#062. Z życia urzędnika cz.2

W związku z tym, że poprzendie historie przypadły Wam do gustu, oto kolejna porcja urzędowych niecodzienności.

Praca urzędnika to splot niefortunnych zwrotów akcji i wydarzeń, które potrafią doprowadzić do takiego napadu śmiechu, że wypadałoby to zdelegalizować zanim pojawią się ofiary śmiertelne przedawkowania. Innym efektem ubocznym może być też wykrzywienie na twarzy, które pyta się wszystkich wokół, co się właściwie stało.

Do rzeczy.

Praca w ostatnim czasie idzie nawet sprawnie, jak na dział, który jest za mały na pracę, jaką się od nas oczekuje. Jednym z tych oczekiwań jest konfrontacja z ludźmi i innej galaktyki, którzy – co gorsza – mają wpływ na naszą pracę.

Wyobraźcie sobie, że płatności robimy regularnie co dwa tygodnie. Załóżmy, że jedna płatność była piętnastego lutego, a następna pierwszego marca. Wyobraźcie sobie teraz to, że kłóciłem się z kobietą z innego działu, że to są dwa tygodnie, a nie miesiąc. Dlaczego tak stwierdziła? Otóż jedna płatność była w lutym, druga w marcu, więc to są dwa różne miesiące, co z kolei świadczy o tym, że różnica czasu między nimi to miesiąc czasu. Mózg mi zgnił po tym, poważnie. Nie dziwię się, że pracodawca oferuje darmową pomoc psychologiczną. Po takim czymś ciężko pozostać stabilnym emocjonalnie.

Innym razem rozmawiałem z kobietą, która bez powodu zaczęła na mnie krzyczeć. Zapytałem się więc, czemu na mnie krzyczy, a niewiasta rzekła spokojnie “w sumie nie wiem”.

Co do krzyczenia to była też parka, w której jednej osoba była chora psychicznie, a druga zdrowa. Z pierwszą dało się porozmawiać i wszystko załatwić (pomimo choroby) bez problemu. Druga osoba z kolei przejawiała niesamowitą, werbalną agresję – nawet o informacji o płatności, czy rozwiązaniu sprawy na ich korzyść.

Inną formą krzyczenia jest krzyczenie nie na mnie, a na towarzystwo rozmówcy. Z reguły podczas rozmowy jestem grzecznie przepraszany, a potem słyszę bluzgi wieńczone “zamknąć się albo będzie źle”. Jeszcze bardziej zaawansowaną formą tego jest nie informowanie mnie o fakcie, że musi coś przedyskutować z drugą osobą. Zabawnie się robi, kiedy rozmówca posługuje się innym językiem. Raz rozmawiałem z facetem, który nagle zaczął się drzeć “hanannn”, a ja zacząłem się zastanawiać, czy on jakieś dźwiękowej padaczki dostał, czy ktoś go za sznurek pociągnął i próbował odpalić jak motorówkę.

I najlepsze: moja kochana połowa prawie umarła ze śmiechu widząc, że komputer wyłączam poprzez błąd oprogramowania. Od razu mówię – to nie moja wina. Po prostu IT raz coś zainstalowało i już się nie da tego naprawić. Tak przynajmniej mówią. 🙂

Mam nadzieję, że się podobało. Postaram się opisać więcej ciekawostek (których pewnie będzie sporo) i wrzucać je co jakiś czas.

Mefisto

8 thoughts on “#062. Z życia urzędnika cz.2”

  1. Ja najwięcej “smaczków” mam chyba z czasów pracy w call center 😉 fakt, że nie widzieliśmy się z face to face z rozmówcą, powodował większą śmiałość po tej drugiej stronie słuchawki. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, że ludzie mogą być tak [tu wstaw słowo, które Twoim zdaniem najlepiej oddaje dziwne zachowanie].

    1. W sumie to ja mam też takie call center, bo jeszcze nigdy nie widziałem z kim rozmawiam. No dobra, raz widziałem, bo odwiedził nas eks-pracownik, który teraz był na zasiłkach. 😉
      Ludzie, kiedy myślą, że nie możemy ich zidentyfikować, stają się okropni. A często zapominają, że zdążyli się przedstawić 😉

  2. Nie chcę żadnego z Twoich współpracowników obrażać, ale ta pani, co wykłócała się o datę płatności, albo nie przywiązuje kompletnie wagi do szczegółów, albo swoją edukację skończyła w połowie podstawówki… Oraz, ja Cię podziwiam: jakby ludzie tak na mnie krzyczeli z byle powodu, nie wytrzymałbym.

    Tak czy inaczej, w Twojej pracy nie można się nudzić 🙂 Czekam na kolejną część i pozdrawiam!

    1. Podejrzewam, że to zaawansowany mitowisizm, bo i tak nikt nic takiemu człowiekowi nie zrobi. To fakt, że nudzić się tutaj nie da. Za dużo “dziwnych ludzi” dzwoni/załatwia swoje sprawy, aby było spokojnie. 😉
      Ja też wykazuję się tumiwisizmem, bo nie przejmuję się takimi ludźmi – po prostu wykonuję moją pracę. Płacą mi za to, a nie za użeranie się z jednostkami nie do końca przystosowanymi społecznie. 😉

  3. widzę pewne podobieństwa, bo choć nie jestem urzędnikiem, to też mam do czynienia z różnymi klientami tyle, że głównie twarzą w twarz, a to już hamuje niektóre zachowania 🙂

      1. a pewnie, że się tacy trafiają, ostatnio mieliśmy kandydata na klienta, na początku był przemiły, i dla mnie, i dla mojej szefowej, a jak się okazało, że nie da się sprawy załatwić po jego myśli (niezgodnie z prawem), to skończyły się uprzejmości i zamiast “do widzenia”, to szefowa usłyszała “idź ty głupia babo” …

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top