadia). W 2013 twórcy wypuścili NOOBSa (New Out Of the Box Software), którego zadaniem jest pomoc mniej obeznanym użytkownikom w instalacji systemu. Niektóre sklepy oferują kartę sd z pre-instalowanym już oprogramowaniem.

Oczywiście istnieją też inne systemy operacyjne, które możemy instalować wedle naszych potrzeb. Za przykład może posłużyć lekki system o nazwie DietPi. 😉

W Anglii oraz w Ameryce organizowane są wydarzenia nazwane Raspberry Pi Jam, na których można nauczyć się wielu ciekawych sposobów na użytkowanie naszego niewielkiego komputera. Są one organizowane przez społeczność i oficjalnie ogłaszane na stronie organizacji. Każdy może się podjąć wyzwania i zorganizować swój własny Jam. Na ten temat rozpiszę się, kiedy wreszcie dotrę na taki event. 😉

Jestem wielkim fanem Raspberry Pi (i wszystkich innych owoców: Orange Pi, Banana Pi…) ze względu na możliwości jakie oferuje tak mały komputer. W naszym domu Raspberry jest cały czas używane: jedno do obsługi HomeAssistant (jako że to rozbudowany temat to napiszę o tym osobną notkę), a drugie do kamerki, która wpierw śledziła Smoczyńskiego (i nosiła nazwę WALL-E, bo wyglądała podobnie jak ten robot), a dzisiaj pilnuje naszego auta. W aucie znajdowało się też Raspberry jako nietypowy alarm (wysyłał wiadomości jeśli wykrył ruch – nie polecam zamykać w aucie muchy :D), ale zostało to przeniesione na Orange Pi. Generalnie alarm ma takie działanie, że my dostajemy znać i po cichu idziemy zlać złodzieja patelnią. 😉

W następnych notkach przybliżę nieco dokładniej niektóre projekty, które realizowaliśmy u nas w warunkach domowych. 😉

Mefisto

 

#228. Kącik Techniczny nr 13 Read More »

Scroll to Top