#018. Z pamiętnika małego człowieka: czyli wstęp do bitwy o miłości

Trochę jestem taki “nie w sosie” ostatnio. Udało mi się zachorować, wyzdrowieć mi się trochę nie udaje, więc chodzę z miną godną grumpy cat’a i wyrabiam normę wydmuchiwania nosa oraz zdmuchiwania słomianych domków małych świnek przy użyciu kaszlu. Co gorsza: końca nie widać, a do lekarza nie mam co iść, bo się przekonałem, że do tego trzeba mieć nieziemskie zdrowie i cierpliwość godną hinduskiego mnicha, a ja mój zapas na ten miesiąc zdążyłem wyczerpać w poprzednim.

Miałem za to, w ramach rekompensaty, trochę więcej czasu, by pograć w Dying Light, który powoli zamienia się w niebezpieczny nałóg. Jak wcześniej zombie były be, starszne i ogólnie groźne, tak teraz wyjeżdżam z maczetą i robię pogrom stulecia. Nie tak dawno skradałem się  po cichu, aby mnie te szybsze zombie z ADHD nie zobaczyły, a teraz jak nie ma wybuchów to nie ma zabawy. Ale nie o grze chciałem pisać.

DSC_0172

Chciałem napisać o miłości. W sumie w koło tyle miłosnych tematów, a ja mam tyle doświadczenia w tak nieprawdopodobnym związku, że chyba mogę zaryzykować stwierdzeniem, że coś na ten temat wiem.

Miłość jest trudnym, a zarazem i bardzo oklepanym tematem. Pierwsza rzecz, którą mogę powiedzieć o tym uczuciu to to, że choćbym nie wiem, jak bardzo je znał, to i tak pozostanie dla mnie nieznane. Każdy dzień potrafi zaskoczyć czymś nowym i tak samo jest w miłości. W końcu potrafię się zgodzić na rzeczy, o których w ogóle mi się nie śniło i robię to ze szczerą ekscytacją, aż czasem mam ochotę zapytać samego siebie: Mefisto, kiedy ty się w głowę uderzyłeś? Chociaż chyba nie tylko mi się oberwało, patrząc na moją połowę…

Miłość to na pewno cierpliwość, a jej trzeba mieć w zapasie. Nawet przed miłością trzeba ćwiczyć wewnętrzny spokój, by dotrwać do znalezienia ukochanej osoby, bo przecież nim się znajdzie kogoś wartościowego to mogą minąć wieki, a może nawet i stulecia. I chyba najlepiej jest nie szukać, bo wtedy spotyka się fajnych ludzi i życie tak po prostu się toczy, że poznajesz kogoś, zaczynacie się lubić, cieszycie się z tych samych durnot, a koniec końców zostajecie parą i nie do końca nawet wiecie, jak to się stało.

W momencie stworzenia tej więzi między istotą rozumną numer jeden, a istotą mniej rozumną numer dwa (każdy sobie dostosuje opis pod własne dyktando :)), rodzi się coś, co nazywa się obowiązkiem. Pojawia się takie magiczne stworzenie, które sprawia, że czujesz się zobowiązany do np. pomocy z obiadem, sprzątania łazienki, oglądania filmów, których nie wiesz, czy chcesz oglądać, a przede wszystkim do sprawiania, aby tej drugiej osobie było dobrze. Uśmiech tej drugiej osoby jest przecież najważniejszym skarbem, w szczególności, gdy pojawia się w efekcie twoich starań. Do tego dochodzą przytulasy, okazjonalne dokuczanie, zachęcanie do osiągania marzeń, chwalenie za zdobyte już osiągnięcia i rodzicielska rozmowa, gdy coś nie wychodzi.

Ale są też gorsze strony związku. I nie mówię wcale o kłótniach, bo te łatwo rozwiązuje rozmowa i współpraca ze sobą. Najgroszym problemem są inni ludzie, prawdopodobnie z bardzo nudnym życiem. Im lepiej wam się układa, tym bardziej zajadli robią się ludzie wokół, ponieważ oni nie potrafią tego osiągnąć, co my, a to nie jest rzecz wielka: wystarczy tylko trochę się postarać i dawać do związku równomierność tego, co się otrzymuje (balans jest podstawą każdego istnienia). Jeżeli ty z partnerem gotujesz obiady razem, a jakaś parka mieszkająca pokój obok nie, to nie oczekuj, że ci ludzie porozmawiają ze sobą i ustalą, że będą razem gotować. Oczekuj, że się pokłócą i któreś w ich związku będzie miało żal do ciebie, że wam się tak dobrze powodzi, a jedno z nich teraz musi choćby głupią pizzę wstawić do piekarnika, bo nigdy nie ustalili gotowania razem, a teraz (przez nas) była burda o to.

To tyle słowem wstępu o miłości (chociaż wyszło to dłuższe niż wstęp). Mógłbym napisać więcej, daj więcej przykładów, ale nie ma sensu czytać o czymś, co trzeba samemu przeżyć. Nie mówię, że więcej o tym temacie nie napiszę. To w końcu był wstęp, więc dobrze by było jeszcze to rozwinąć i jakoś ładnie zakończyć, ale nie teraz. Teraz zostawiam wam do przemyślenia to, co pojawiło się we wstępie.

Cierpliwi będą kochani. Pamiętajcie.

Mefisto

14 thoughts on “#018. Z pamiętnika małego człowieka: czyli wstęp do bitwy o miłości”

  1. Bycie w związku jest fajne. Zwłaszcza tym “ostatnim”, tym “do końca”. Nawet jeśli okaże się odwrotnie. Zajebiście jest kochać i być kochanym!

  2. Widzę, że Ci temat podrzuciłam moim pytaniem co to tak właściwie jest miłość. 😉

    Myślę, że to jak postrzegamy miłość zmienia się z biegiem czasu, naszych doświadczeń i potrzeb. I potrafi się zmienić diametralnie – od wiary w wielką bezgraniczną miłość, dla której warto zrobić wszystko (błędny obraz, który kreują media) poprzez obraz miłości, która opiera się na kompromisach i ciężkiej pracy obu stron, aż do braku wiary w jakąkolwiek miłość.

    Kwestia jest też taka, że każdy kocha inaczej, potrzebuje innych oznak miłości i w inny sposób ją wyraża. To sprawia, że związki są takie trudne, ale zarazem daje wiele możliwości i oznacza, że świat jest tak bardzo różnorodny i tak strasznie interesujący. 🙂

    1. Nie tylko Ty. Ostatnio trochę naczytałem się wątków o miłości, więc postanowiłem i swoje trzy grosze dorzucić. 🙂
      Zgadzam się z Tobą, że każda miłość jest inna (tak samo jak ludzie :)). Grunt jednak znaleźć kogoś, kto nadaje na podobnych falach, bo wtedy łatwiej tę miłość wyrażać i być w niej zrozumianym. 🙂

      1. No.. chociaż tu się narzuca pytanie, czy osoba, którą się znalazło faktycznie nadaje na podobnych falach czy jest to kwestia pierwszego zauroczenia, bo wtedy wiele osób wydaje się mieć dużo wspólnego ze sobą. 😉 Ale jak mówiłeś, trzeba być cierpliwym. :]

  3. Dlatego mimo wszystko dla dobra związku jestem zwolennikiem mieszkania bez bez dodatkowych par w tym samym domu, wiem, ze w UK czasem cieżko to pogodzić bo to dośc spory wydatek ale gdyby poszukac jakiegos studio flat to może udałoby się to szybko rozwiazać 😉 Mimo wszystko, masz rację, w związku potrzeba cierpliwości aż nadto, bo dwoje ludzi zawsze znajdzie powód do zwady 😉

    1. Obecnie mieszkam w studio flat i nie jest lepiej, bo obok mieszka stary koleś, który jest sam (jeśli ma rodzinę to go opuściła i wcale im się nie dziwię). Non stop podsłuchuje pod drzwiami, wyzywa nas, tłucze się w nocy, a interencja służb pogorszyła tylko sytuację, bo próbował zrzucić coś na nas ze schodów. 🙂 Bycie w związku to całożyciowe wyzwanie jak widać… 🙂

      1. Niektórzy wyznają zasadę ze innym nie może być lepiej niż jemu samemu stąd tez pewnie te idiotyczne zagrania z jego strony, mam nadzieję że jednak mimo wszystko trzymacie rękę na pulsie i w razie czego ewakuujecie się na czas. Nie traćcie energii na takich ludzi 😉 Trzymajcie się ciepło i wytrwale 😉

  4. …osobną kategorię ‘komentujących związek’ tworzą single z poprzedniego życia – mają do powiedzenia najwięcej, czy Ci dobrze w aktualnym związku, czy może poprzedni był fajniejszy, a w ogóle ni masz kiepsko zrobione pazury, weź do diabła go rzuć, bo zabrał Ci Twą przestrzeń i manicure masz krzywe od tego braku przestrzeni… 😉

    1. Niestety sporo takich ludzi… Chociaż jeśli chodzi o singli to jedyne, co u nich usłyszałem to to, że mam fajnie. Najbardziej zazdroszczą ci, którym się nie chce inwestować wysiłek w swój związek 😉

Leave a Reply to Rex Cancel Reply

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top