study

#462. Życie studenta ogrodnika

Dzień dobry wieczór!

Ostatnie tygodnie były dla mnie bardzo owocne, chociaż jednocześnie były też i bardzo intensywne. Wszystko kręci się wokół studiów, pracy i naszej działki, a właściwie już dwóch działek. Tak, po drodze dorobiliśmy się jeszcze jednej, nieco większej niż poprzednia, ale z gotowymi już krzakami malin, agrestu, jeżyn i pożeczek. Są też dwie piękne śliwy, więc cieszę się jak dziecko, bo uwielbiam ciasto ze śliwkami. 😀

Na pierwszej działeczce pracujemy jak pszczółki i mamy już zasadzoną cebulę, czosnek, rabarbar, truskawki, poziomki, ziemniaki, koper, rukolę, słonecznik, dwa rodzaje sałaty, rzodkiew, marchew, buraki, fasolę, por, groszek oraz szpinak. Do posadzenia dostaliśmy też od działkowego sąsiada kapustę, więc mamy dziewięć pięknych sadzonek. Mamy też zasadzonego w szklarni arbuza. Zasadzonego drugi raz, bo pierwszego ktoś sobie pozwolił wyrzucić… Zobaczymy, co z tego wyjdzie, ale póki co bawimy się przednio przy samym przygotowywaniu ziemi i sadzeniu. 😉

Na drugiej udało się nam postawić mini szklarnię i powoli zaczynamy tam pracę. Jeszcze ustalamy, co i gdzie posadzimy (na drugiej działcce będą chyba melony, dynie, fasole i ziemniaki). Reszta terenu zajęta jest przez krzaki i drzewa, więc musimy dobrze rozplanować przestrzeń. 😉 Póki co czeka mnie przekopanie (kolejnej) działki. 😛

Studia idą (jakimś cudem) do przodu. Przyznam szczerze, że kompletnie nie mam pojęcia momentami, co robię, ale to robię i to tak, aby zdać. 😂 Ale widać, że nie tylko ja mam taki problem, bo nauczyciel prowadzący przygotował poradnik, więc jest całkiem znośnie. 😉 Staram się i mam nadzieję, że dobrze pójdzie mi w tym roku. A potem zobaczymy, co z magisterką. 🤷‍♂️

Póki co, poza okazjonalnym graniem, nie mam za bardzo czasu na cokolwiek innego. Mały Smoczyński i praca pochłaniają sporo czasu, a co dopiero jak się dorzuci do tego ogrodnictwo i studia.

Nie będę więc przęciągał: trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!

Mefisto

#462. Życie studenta ogrodnika Read More »

#423. Wieści ptasie

Dzień dobry wieczór!

Liczyłem, że ta notka będzie łatwiejsza do napisania niż poprzednie, ale (jak to zawsze u nas bywa) każde szczęście balansuje nieszczęście. To chyba typowe w naszym życiu, że nic nie jest proste. No cóż…

Zacznijmy od Finczenta i Finczetty. Finczentowi nie podobało się życie w klatce (wychował się w ptaszarni, więc miał więcej miejsca), więc odbiło mu do reszty. Złamał sobie nogę (trochę przy pomocy Finczetty). Finczetta, widząc że jej chłopak zrobił sobie krzywdę, zaczęła rozbijać jajka (taki dziwny instynkt u zeberek, że partner jest ważniejszy od młodych, więc Finczetta po prostu pozbyła się jajek). Z czterech jajek przeżyły trzy pisklaki. Drugiego dnia zostały dwa. Kilka dni później jeden. Ten jeden był wychowywany przez nas, ale nie dał rady, niestety. 🙁 Chcieliśmy go wziąć do weterynarza, ale wet skwitował tylko “to tylko ptak”…

Finczento i Finczetta trafili do nowego domu, gdzie, mamy nadzieję, jest im lepiej.

Do naszego domu za to trafił Szczerbek – zeberek z milionem chorób (prawdopodobnie z powodu chowu wsobnego), jednakże tak bystry i uroczy, że po prostu musieliśmy go zabrać ze sklepu. Nazwaliśmy go Szczerbek, bo miał krzywy dziób (który zresztą musieliśmy mu przyciąć). Szczerbuś trafił do Fuzzy’ego, z którym bardzo mocno się zaprzyjaźnił.

Po drodze adoptowaliśmy Finczetkę – wnuczkę Finczetty. Generalnie Finczetka to istna kopia Finczetty pod względem zachowania. Do tego stopnia, że złamała Szczerbkowi nogę. :/ Niestety Szczerbuś, jako chodząca zeberkowa choroba, miał słabe kości i noga praktycznie się urwała przy tym złamaniu. Potrzebna była amputacja, która się powiodła. Niestety ptak był osłabiony po zabiegu i jego chorowite ciało nie dało rady. Odszedł wczoraj. 🙁 Przynajmniej już nie cierpi.

Finczetkę adoptowaliśmy dla towarzystwa dla Fuzzy’ego i Szczerbka, i nie winię jej za to, co się stało. Szczerbuś był zaniedbany i, jak się później okazało, miał wiele innych, ukrytych złamań. Bardzo mi go szkoda, bo wytworzyła się między nami specyficzna więź i bardzo go polubiłem.

Adopcja Finczetki spowodowała też dobrą rzecz: dowiedzieliśmy się o porzuconym przez rodziców rodzeństwie zeberek, które oczywiście adoptowaliśmy. Ta para urwisów jest przyzwyczajona do ludzi i są naprawdę niesamowicie kochani. Nie nadaliśmy im jeszcze imion (wciąż są pisklętami, chociaż na to nie wyglądają i jeszcze nie mieliśmy okazji przekonać się, jacy są naprawdę, a nazywanie ich Srajuchy chyba nie jest do końca najmilsze, chociaż na chwilę obecną bardzo trafne :P).

Fuzzy trzyma się dzielnie i jest szczęśliwy, że ma ze sobą Finczetkę. Dzięki tym ptakom rozgadał się niesamowicie, nazywa Finczetkę “my baby bird” albo robi takie urocze “oooo”, jak Finczetka spadnie z kijka. 😀 Nauczyłem go ostatnio gwizdać, więc nasz papug umila nam czas gwizdaniem. 🙂 No i uwielbia śpiewać! Jak całość puści jego ulubione piosenki to chyba cała okolica go słyszy. 😀

Finczetka to za to panikara. Jak chcę coś poprawić w klatce (np. jakąś zabawkę, którą któreś z nich zrzuciło) to od razu zaczyna się skakanie po klatce i uciekanie, jakbym konkretnie ją chciał złapać. Ale ta panika jest udawana, bo kiedy je coś dobrego to można ją nawet posmyrać, a ona nawet kupra nie ruszy. 😛 Fuzzy za to jest zabawny, bo ilekroć widzi moją rękę to cieszy się, jakby jego zamówiony uber przyjechał i robi sobie przejażdżkę za darmo. 😀

Pomimo tego całego zamieszania z ptakami, udało mi się napisać wszystkie egzaminy i czekam teraz na wyniki. Wydaje mi się, że poszło mi dobrze, ale pewnośni nie mam. 😛 Najważniejsze, abym zdał i w przyszłym roku zacznę ostatni moduł z licencjatu. Nie powinno być tak źle skoro będę miał tylko jeden moduł do ogarnięcia, a nie trzy, chociaż coś mi w sercu podpowiada, że prawdopodobnie znowu się zajadę. 😛

Mały Smoczyński pomaga mi z dbaniem o nasz “ogródek”. “Ogródek” za to się odwdzięczył już trzecią porcją truskawek dla nas (bardzo dobrych truskawek). Nie jest ich może dużo, ale cieszą – tym bardziej, że w sklepach wciąż jest truskawkowy zawód. Fuzzy i Finczetka mają za to susz z uciętych roślin (i bardzo im smakuje). Jedynie trawę i babkę lancetowatą przynosimy im ze spacerów, bo tego w domu nie mamy. 😛 Może kiedyś będziemy mieć domek, to wtedy będziemy mieć świeżą trawę dla nich. 😉

Niestety wszystkie inne nasze plany raczej stoją w miejscu (chociaż próbujemy wziąć się w garść i brnąć do przodu). Czeka mnie jeszcze sprzątnięcie biurka, bo w ostatnich miesiącach urosła mi na nim sporo listowo-książkowa górka, która najpewniej niedługo się zawali, jeśli będę ją rozbudowywać. 😛 Cały czas też zbieram się za moją tablicę niekorkową, ale tam też jest taki bajzel, że boję się tego ruszyć, aby nie zrobić lawiny. 😛

Jedyne, do czego zmusiłem się w ostatnim czasie, to czytanie komiksów Dragon Age (na podstawie gry, którą opisałem jakiś czas temu) i zagranie w Animal Shelter Simulator dla odprężenia. Czeka mnie długa droga, aby wrócić do “normalności”. 😛 (Żeby nie było, obowiązki domowe wypełniam sumiennie, nawet, kiedy mam humor na umieranie, bo nie lubię żyć w kompletnym bałaganie). Przy okazji pewnie też pogram i w Minecrafta, bo Smoczyński ostatnio tworzy niesamowite rzeczy i trochę czuję się zachęcony, aby pozwiedzać jego wynalazki. 😉

Myślałem, że będę bardziej aktywny, jak już zakończę ten rok studencki, ale tak mi nauka weszła w krew, że wszystko inne wydaje się nienaturalne. Powoli do celu, w końcu może się przestawię… 😉 Trzymajcie za mnie kciuki!

Mefisto

#423. Wieści ptasie Read More »

#362. Powoli i do przodu

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakbym ostatnią taką notkę pisał pół wieku temu. Nie dlatego, że czuję się, jakby minęło pół wieku, ale dlatego, że tyle się wydarzyło (i wciąż ma się wydarzyć). Spróbuję to wszystko (w miarę) w skrócie opisać.

Zacznijmy od spraw blogowych. Opowieść o Wędrowcu dobiegła końca! Ale to dopiero pierwsza część. Druga już się tworzy. 😉 Trzecią część mam w planach, ale na razie to dosyć odległy temat. Póki co jednak robię sobie przerwę od publikowania czegokolwiek w środy, bo na razie studia wystarczająco mnie wykańczają (a wiadomo, że od tego roku moje oceny liczą się już do średniej i bardzo zależy mi na wyróżnieniu – tym bardziej, że póki co mam na nie szansę :P).

Zauważyłem też, że zaczynają mi się kończyć recenzje gier. 😂 Nie to, że ich nie mam, bo w gry staram się grać, kiedy tylko mam trochę wolnego czasu, ale od jakiegoś czasu zwyczajnie nie napisałem żadnej. Muszę też pograć w mniej zajmujące tytuły, bo ostatnio grywam tylko w duże produkcje, nad którymi (z braku czasu) siedzę czasem i miesiącami. 😛

Zacząłem też (i to od dzisiaj, bo paczka doszła kilka godzin temu 😂) realizować swoje małe marzenie odnośnie kolekcjonowania jakiś przypinek z gier, które przeszedłem i przyczepianie ich do tablicy korkowej. Tablicę mam (nie korkową, ale materiałową – też jest fajna), kilka przypinek też. Oto efekt:

Fakt, dodałem też przypinki, naklejki i metalowe znaczki z rzeczy niezwiązanych z grami, ale wciąż bliskimi mojemu sercu i powiem tak: mi się podoba. 😀 Teraz szukam po necie różnych pierdółek i zobaczymy, co z tego wyjdzie za jakiś czas. 😉

A na samym szczycie polaroid z twórcami gry Monster Prom. <3

Mam też zdjęcia naszej kolekcji Lego związanego z Minecraftem (innych nie miałem sposobności sfotografować bez bólu tyłka pewnego jegomościa :P). Mały Smoczyński pomaga mi budować zestawy i idzie mu coraz lepiej (w sensie: potrafi chwilę usiedzieć na tyłku i mi pomóc 😂). Zostało nam jeszcze kilka zestawów do złożenia i nie wiem już, gdzie je będzie można postawić. 😂

(mała poprawka: na zdjęciach jest jednak mniej zestawów niż myślałem 😂)

Co do Lego to planuję zrobić osobny kącik i tam wrzucać zdjęcia złożonych przez nas zestawów. 😉

No to teraz będzie mniej wesoło…

Idziemy ze Smoczyńskim prywatnie do specjalistów. Publiczni specjaliści tak nas mieli w dupie, za każdym razem wyciągając inną wymówkę (teraz mają łatwiej, bo jest koronawirus i tym się mogą w kółko zasłaniać), że po prostu poddaliśmy się i przestaliśmy wierzyć w to, że oni cokolwiek będą chcieli pomóc. I pewnie bym nawet o tym nie pisał, gdyby nie to, że poinformowaliśmy wszystkie publiczne służby o naszej decyzji i jesteśmy nękani. Bo czym innym mogę nazwać ciągłe telefony, nachodzenie nas w domu bez zapowiedzi, multum emaili bo dziecku TRZEBA pomóc. Jak pomóc? Wysłać go do żłobka. I co w tym żłobku? Zrobimy plan działania, którego oni i tak się nie będą trzymać, i moje dziecko zamiast się rozwijać, to będzie się cofać w rozwoju. Dwa razy już to przerabialiśmy, za trzeci raz podziękuję. Już nie mówiąc, że jest koronawirus i nie chcę, aby mały przytargał to do domu i zaraził Całość (tak, też możemy się tym tłumaczyć).

Staramy się z całych sił, aby Smoczyński robił kroki do przodu i nasza praca zaczyna w końcu dawać jakieś efekty. Dlaczego więc mam zaufać kobietom, które twierdzą, że Smoczyński koniecznie musi nauczyć się pokazywać karteczki z obrazkami wyrażającymi jego potrzeby, skoro on już nauczył się wyrażać te potrzeby słowami?

Chyba rozumiecie moje wkurzenie. Mam sporo na głowie i dochodzi mi szukanie specjalistów, organizowanie wyjazdu (prawie do Londynu) w momencie, kiedy powinniśmy się izolować i zamiast jakiegoś zrozumienia, dostaję dziesiątki telefonów i emaili, które w niczym nie pomagają.

Aby nie kończyć notki w takim posępnym nastroju: Smoczyński dostał książkę “Tata Amelki” Doroty Zawadzkiej (superniani) z dedykacją. 🙂 Dzięki niej nie poddaliśmy się i nie straciliśmy całkiem nadzieji. 🙂

Mefisto

#362. Powoli i do przodu Read More »

#248. Tak na szybko…

Dzień dobry wieczór!

Chyba zacznę od tego, że jestem zmęczony. Wypadła mi taka kombinacja nieszczęść i problemów, że trochę sił zaczęło brakować. Nasi kochani sąsiedzi się uaktywnili, miałem trochę problemów ze studiami, Smoczyńskiemu znowu wychodzą zęby: dwa ostatnie (mam wrażenie, że już tak z pięć razy pisałem na blogu i się okazywało, że tam tych zębów jest jeszcze więcej), więc nie śpi po nocach, a my z nim, bo ten mały wariat jodłuje, śpiewa, a czasem i tańczy, no i jeszcze mnie siekło przeziębienie, które się przez to wszystko przeciągnęło prawie miesiąc i skończyłem na antybiotyku, a na sam koniec popsułem sobie system…

Po kolei…

Sąsiedzi znowu dostali znowu bólu tyłka i znowu zaczęli swoje umca rumca. Powód jest komiczny. Oni sobie śpią w dzień w dni, kiedy znikamy wszyscy z domu. Wróciliśmy ostatnio wcześniej i się o tym przypadkiem dowiedzieliśmy. I się wyjaśnił ten ból tyłka, kiedy nie wyszliśmy raz z domu, bo byliśmy chorzy… Tak powaleni sąsiedzi to mi się jeszcze nie przytrafili. 😮 Jeszcze bym rozumiał, jakby koleś pracował na nocki, a on całe dnie siedzi tylko przez telewizorem…

Moje studia. Ileż one dostarczyły mi atrakcji! Wniosek o pożyczkę złożony, wszystie papiery dostarczone, wszystko niby jest w porządku, ale ciągle im się dłuży i ilekroć dzwonię, tylekroć mają dla mnie nową datę. Zdążył nawet przyjść list z uniwersytetu z informacją, że jak nie zapłacę za studia do dnia X to oni mnie skreślą z listy studentów. Chyba z dwa tygodnie latałem od jednych do drugich, aż dzień przed dniem X dostałem potwierdzenie, że pożyczka została zaakceptowana, więc wszystko załatwione.

Ale nie może być tak pięknie! Ja dostałem potwierdzenie, a uniwersytet nie i mnie system automatycznie wywalił… Udało się to szybko odkręcić i w ciągu dwóch dni miałem z powrotem dostęp do materiałów do nauki, ale co się postresowałem to moje… x.x

Znajomy mi mówił, że z pożyczką na studia to potrafi być ciężko, bo to opóźniają na siłę i się tłumaczą na sto sposobów, a człowiek stres przeżywa. Akurat ja miałem o tyle lepiej, że zawsze mogłem wyłożyć za ten rok z oszczędności, jeśli pożyczka całkiem by nie wyszła, ale co mają zrobić ludzie bez takiej opcji, a do tego czekający na pożyczkę na życie, aby mieć za co zapłacić rachunki, czy kupić jedzenie?

Na szczęście (na ten rok) mam to już za sobą. 😀 Teraz mogę skupić się na zdaniu studiów, a idzie mi na razie dobrze. Zrobiłem pierwszego TMA’a (Tutor Marked Assignment) z matematyki, czyli czegoś w rodzaju pracy domowej, którą ocenia wykładowca. Dostałem 96% (byłoby 100%, ale mój mózg widzi nawias tam, gdzie go nie ma 😂). Wykładowca wysłał mi też opinię o mojej pracy (bo studia z matmy to trochę liczenia i sporo przedstawiania tego w czytelny sposób). Jako, że pierwszy raz coś takiego wysyłałem to stwierdziłem, że lepiej wysłać więcej niż mniej. No i wykładowca wysłał mi 8 linijek opinii z czego 7 to nawiązanie do tego, że ZA DŁUGO! 😂

Ale przynajmniej mam już na czym bazować przy kolejnych pracach. 😀

Dostałem też kilka innych ocen i każda (póki co) jest równa lub wyższa 85%, co daje mi szansę na wynik co najmniej 85% i zdanie z wyróżnieniem. 😀

No i jeszcze to przeziębienie… Nie lubię chorować, bo choćbym nie wiem jak bardzo podkręcił sobie motorek w tyłku to nie jestem w stanie chodzić na chociaż podobnych obrotach, co wcześniej. No i głowa boli, oczy bolą, spać się chce i nie chce jednocześnie, a tutaj jeszcze multum rzeczy do zrobienia i cała chęć do życia ucieka z człowieka… Zamiast położyć się na chwilę, dosłownie walnąć się na łóżko na godzinkę i wygotować pod kołdrą, to stwierdziłem, że od przeziębienia się nie umrze. No niby nie, ale zapalenia zatok można się dorobić, a tego się ciężej pozbyć niż przeziębienia. Musiałem jeszcze mieć nieźle kiepski stan, bo lekarz mnie szybko obejrzał i dał od razu antybiotyk, co w Anglii, gdzie doktorowie nie dają za bardzo antybiotyków, jest bardzo złym znakiem. Szkoda tylko, że mi się stan zapalny ewakuował z zatok do płuc i nie chce odpuścić. :/

Na sam koniec “pochwalę się”, że popsułem sobie system. Zainstalowałem złe biblioteki i jak kompletny idiota usunąłem to razem z masą innych rzeczy, które systemowi były bardzo potrzebne! No i system wywalił mi kernel panic (odpowiednik blue screena). 😛 Trochę posmutałem, a potem zainstalowałem najnowszą wersję systemu na dysku m.2, na który to przeprowadzam się już od stuleci. Przeniosłem moje ustawienia i pliki, więc wszystko śmiga jak należy. W sumie to ten mały kataklizm wyszedł mi na plus, bo wziąłem się za coś, co miałem zrobić, a nic nie straciłem (poza czasem i poczuciem własnej godności)… 😂

Z dobrych rzeczy mogę wymienić to, że w końcu mamy zmywarkę. 😀 Chociaż jej podłączenie okazało się na nas problematyczne, bo trzeba ją było zmieścić w kuchni, która jest średnio przystosowana do jakiegokolwiek użytku, a my w żadnym stopniu nie jesteśmy hydraulikami. 😛 Najpierw chcieliśmy to zrobić z minimalną ilością przerabiania kuchni, więc kupiliśmy rozdzielacze do wody i odpływów, ale niestety zmywarka wlewała wodę do pralki… Z jakiegoś dziwnego powodu (stawiam na to, że wszyscy byliśmy trochę chorzy wtedy) zamieniliśmy miejscami pralką i zmywarkę, bo liczyliśmy, że to pomoże… 😂 Nie pomogło, więc wymieniliśmy syfon i wszystko jest póki co sprawne. 😀

Smoczyński trafił do żłobka dla dzieci z dodatkowymi potrzebami i mu się tam spodobało. Pewnie dlatego, że pozwalają mu tam robić rzeczy, których nie może robić w domu… 😛 Żłobek jest specjalistyczny, więc mają tam zajęcia dla dzieci z różnymi problemami. Nawet odwiedza ich pies terapeuta i mój dzieciok jest uradowany, bo on uwielbia zwierzątka.

Opiekunki robią też dzieciom zdjęcia i opisują ich postępy w czymś w rodzaju internetowego dzienniczka, więc mniej więcej wiem, co tam robią. 😀 No chyba, że mi go zwrócą uwalonego od stóp do głów farbą… Wtedy wiem, że malowali… 😂

Póki co chodził jeden dzień, ale od tego tygodnia będzie miał dwa dni zabaw. 😀 Myślę, że mu się spodoba. 😉

Skorzystaliśmy też z promocji na Black Friday i kupiliśmy kilka potrzebnych rzeczy takich jak np. golarka do zarostu, bo stara to już tylko wyrywała włosy… 😂 Zgarnęliśmy też termostat do domu, którego wciąż uczymy się używać, bo niektóre funkcje są trochę niejasne. 😀 Ale jest już połączony z Alexą, więc nie trzeba nawet sięgać po telefon, aby ustawić temperaturę grzania tylko wydrzeć się do tej-której-imienia-nie-powinno-się-bezmyślnie-wymawiać. 😉 Kupiliśmy też masę nowych ubrań i teraz jesteśmy w trakcie przeglądania starych ciuchów, aby zdecydować, które mogą pójść na cele charytatywne, a które są już za bardzo zniszczone.

No i kupiłem sobie gry. 😂 To był akurat impuls po stresie ze studiami, ale trafiłem jeszcze na okres promocyjny, więc wybrałem Devil May Cry 5, bo tę serię gier kocham, a z 45 funtów cena spadła do 13… No ciężko było mi się oprzeć! 😛 No i Crossroad Inn – gra, przez którą przeinstalowałem system, bo to do niej brakowało pewnych bibliotek. Dlatego póki co jestem obrażony i się za nią nie biorę! 😂

Dostałem też mydełka od Aksini jako nagrodę w konkursie. I w sumie trzymam je na razie zapakowane, bo ładnie pachną, a ja i tak nie miałem czasu połowy poczty otworzyć w ostatnim miesiącu. No i Połówka już wzięła je za ciastka, więc boję się, że jak je otworzę to je zje… 😂 Aczkolwiek dziękuję bardzo! 😀

Jeśli chodzi o bloga to stwierdziłem, że pamiętnikowe notki to też notki i dostaną swojego taga, który trafi do zakładki PAMIĘTNIKI. Jak tylko będę mieć trochę więcej czasu to sprawdzę starsze wpisy i dodam do nich tego taga. Ale najbliższe tygodnie to jednak będą podzielone między studiami, a Smoczyńskim. 😀

Myślę, że udało mi się streścić wszystkie ważniejsze rzeczy. Było jeszcze kilka innych spraw, ale je zostawię na inny wpis, bo w sumie ich tematyka nie pasuje do typu pamiętnikowych notek, a czuję wewnątrzną potrzebę o takich rzeczach napisać…

No i w sumie mam nadzieję, że przyszły wpis nie będzie taki bardzo “w pośpiechu”! 😛

Mefisto

#248. Tak na szybko… Read More »

#231. O bodzie!

Postanowiłem być kulturalnym Diabłem i notki będę zaczynał od przywitania! Także dzień dobry wieczór! 😉

Smoczyński jest dzieckiem samowystarczalnym. Z reguły, kiedy zrobi istną rozpierduchę, my (jako odpowiedzialni rodzice) łapiemy się za głowę i wołamy “o boże”. Ostatnio mój mały rozbójnik narozrabiał, zrobił bałagan, a jako że byli rodzice zajęci, sam stanął nad tym pobojowiskiem, powiedział “o bodzie” i poszedł dalej czynić chaos. To mi osłodziło wszystkie trudy rodzicielstwa… 😀

A chaos był – i to jaki! Połówka pojechała prawie na dwa tygodnie do Polski, a ja zostałem sam ze Smoczyńskim, pracą i studiami. W pracy wziąłem sobie wolne co drugi dzień, aby nie mieć tak przekichane, studia trochę olałem (właściwie to ilekroć chciałem się uczyć, czy coś, to siadałem do sprzątania 😂), ale z dzieckiem mym było trochę problemów.

Przede wszystkim tęsknota. Wiadomo, że dziecko tęskni, a on jest na tyle duży, aby to zrozumieć i zrobić mi o to awanturę. Udało nam się jednak wytrwać do końca bez chęci pomordowania siebie nawzajem. 😉

Chociaż przyznam, że Ryanair dał się nam w kość. Tylko 15 godzin czekania na lot i jedna prawie zarwana noc. Dzięki… Jeszcze pasażerów kompletnie olali i nasłał na nich ochronę lotniska, a kolesia, który pisał z nimi na Twitterze zablokowali… Także ten.

Grunt, że Połówka jest już w domu. Skargi na nich popiszemy sobie w wolnym czasie.

Zacząłem też studia. Zacząłem je od porządków. 😂 Beznadziejny ze mnie przypadek! Ale oto jestem – pomimo przeciwności losu. W ogóle w Anglii też mają swoje “panie Halinki” w biurach. Moja studencka pożyczka jest wciąż niezaakceptowana, bo musiałem dosłać miliony dokumentów. Ostatecznie dostałem informację, że w ciągu 25 dni roboczych ją zaakceptują. Wcześniej rozmawiałem z taką “panią Halinką”, co mi powiedziała, że jeśli dwa tygodnie po zaczęciu studiów nie będą mieli informacji , że dostałem pożyczkę to mnie wywalą ze studiów. 😱 Potem rozmawiałem z inną panią (nazwijmy ją roboczo Bożena). Pani Bożena powiedziała mi, że po dwóch tygodniach pytają się o co chodzi i jeśli nie dostałem pożyczki to wtedy oferują inne sposoby zapłaty za studia. Ale skoro mają mi zaakceptować pożyczkę to wszystko jest ok i wystarczy, że będę z nimi w kontakcie. 🙂

Sama nauka jest ciekawa, bo wybrałem Open University i zdalne nauczanie. To znaczy, że sam decyduję czego i kiedy będę się uczył. Oczywiście uniwersytet daje nam różne plany nauki, które są dopasowane do ich systemów oceniania (a są ich trzy). Plany mają wyszczególnione zadania na dany tydzień typu “przeczytaj i przerób jakieśtam tematy”, a kiedy to zrobisz to możesz sobie odhaczyć postęp. W nich są wyszczególnione różne materiały online do nauki, zadania i programy do ściągnięcia, które mam używać.

Co do metod oceniania to są trzy: iCMA, TMA i egzaminy. iCMA (interactive Computer Marked Assignment) to rodzaj pracy domowej, którą sprawdza komputer. Naszym zadaniem jest odpowiedzieć na pytania na stronie uniwersytetu i wysłać je do sprawdzenia. Ocenę otrzymujemy po tym jak minie termin końcowy. TMA (Tutor Marked Assignment) to też praca domowa, którą wysyłamy do naszego nauczyciela/wychowawcy/opiekuna grupy.

Oczywiście mamy cztery poziomy zdania: Pass 1 – 4. Aby uzyskać Pass 4 trzeba mieć minimum 40%, Pass 3 – 55%, Pass 2 – 70%. Pass 1 jest powyżej 85% i oznacza zdanie z wyróżnieniem. Już wiecie w co celuję. 😉

W tej chwili mam aż 3 moduły: technologia komputerowa 1, podstawy matematyki 1 oraz podstawy matematyki 2. Z matematyką 1 jest o tyle fajnie, że jest ona praktycznie powtórką tego, co miałem w liceum, więc mogę spokojnie podejść też do matematyki 2, która jest kontynuacją matematyki 1. Tak, pozwalają studiować te dwa przedmioty jednocześnie – mają nawet specjalny plan, aby te przedmioty pogodzić (jednakże ten plan przeznaczony jest dla tych, którzy z rzeczami w matmie 1 nie mieli jeszcze styczności). 😀

Do tego są jeszcze wykłady: można wybrać, czy chce się na nie pójść osobiście, czy mieć sesję online. 😀 Jest to bardzo wygodne – w szczególności jak ma się inne zobowiązania i zamiast tracić czas na dojazdy można np. pobawić się z dzieckiem.

A wiecie co jest najlepsze? Miałem już jedną taką sesję zapoznawczą i dowiedziałem się, że słuchawki sięgają mi aż do kuchni. Będę mógł żreć podczas wykładów! 😂

Ale już wiem, że zawaliłem jedno iCMA z matmy. 70% tylko. 🙁 Czyli zamiast 2% ogólnej oceny mam tylko 1.4%! Problemy z lotem i problemy z internetem, który nagle zaczął się rozłączać spowodowały, że się zestresowałem i źle przepisałem kilka rozwiązań (20% z powodu źle postawionych minusów)… Głupi jestem, bo mogłem to zostawić na inny dzień i zrobić to na spokojnie. 🙁

Jeśli chodzi o bloga: staram się pracować nad notkami o Anglii, które mam nadzieję zacząć wstawiać w miejsce Wędrowca jak tylko z nim skończę. 😀 Postanowiłem też, że motyw opowieści ze screenami z gier to będzie kolejna seria na blogu. Będą się pojawiać w trzecie środy miesiąca, ale od razu zaznaczam, że mogą być przerwy między opowiadaniami. 😛

Mam też taki ambitny pomysł (albo samobójczy – Wam zostawiam ocenę). Postanowiłem powoli przejrzeć wszystkie notki i w miarę możliwości poprawić jakieś literówki, czy interpunkcję. Jako że notek jest już grubo ponad 200 to myślę, że mnie powaliło z takim pomysłem, ale cóż zrobić. 😂 Lubię jak wszystko jest zrobione starannie, ale nie zawsze mogę na sobie polegać z różnych względów i potem muszę do tego wracać, i poprawiać. 😛

Ze świata gier: 22 października to dosłownie dzień dziecka dla mnie. Nie dość, że do SWTOR wydany będzie dodatek Onslaught, to jeszcze The Long Dark wydaje epizod 3. Jak nic biorę wolne i cały dzień gram! 😀

Wolne chwile (póki co) spędzam w Minecrafcie i buduję swój zamek. Niedługo będę nagrywał kolejny filmik z kolejnymi zmianami. Myślę też, że zaktualizuję w końcu grę do wersji 1.14.4, bo ta wersja ma sporo rzeczy, które mi się przydadzą przy budowie średniowiecznej fortecy. 😉

Staram się też nagrywać i wrzucać zabawne, ale krótkie filmiki z gier. Na przykład takie:

Mam ich wystarczająco dużo, ale zdecydowanie za mało chęci, aby je regularnie wrzucać…

Myślę, że na razie to tyle. Wpadłem w bardzo zły zwyczaj, aby pisać te notki praktycznie jednego dnia, przez co gubię wiele rzeczy, o których chciałem napisać. No cóż. Będę musiał popracować nad lepszą organizacją bloga. 😉 Albo do końca życia będę sobie suszył o to głowę…

Mefisto

#231. O bodzie! Read More »

Scroll to Top