kino

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino

Jako że film zaczynał się dopiero wieczorem, udali się wpierw do pizzerii, aby coś zjeść. Japeś zajął się pochłanianiem nienajgorszej pizzy, podczas gdy Siya i Jake wymieniali się energicznie poglądami. Taki stan rzeczy pasował Wędrowcowi najbardziej, bo nie musiał się w żadnym stopniu wysilać. Ponadto miał więcej jedzenia dla siebie…

Jedyne, co przyprawiało go o dreszcz to fakt, że jego towarzysz zerkał na niego od czasu do czasu.

– Pracujesz w szpitalu? – z zadumy wyrwał go głos Jake’a. Wędrowiec spojrzał w jego stronę pytająco, jakby sam nie wiedział. Przęłknął pośpiesznie pizzę, aby mu odpowiedzieć.

– Tak. – rzucił krótko. Cóż więcej mógłby w tej kwestii rzec?

– A co tam robisz? – chłopak oparł się o stół i patrzył na Wędrowca oczekując jakiejś bardziej rozbudowanej odpowiedzi.

– Chyba wszystko… – mruknął. Nie było to kłamstwem. Japeś był istną orkiestrą szpitalnym umiejętności: od czyszczenia podłóg do asystowania mopem przy operacjach. W ten sposób szpital oszczędzał na znieczuleniach.

Jake nie kontynuował tematu widząc, że jego rozmówca był wręcz niechętny w tej kwestii. Szybko zerknął na zegarek w telefonie i zaproponował, aby udać się w stronę kina, bo za niedługo mieli zacząć wyświetlać film.

Dotarli na miejsce dosyć szybko. Jake zajął się kupnem biletów, a Siya z Japesiem wybrali przekąski. Razem udali się do sali i czekali, aż na olbrzymim ekranie wyświetlił się film. Kiedy usiedli, Siya wymieniła porozumiewawcze spojrzenia z Jake’iem i zamienili się miejscami, przez co Jake siedział teraz między nimi. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, czy to spotkanie było jednak takie przypadkowe…

Wtem światła przyciemniały, a na ekranie wyświetlił się film. Stopniowo zwiększające się napięcie grozy uświadomiło Japesiowi, że ten film to horror. Wędrowiec zaczął żałować, że nie zadławił się kanapką, pizzą, ani nie przejechał go walec. Mogła go nawet zadziobać mewa. Miał w tej chwili okropnie małą odporność na straszne rzeczy, więc mimowolnie wbiło go w fotel. Im dłużej seans trwał, tym gorzej rozwijała się fabuła, a Wędrowiec przyłapał siebie na wtulaniu się w ramię Jake’a. To samo robiła Siya, która również nie spodziewała się tego, co zgotował im ich przyjaciel.

Chłopak za to wydawał się rozbawiony tą sytuacją widząc dwójkę jego znajomych w kompletnym przerażeniu. Widać było po nim, że ciekawiło go to bardziej niż sam film, bo co chwilę oglądał się na bok patrząc jak Japeś i Siya wbijają mu się paznokciami w skórę.

Dziewczyna w pewnym momencie przeprosiła ich oboje i uciekła tłumacząc się tym, że czegoś pilnie potrzebowano u niej w pracy. Wędrowiec poczuł się, jakby go właśnie sprzedała na części, a on mógł się tylko przytulić do rzeźnika i czekać, aż ten przerobi go na szynkę.

Film skończył się niedługo po wyjściu dziewczyny i Japeś, dziękując magii, liczył na to, że Jake też będzie musiał pójść. On zdawał się mieć jednak inne plany.

– To co? Chcesz iść do domu? Czy może wyskoczymy na chwilę do klubu? – zaproponował. Wędrowiec już miał zadecydować (pierwszy raz tego dnia), ale chłopak ani myślał dać mu dokończyć. – Myślę, że w klubie może być dziś ciekawie.

W niedługim czasie dotarli do miejsca, gdzie w najlepsze rozkręcała się impreza. W środku było głośno i duszno, a ludzie obijali się od siebie pod wpływem chwili (i alkoholu). Japeś nie wiedział jakim cudem tak sprawnie przebili się przez tańczącą masę. Zajął miejsce przy stole, podczas gdy Jake obiecał wrócić z “czymś dobrym”.

Głośna muzyka nie poprawiała stanu Wędrowca. Nie czuł się ani trochę swobodnie w takim miejscu, dziesiątki par oczu obserwujące go ukradkiem doprowadzały go do szaleństwa. Jak ludzie mogli czuć się dobrze w tej kakofonicznej, klaustrofobicznej kaźni? Przecież było tysiące innych sposobów (które akurat Japesiowi nie przychodziły do głowy), w jaki można była spędzić wolny czas…

09.02.2020_00-40-30

Mimo tego cierpliwie czekał na powrót swojego towarzysza.

Jake w tym czasie zamówił dwa drinki przy barze i przeciskając się przez tłumy wracał do stolika. W tej gęstwinie nikt nie mógł zauważyć, jak chłopak ukradkiem dosypał czegoś do jednego z napojów.

– Proszę. – postawił przed Wędrowcem przyprawiony drink. – Myślę, że to poprawi ci humor.

Mefisto

#286. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.20 – Kino Read More »

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer

Siya patrzyła na zmarnowanego Japesia. Patrzyła też czasem na Smoka, który siedział potulnie i merdał ogonem. Jego oczy zdawały się wręcz wołać “babeczka truskawowa”. Wróciła jednak wzrokiem do Wędrowca.

13.02.2020_23-42-59

– Japesiu. Dlaczego nie odbierałeś telefonu? – zapytała, a chłopak westchnął.

– Bo się rozładował. – odparł krótko.

– A przed rozładowaniem? – drążyła, a Japeś, który kompletnie nie miał ochoty rozmawiać, zaczął się modlić, aby udławić się kanapką.

– Leżał za daleko. – mruknął. Siya miała jednak do niego dużo więcej cierpliwości niż oczekiwał. – Po co do mnie przyszłaś?

– Wiesz… – uśmiechnęła się delikatnie. – Martwiłam się. Tamtego dnia zostawiłeś mnie z tym czekiem, nie odbierałeś telefonu, nie było cię w pracy. Bałam się, że mogłeś coś sobie zrobić i to do tego przeze mnie…

Siya wyciągnęła czek z torby i położyła go na stole.

– To nie twoja wina. – Wędrowiec przerwał jej pośpiesznie. Na chwilę jednak znów zamilkł, aby zebrać się w sobie i móc mówić dalej. – Po prostu… całe moje życie takie jest. Za cokolwiek się wezmę to to obraca się przeciwko mnie. A czek zachowaj. Proszę.

– Dlaczego? – zapytała zdumiona. Mało kto oddałby tak po prostu tyle pieniędzy.

– Kiedy mówiłaś o tym długu widziałem straszny smutek w twoich oczach. Nie chciałem, abyś była smutna. – odparł przygnębiony tą wizją. Może za bardzo na nią napierał? Nikt przecież nie lubi, jak ktoś im wpada do życia z butami. – Myślałem, że jeśli pomogę to nie zobaczę już smutku w twoich oczach…

– Japesiu. Dziękuję. To naprawdę miłe. Jesteś chyba jedyną osobą zdolną do takich poświęceń. – rzekła do niego z uśmiechem. Wędrowiec przez chwilę poczuł się jak dawniej, ale była to tylko ułuda. Uderzyła go taka kłoda, że nie mógł się już po tym pozbierać…

Znów opadł na stół. Poczuł się bezsilny wobec całego absurdu jaki spotkał go w życiu. Któż by przypuszczał, że ze wszystkich możliwych kombinacji to właśnie jemu przytrafiły się te najbardziej niespotykane. Może gdyby trochę więcej wiedział o ludziach to byłoby mu trochę łatwiej? A teraz czuł się jak głupiec, który postawił ostatnie skarpetki w pokera, bo czuł, że wygra, ale nagle został wyrzucony z kasyna.

– Dlaczego to wszystko jest takie skomplikowane? Myślałem, że będzie prościej. Że przyjadę tutaj, że będzie dobrze, ale cały czas dzieje się coś, czego nawet nie umiem zrozumieć. – jęknął zły na to wszystko. Gdyby wiedział, że ludzkie życie to przewaga problemów nad innymi rzeczami, nigdy nie postanowiłby tego spróbować. Siedziałby na Krańcu Czasu i obserwował jak czas mija i spada w przepaść…

– Rozumiem cię. – Siya oparła dłoń na jego ramieniu. Ona sama spotkała wiele przeszkód na swojej drodze i doskonale rozumiała, jak czuł się Japeś. Poniekąd widziała w nim samą siebie sprzed kilku lat i nie potrafiła inaczej niż spróbować mu pomóc uporać się z samym sobą.

– W życiu zdarzają się ciężkie chwile, który musimy przetrwać. Nie zawsze jest pięknie, ale nie oznacza to, że będzie tylko źle. Pomyśl sobie ile ostatnio przydażyło ci się miłych rzeczy? – zapytała, a Wędrowiec zaczął się zastanawiać. Poznał przyjaciół Siyi, z którymi spędził sporo czasu śmiejąc się z niezrozumiałych mu rzeczy. Dorobił się wielu przyjemnych wspomnień podczas wspólnych spacerów z tą niepozorną dziewczyną. Przez moment czuł, że żył pełnią życia delektując się nowym, niesamowitym uczuciem. W sumie znalazł kilka momentów, kiedy nie było tak źle. To chyba obecny jego stan powodował, że wszystko wydawało się gorzkie i nieprzyjemne.

– Co powiesz na to, abyś się odświeżył i pójdziemy na spacer? Dobrze ci zrobi wyjście na zewnątrz. – zaproponowała. Japeś kiwnął głową i poszedł wziąć szybki prysznic, a Siya w tym czasie wymiziała Smoka za wszystkie czasy. Obiecała mu, że jak tylko wrócą ze spaceru to przyniesie mu jego wymarzoną babeczkę, a Prastary zamerdał ogonem z zadowoleniem. Chociaż jedna osoba na tym świecie troszczyła się o jego potrzeby!

Jak tylko Wędrowiec był względnie suchy, wyszli razem przejść się po okolicznym parku. Świeże powietrze miało na niego zbawienny wpływ. Wciąż jednak czuł się nieswojo w stosunku do Siyi. Skoro wiedział, że nic z tego nie będzie, to jak powinien był się do tego odnieść? Będąc obok niej czuł narastającą nadzieję nawet jeśli jego rozum mówił mu, że to już nie miało sensu. Te dwa sprzeczne uczucia walczyły wewnątrz niego powodując niesamowity dyskomfort. Zaczął się nawet zastanawiać po co w ogóle wychodził z domu…

Nie miał siły opierać się czarnym myślom. Siya coś do niego mówiła, ale on zdawał się być zupełnie gdzieś indziej pogrążony w jego codziennej grze pytań i braku odpowiedzi. Chciał wrócić do domu, schować się pod kołdrę i czekać aż wszystko przestanie mieć znaczenie. Ucieczka była przecież najprostszą rzeczą…

Los jednak rzucił mu pod nogi kolejną kłodę, która uniemożliwiła mu jego taktyczny obrót. Zamarł na chwilę czując ciężar czyjegoś ramienia na sobie. Jego towarzyszka wydawała się równie zaskoczona, ale tylko przez moment, kiedy ujrzała znajomą twarz. Uśmiechnęła się do niego pogodnie.

– Jake! – przywitała go swoim brzęczącym głosem. Japesiowi coś to imię mówiło, ale nie za bardzo mógł skojarzyć. Kiedy tylko spojrzenie Wędrowca spotkało się ze spojrzeniem tajemniczego chłopaka, od razu przypomniał sobie kim on był. Ten, co to wzrokiem wyrywał dusze. Jak tylko to sobie uświadomił, nieprzyjemny dreszcz przebiegł mu po twarzy. Jake na szczęście odsunął się od nich i całkowicie ignorując wystraszonego Japesia, zaczął rozmawiać z Siyą.

– Co? W końcu jednak znalazłaś sobie chłopaka? – mruknął kąśliwie patrząc na siedem nieszczęść jakie w tamtej chwili reprezentował sobą byt z Krańca Czasu. Dziewczyna popatrzyła na nich oboje z lekkim zakłopotaniem, a najbardziej na Wędrowca, którego ta szpilka zabolała bardziej niż ją.

– Interesuję się chłopakami tak samo, jak ty interesujesz się dziewczynami. – odparła grzecznie, chociaż jej usta wykrzywiły się w lekkim grymasie zwycięstwa. Mogłoby się wydawać, że w jakiś sposób się kłócą, ale oboje mieli swego rodzaju satysfakcję z takiego sposobu rozmawiania ze sobą.

– Czyli nie będzie ci przeszkadzało, jeśli go sobie wezmę? – Jake znów położył rękę na ramieniu Japesia i przyciągnął go ku sobie. Chłopak żałował, że wyszedł z łóżka. Żałował, że nie zawinął się w kołdrę i tkwił w tym depresyjnym burito aż po koniec swojego ludzkiego życia. Z drugiej strony nie mógł uzasadnić tej dziwnej obawy w stosunku Jake’a. Wszak on ewidentnie się drażnił z Siyą, a Wędrowiec po prostu znalazł się między nimi na polu słownej bitwy.

– To już tylko zależy od Japesia. – uśmiechnęła się delikatnie. Japeś ucieszył się w duchu, że w końcu ktoś zauważył, że był żywą, zdolną do samodecydowania o sobie osobą. Jake wypuścił go ze swojego uścisku ze złośliwym grymasem na twarzy, który nie wróżył niczego dobrego. Albo po prostu miał taki wyraz twarzy. Ciężko było to stwierdzić.

– Idziecie gdzieś? – zapytał wkładając ręce do kieszeni. Kiedy tylko przestał dogryzać sobie z Siyą, jego wygląd zmienił się diametralnie na taki, jaki można ostatecznie by zaakceptować.

– Poszliśmy na spacer bez konkretnego celu. Coś proponujesz? – zapytała, a Japeś znowu stracił poczucie niezależności. Czekał już tylko na ustalenie miejsca, do którego się udadzą, a on będzie człapać za nimi jak naburmuszony kaczor z całkowitym brakiem asertywności. Mógł się jednak zadławić tą kanapką…

– W kinie jest bardzo fajny film. Co powiecie na to, aby pójść ze mną? – zaproponował. Wędrowiec westchnął jedynie. Siya spojrzała na niego, a potem na Jake’a i uradowana zgodziła się w imieniu swoim i Japesia…

Mefisto

#284. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.19 – Spacer Read More »

Scroll to Top