#146. Castlevania: Lords of Shadow 2

239250_20181028004708_1

Castlevania: Lords of Shadow 2 to kontynuacja naszych przygód z Castlevania: Lords of Shadow i Castlevania: Lords of Shadow – Mirror of Fate. Została wydana w 2014 przez MercurySteam i Konami.

Przypomnę, że w pierwszej częściach gry mieliśmy okazję poznać Gabriela Belmonta, wybrańca niebios, którego los skazał na tułaczkę pośród mroku. Mogliśmy obserwować jego starania, jego upadek, a nawet mogliśmy wejrzeć w jego serce, gdzie czaiło się przewidziane od lat i nieskutecznie zwalczane zło. Mimo tego Gabriel, choć znany jako Dracul – Smok, nie budził negatywnych emocji. Jego złość do świata była uzasadniona: zbawił wszystkich, a nie mógł ani przywrócić Marie, swojej ukochanej z powrotem do życia, ani też umrzeć i dołączyć do niej.

Druga część przybliża nas jeszcze bardziej do postaci Gabriela, a także jego rodziny, która przewija się przez całą drugą część w różnych formach.

Zacznijmy jednak od początku!

Naszego głównego bohatera spotykamy już na ekranie ładowania, gdzie dzieli się krótkimi przemyśleniami odnośnie naszego obecnego zadania. To całkiem sprytna opcja przybliżenia nam postaci, bowiem odniosłem wrażenie, jakbym rozmawiał z Gabrielem. Fakt faktem był to krótki monolog z jego strony, ale zawsze coś!

20180503233659_1

Przygoda jednak zaczyna się w zamku Draculi, który niegdyś należał do Carmilii. Majestatyczna, ale i upiorna budowla zdaje się rozciągać w każdą stronę świata, rozsiewając naokoło mroczną aurę.

Zakon, będący niegdyś częścią Gabriela, przeprowadzał kolejny atak na potężnego wampira. Na ich nieszczęście bardzo nieskutecznie. Oczywiście, aby trochę wyrównać szanse, przytargali ze sobą machinę bojową wzorowaną na tytanach z pierwszej części. Ale skoro im daliśmy radę to mamy przegrać teraz?

Machina koniec końców upada, a my, w opadającym kurzu po pokonanym kolosie, walczymy z kolejnym przeciwnikiem jakim jest Roland de Ronceval – złoty paladyn. Kiedy nasz przeciwnik zostaje pokonany robi ostatnią rzecz, jaka została mu w tej sytacji: wyciąga krzyż i modli się. Dracula wyśmiewa go, bowiem to właśnie on jest wybrańcem niebios. Gabriel chwyta za krzyż i modli się wraz z paladynem powodując potężną eurpcję światła, która zmiata wszystkich dookoła. Wszystkich poza naszym głównym bohaterem.

Ostatnim wspomnieniem z prologu jest moment, kiedy spotykamy Trevora. Aczkolwiek nie jest nam teraz dane wiedzieć, co wydarzyło się tamtego dnia.

Po wielu setkach lat Dracula przebudza się w niewielkim kościele w swoim zamku. Ludzkość, pozbawiona groźnego przeciwnika, zeszła z wojennej ścieżki i popędziła z rozwojem przed siebie, przez co nasza przygoda rozpoczyna się w czasach nowożytnich. Zamek wampira został przerobiony na miasto – aczkolwiek pewne jego części pozostały dla nich niedostępne, o czym będzie powoli się przekonywać wraz z rozwojem historii.

Gabriel, osłabiony po wiekach głodówki, owija się jakimś materiałem i wyrusza na pierwszy od dawna spacer. Spotykamy jednak chłopca, będącego wizreunkiem młodego Trevora, kierującego nas w boczną uliczkę, gdzie jakaś mroczna istota mało co nie pozbawia nas życia. Z pomocą jednak nadciąga nieznana nam postać, która zabiera nas do Zobeka – naszego ukrytego nemesis z pierwszej części. W jego “kryjówce” pożywiamy się jaką rodziną, aby odzyskać trochę sił.

20180504003945_1

Zobek dzieli się z nami informacją o powrocie jeszcze gorszego zła: Szatana. Naszym celem staje się teraz przeszkodzenie w jego powrocie. Nasz były przeciwnik zachęca nas do walki z Szatanem poprzez obietnicę podarowania nam Zabójcy Wampirów (Vampire Killer) – krzyża bojowego, który ma być w stanie zabić Gabriela i zakończyć jego klątwę. Dracula, zwabiony taką ofertą, przyjmuje zadanie.

Nasza przygoda dzieli się teraz między szukaniem akolitów Szatana, a krążeniem po zamku za wizją młodego Trevora i duchem Marie, aby powoli odzyskiwać swoje bronie i moce. Wszystko po to, aby przygotować się do ostatecznego starcia.

Spotykamy wiele postaci z przeszłości, które na swój sposób próbują namieszać i utrudnić nam zadanie. Pośród naszych potyczek poznajemy Victora Belmonta – ostatniego z naszego rodu, który poświęca się dla nas, aby wyciągnąć przedostatniego akolitę z ukrycia. W międzyczasie zbieramy fragmenty Lustra Przeznaczenia (Mirror of Fate) dla młodego Trevora i walczymy z manifestacją naszej mrocznej duszy i krwi.

Przed ostatecznym pojedynkiem zostajemy “zesłani w przeszłość”, aby odzyskać utracone wspomnienia. Wracamy do momentu, kiedy po pokonaniu złotego paladyna, spotykamy Trevora, znanego teraz jako Alucard. Przedstawia on nam swoje ostrze: Crissaegrim – wykute z kawałka Zabójcy Wampirów. Miecz ten może wprowadzić Draculę w sen na tyle głęboki, aby wszyscy, włącznie z Szatanem, myśleli, że on nie żyje. Stan ten oczywiście uszkodził jego pamięć, więc nikt, poza Alucardem, o tym nie pamiętał.

Gra zabiera nas w z powrotem w “teraźniejszość”, gdzie towarzyszący nam ochroniarz Zobeka okazuje się być Alucardem. Zgodnie z planem pozwalają, aby rytuał został ukończony, a Szatan przybył na ziemię, aby po raz kolejny ponieść klęskę. Zobek, dowiedziawszy się o naszym planie, jest wielce niezadowolony (wszak to on oberwał solidnie od Szatana w pierwszej części). Przybiera więc swoją prawdziwą formę i stacza z nami pojedynek, który oczywiście przegrywa z kretesem.

Naszym następnym celem jest Szatan, bardzo niepocieszony, że Gabriel żyje. Początki naszej potyczki to właściwie gonienie naszego nemesis, aby spuścić mu zasłużony łomot. Niestety nasz przeciwnik przejmuję kontrolę nad Alucardem i staczamy walkę z własnym synem. Czego jednak zdaje się Szatan nie wiedzieć to to, że ani Dracula, ani jego syn nie mogą się nawzajem zabić. Koniec końców wygrywamy walkę, uśmiercając po raz kolejny naszego przeciwnika przy użyciu Zabójcy Wampirów.

Przyznam szczerze, że kiedy zacząłem grać w serię gier Castlevania to po prostu zassała mnie ona na dobre. Prosta, ale emocjonująca opowieść o Gabrielu Belmoncie zajęła mi wiele godzin, podczas których z zapartym tchem w piersiach (a niekiedy przekleństwem bojowym na ustach) przedzierałem się przez kłody rzucane pod nogi przez okrutny los, współczując głównemu bohaterowi z całego serca jego przeznaczenia. On jednak stawał mu naprzeciw i za to go podziwiałem oraz szanowałem.

Rozstanie, jakie spotkało mnie w Castlevania: Lords of Shadow 2 było wręcz bolesne. Koniec gry wszak nie wyjaśnił, czy Dracula kiedyś jeszcze powróci, czy znalazł już upragniony spokój i wraz z Marie kroczy pośród wieczności.

Twórcy jednak nie pozwolili mi się tak po prostu rozstać z serią i wydali dodatek, w którym wcielimy się w postać Alucarda przygotowującego się na powrót Draculi. O tym jednak rozpiszę się w ostatnim już wpisie z tej serii gier.

Mefisto

9 thoughts on “#146. Castlevania: Lords of Shadow 2”

  1. Mnie totalnie za to zassały Twoje recenzje! 🙂 Wiem, że się powtarzam, ale nie przestaje mnie zachwycać to, jak potrafisz pisać o swojej pasji- masz naprawdę rzadko spotykany dar. Bardzo się utożsamiam z Gabrielem, i bardzo rozumiem to, przez co przechodzi 😉 Swoją drogą, zajebiste jest, jakie te gry teraz mają skomplikowane fabuły, jakie to jest przemyślane, wielopoziomowe i wielowątkowe… Aż mi smutno, że będzie tylko jeszcze jeden wpis o tej grze, bo ja bym mogła czytać i czytać… 🙂

    1. Dziękuję. 🙂 Jedyne, co staram się robić to być szczerym z tym, co czuję, gdy gram i jakoś się to pisze. 🙂
      Gabriel jest ciekawą i bardzo dobrze napisaną postacią. Cokolwiek by nie zrobił to i tak bym go lubił. I to jest w tym chyba piękne, że można lubić kogoś, z kogo zrobił się taki złodupiec! 😀
      Gry, jeśli są dobrze zrobione, są świetnym przekaźnikiem opowieści. Obecnie gram w grę, w której jest minimum fabuły, ale tak ciężkiej i dobrej, że mimo iż gra jest bardzo trudna to nie sposób się oderwać. 😀
      Są jeszcze starsze wersje Castlevanii, więc może jednak opowieść się nie zakończy. No i znalazłem przed chwilą info o Castlevania: Simon’s Destiny – grę zrobioną przez fanów – więc na pewno się jej przyjrzę. 🙂

      1. No ja jak najbardziej uważam gry za pełnoprawne elementy popkultury, równie wartościowe, jak książki, filmy czy seriale (tudzież znacznie wartościowsze czasami ;)) Niemniej jednak, nie przestaje mnie to zachwycać- zawsze sobie wyobrażam tych twórców, którzy wkładają w tę historię i jej dopracowanie tyle serca, czasu, wysiłku…. że kiedyś coś takiego byłoby nie do pomyślenia, bo to przecież “tylko” gra. To może głupi przykład, ale ja zawsze byłam mega zajarana tym, jak twórcy GTA zrobili choćby te stacje radiowe- każda z inną muzyką, ze swoimi DJami, audycjami, reklamami-to był taki majstersztyk, tak profesjonalna robota, że szczęka mi opadała, a przecież to nie jest gra zaliczana do ambitnych.
        Natomiast w Castlevanię się wkręciłam bardzo, więc pisz, choćby o fanfikach! 😀 (swoją drogą, nie wiedziałam, że w grach też są fanfiki! 😉 )

        1. Paluchy wcisnęły “wyślij” zanim skończyłem pisać. 😛 Tutaj jest cała wiadomość:

          Pisanie scenariusza do gry to całkiem czasochłonna praca. Nawet, jeśli gra wydaje się mało ambitna. 🙂 Nie mówiąc już o pracy programistów, grafików, itd.
          Do Castlevanii na pewno wrócę, bo to za dobra gra, aby ją tak zostawić. 😉

          1. Ach, te paluchy! 😉 No więc właśnie, mam wrażenie, że dużo osób nie jest świadomych, jak skomplikowanym, złożonym projektem jest każda gra, i stąd wciąż dość powszechne, lekceważące do nich podejście (choć to się też bardzo zmienia.)
            I totalnie Castlevania za dobra, żebyś ją miał zostawić! 😉 <3

          2. Wiele rzeczy jest dosyć skomplikowane, a ludzie tego nie tyle, co nie pojmują, co nie chcą pojąć. Przyjęło się, że książka rozwija, a to nieprawda. Rozwija to, co się przyjmie do głowy z tej książki. I to samo tyczy się wszystkiego.

  2. Pingback: #153. Castlevania: Lords of Shadow 2 – Revelations – Z pamiętnika buntownika…

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top