jake

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość

Zarówno Jake jak i Smok wpatrywali się w ciszy na Wędrowca. Jego plan był nawet poprawny, ale mimo wszystko brzmiał bardziej jak pomysł jakiegoś psychopaty, a nie pierwszy krok w stronę rewolucji uczuciowej na Krańcu Czasu.

Cień w ciszy podszedł do skaczącego w kącie Marzenia i wziął je do rąk. Szybko zakrył je drugą dłonią, aby nie uciekło, ale też jednocześnie uciszyć nieco błagalne piski. Japeś z początku nie rozumiał, o co chodziło jego współtowarzyszowi, ale szybko dotarło do niego, że oto mieli istotę z Krańca Czasu, na której można by było wypróbować teorię Wędrowca.

– Masz jakiś pomysł jak to sprawdzić? – zapytał Prastary, a chłopak kiwnął głową zaprzeczająco. Jake westchnął tylko z niecierpliwością i spojrzał na biedne, malutkie stworzenie patrzące na niego ze strachem.

– Ono się mnie boi. – burknął cicho obserwując ten kłębek strachu w swoich dłoniach. Nawet jeśli nie miał wrogich intencji, istoty z Krańca Czasu trzęsły się na jego widok.

– No tak! – krzyknął Japeś tak głośno, że nawet Cień podskoczył z zaskoczenia. – Strach to też uczucie! Skoro Marzenie może się bać to znaczy, że czuje?

– A co jeśli to jest odruch związany z przetrwaniem? Jestem ogólnie rzecz biorąc predatorem dla takich stworzeń. Strach to naturalna reakcja, aby trzymały się z dala ode mnie, by przeżyć. – mruknął Jake licząc w duchu na to, że kolejny genialny pomysł Wędrowca nie zostanie ogłoszony tak głośno jak poprzedni. Japeś jednak (po raz kolejny) poczuł się przytłoczony faktem, że jego z pozoru genialna myśl została tak szybko obalona.

27.07.2019_23-42-57

Wszystkie byty skupiły swoje siły na wymyśleniu kolejnego sposobu, aby udowodnić, że istoty z Krańca Czasu potrafiły czuć. Pomimo szczerych chęci, żaden z nich nie był w stanie choć trochę zbliżyć się do jakiegoś sensownego rozwiązania ich problemów. Jake w końcu poddał się i włożył Marzenie do słoika stawiając go w kuchni na blacie. Japeś i Smok odebrali to jako informację, aby na chwilę przerwać gonitwę myśli i odpocząć.

Wędrowiec z Cieniem udali się do sypialni i powoli przygotowywali do spania. Właściwie to Jake się przygotowywał, a jego współtowarzysz wciąż szukał idealnego sposobu na rozwiązanie ich problemu. Japeś półprzytomnie przygotował sobie piżamę wyrzucając kilka innych ubrań na podłogę, kilka razy strącił poduszki na podłogę, które Cień co chwilę poprawiał w ciszy.

– Myślę, że już wystarczy na dzisiaj. Odpocznij. – łagodny głos jego współlokatora wyrwał Wędrowca z przemyśleń. – Nie wymyślisz nic nowego, jeśli będziesz się tym zadręczał. Odpocznij, a jutro znowu będziemy mogli się tym zająć.

– Tak, wiem, ale czuję się strasznie niecierpliwy. Chciałbym już mieć gotowe rozwiązanie. – burknął nieco smutny. – Nie czujesz się niecierpliwy? W końcu to ty zyskasz wolność.

– Nie. – odparł krótko kładąc się na łóżku. – Nawet jeśli jutro znajdziemy rozwiązanie, Kraniec będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby to przetrawić. Kładź się już. Znowu kogoś wrzucisz do pralki, jeśli się nie wyśpisz.

Japeś przytaknął mu skinieniem głowy i ułożył się tuż obok niego. Przez chwilę w ciszy patrzył jak Cień ustawia budzik na telefonie, aby wstać rano i zawieźć Wędrowca do pracy.

– Tak właściwie czemu przyszedłeś wcześniej? Spodziewałem się, że nie będzie cię cały wieczór. – mruknął, a Jake podsunął mu pod nos telefon z wiadomością od Japesia o tym, że młody adept ludzkiego życia naprawdę kiepsko się czuje i potrzebuje pilnie opieki.

– Zgaduję, że to nie ty to napisałeś. – odparł na wpół rozbawiony. Od razu wydało się to oczywiste, że Prastary musiał swoje namieszać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Wędrowcowi na dyskrecję. Wszak miała być to niespodzianka dla Jake’a!

– Smok! Mogłem się domyślić…! – warknął zły, a Cień tylko się zaśmiał. Chwilę jeszcze porozmawiali o domowych obowiązkach i poszli spać.

Nad ranem Japeś wybrał się do pracy, gdzie oczywiście wrzucił kogoś do pralki, bo pomimo iż był wyspany, wciąż intensywnie myślał o rewolucji uczuciowej. Wędrowiec nie byłby sobą, gdyby tak po prostu na chwilę odpuścił. Nie należał do cierpliwych istot, przez co niemal zadręczał się szukaniem odpowiedzi. Przynajmniej do momentu, aż dźgnął się strzykawką z lekiem uspokajającym i, chcąc nie chcąc, musiał trochę zwolnić tempo. Personel szpitala odetchnął z ulgą z wrzucił go do schowka na miotły, gdzie miał przeczekać swoją zmianę.

Jake, zaraz po powrocie do domu po odwiezieniu Japesia do pracy, wziął się za sprzątanie mieszkania, które powoli zamieniało się w pobojowisko. Krzątając się po pomieszczeniu, zauważył, że Marzenie w ciszy go obserwuje. Cień w całym porannym zamieszaniu kompletnie zapomniał o żyjątku. Podszedł do słoika i wziął go do rąk. Istota od razu skuliła się i starała trzymać jak najdalej od chłopaka.

– Nie chcę zrobić ci krzywdy, okej? – mruknął i otworzył słoik.

Marzenie przez dłuższy moment siedziało przytulone do szkła i czekało na reakcję Cienia. Ten jednak pozwolił stworzeniu na samodzielne podjęcie decyzji, czy chce wyjść ze swojego tymczasowego domu, czy jednak woli tam zostać. Ostatecznie (chociaż trwało to dłuższą chwilę) żyjątkowo wspięło się po ścianie słoika i spojrzało uważnie w błyszczące oczy Jake’a. Pisnęło do niego pytającym tonem.

– Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w momencie, kiedy cię złapałem. – odparł spokonie chłopak rozumiejąc język Marzeń. Istota burknęła cicho i zaskrzeczała dwa razy. – Nie mam nawet ochoty ciebie pożerać. Nie jesteś moim celem, więc nie mogę cię skrzywidzć.

Stworzonko zatrąbiło nieco odważniej i coraz więcej piszczało do swojego rozmówcy. Cień spokojnie słuchał nietypowego nawet dla Krańca Czasu języka i cierpliwie czekał na swoją kolej, aby objaśnić fundamentalne zasady działania jego gatunku. Nie mógł tak po prostu zjeść Marzenia. Musiałoby wpierw stać się banitą albo przestępcą, za którym Kraniec wydałby coś w swego rodzaju listu gończego.

Żyjątko trąbiło niepewnie do niego, a Jake tylko odpowiadał “na pewno”. Japeś zdecydowanie poszerzył granice jego cierpliwości, bo normalnie pewnie zaczynałby mieć dość ciągłych pytań. Wędrowiec jednak zadał ich tyle, że istota nawet się nie zbliżała do zadania procenta tego, o co zapytał jego współlokator.

– Widzisz, Kraniec ma to do siebie, że uważa nas za jakieś potwory, ale w przeciwieństwie do was my mamy tyle zasad i reguł, że złamanie jakiejkolwiek powoduje natychmiastowe wymierzenie kary. – tłumaczył a Marzenie kiwało małą, nie do końca kształtną głową. – Dlatego nie mogę cię skrzywdzić bez szansy na to, że sam zginę.

Stworzenie pisnęło potakująco i wyskoczyło ze słoika do ręki Jake’a. Przez chwilę stało tam niespokojnie sprawdzając, co się mogło stać. Ostrożnie rozglądało się na boki, jak gdyby szukało jakiegoś zagrożenia, ale kiedy zorientowało się, że nic się nie działo, zagwizdało radośnie i zamerdało ogonem przypominającym lisią kitę. Cień był za to pod wrażeniem tej przyjemnej, ciepłej energii, jaka wręcz biła od tego maleństwa.

– Schlebia mi to, że postanowiłeś mi zaufać. – uśmiechnął się lekko. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zdziwiony, bowiem oto Marzenie stało się niespodziewanie większe i zajmowało teraz połowę jego dłoni. – Mam rozumieć, że kiedy jesteś szczęśliwy to rośniesz?

Stworzenie zapiszczało potakująco i znów zaczęło merdać ogonem. W mgnieniu oka powiększyło się po raz kolejny i zajmowało teraz całą powierzchnię dłoni Jake’a.

– Jak duży ty możesz urosnąć? – spytał obawiając się, że to maleństwo mogło w chwilę zapełnić całe pomieszczenie swoim puchatym ciałkiem. Cień zauważył, że istota nabierała równiecześnie coraz to dziwniejszego kształtu: miała lisi ogon, kurze stopy, kocie ciało i głowę jaszczurki. Chłopak pierwszy raz spotkał się z czymś takim, aczkolwiek do tej pory znał Marzenia jedynie z książek, bo w końcu kto pozwoliłby Cieniom mieć własne Marzenie.

Jake odstawił żyjątko na ziemię i wrócił do sprzątania. Istota tupała za nim wesoło uczestnicząc niemo w procesie porządkowania domu i przy okazji rosła jak na drożdżach. Po około godzinie sięgała chłopakowi powyżej kolana.

Prastary, który dopiero co obudził się ze swojej dziennej drzemki (trwającej cały ranek), wyszedł z sypialni Japesia i zaniemiał widząc wielgachne Marzenie biegające za Cieniem jak małe kaczątko za swoją mama. Przez moment miał wrażenie, że wciąż śnił, ale czująć ból po przydeptaniu sobie ogona stwierdził, że w życiu jeszcze wiele rzeczy mogło go zaskoczyć.

– Co tu się właściwie stało? – zapytał nie kryjąc zdziwienia, a Jake zwrócił się w jego stronę. – Dlaczego to jest takie wielkie? Coś ty temu zrobił?

– Zaprzyjaźniliśmy się. – chłopak wzruszył ramionami. – Ucieszył się i urósł.

– Cóż… – mruknął Smok. Żałował, że nie mógł z zakłopotaniem podrapać się po głowie. – Takiego opisu sytuacji spodziewałbym się po Japesiu, a nie po tobie.

– Kiedy właśnie to się stało. Wypuściłem go ze słoika, wyjaśniłem, że nie zrobię mu krzywdy, wyskoczył mi na rękę i kiedy zrozumiał, że mówię prawdę, zaczął się cieszyć i rosnąć. – Cień wzruszył ramionami po raz drugi. Marzenie zamerdało lisiem ogonem i znów stało się nieco większe. Smok zamrugał ze zdziwieniem nie wierząc własnym oczom.

– I ono robi się większe, bo się cieszy? – burknął. Istota zwróciła się do niego i szczeknęła radośnie, a potem znów urosła. – Dobra, rozumiem. Rośnie, bo się cieszy. Jakkolwiek byś tego nie zrobił, nauczyłeś je cieszyć się. A to znaczy, że teoria Japesia ma szansę zadziałać…

Mefisto

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość Read More »

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja

Wędrowiec jeszcze raz opisał swoje spostrzeżenia odnośnie Krańca Czasu. Chociaż nie miał jeszcze dokładnych informacji, wierzył, że istoty magiczne posiadały uczucia, jednak z jakiegoś nieznanego powodu tłumiły je w sobie i potrzebowały impulsu – takiego jak przeżycie jednego ludzkiego życia – aby je uwolnić.

Merlin był niesamowicie zafascynowany tą teorią; jak gdyby dla niego samego oznaczała nową nadzieję. Starzec w końcu, jako jeden z kilku najpotężniejszych magów, rządził królestwem magii i widział ten straszny brak w sercach swoich pobratymców.

– Teoria Japesia ma sporo sensu. – mruknął Smok machając potulnie ogonem. Nie było to jednak jego zamierzenie, a typowy psi odruch oświadczający zadowolenie. – Ilekroć spotykałem istoty z Krańca, które chciały przeżyć ludzkie życie, one robiły to, bo czuły, że czegoś im brakuje i w ludzkim świecie znajdą odpowiedź. Ten impuls powodował potrzebę szukania wiedzy na temat kompletnie im nieznany, ale niezwykle bliski ludziom. Myślę, że to mógł być zalążek uczuć.

Merlin kiwnął potakująco głową i podrapał się po brodzie. Tym razem jednak powstałe Marzenia z krzykiem uciekały, gdzie pieprz rośnie, widząc Cień mierzący je swoim surowym wzrokiem. Jake nie wydawał się tym ani trochę poruszony. Po prostu w ciszy patrzył na te małe, bezbronne istoty, wijące się ze strachu po kątach.

– Jeśli to prawda to cała nasza społeczność może na tym skorzystać. – rzekł mag.

– Albo stracić. – rzucił obojętnie Cień, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – To jest spora zmiana dla Krańca. Nie obejdzie się bez konsekwencji. Na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą chcieli iść za zmianą i gotów będą umrzeć, aby tylko utrzymać stary porządek.

– To prawda. – przytaknął mu Merlin. Wędrowiec zupełnie nie wziął tego pod uwagę widząc same plusy sytuacji. W końcu magiczne istoty niewiele różniły się od ludzi i fakt posiadania uczuć mógłby tylko zaostrzyć ich poglądy. Przez moment czuł się, jakby przegrał wszystko, bo znów dał się ponieść nadziei, że mógłby uwolnić Cień od jego okrutnego losu.

Japeś kompletnie nie wiedział, co począć dalej. Chociaż jego teoria byłaby najlepszym rozwiązaniem, to rezultat takich zmian mógłby doprowadzić do podziału pośród magicznych istot, a może nawet i wojny między nimi, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Wędrowiec chciał jedynie sprawiedliwości dla Cieni, ale wydawała się ona trudna do osiągnięcia.

– Czasem jednak zmiany muszą nastąpić, aby naprawić to, czego nie przewidzieli nasi poprzednicy. – Merlin uśmiechnął się do Japesia widząc, że tracił on grunt pod nogami. Mag doskonale rozumiał intencje chłopaka pragnącego jedynie stworzyć świat, gdzie każdy miałby swój kąt. Świat bez uprzedzeń. Raj dla każdej magicznej istoty. – Chociaż może to przynieść nieoczkiwane skutki, czasem zmiany są nieuniknione. Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować się zaadaptować do nowej rzeczywistości, aby móc się w niej odnaleźć, a nawet ją ulepszać.

– Nie boisz się konsekwencji? – mruknął Cień z wielką dozą nieufności w stronę starca.

– Przeżyłem wystarczająco wiele, aby rozumieć, że świat nieustannie się zmienia, a to, co nie potrafi dostosować się do nowych zmian, bardzo szybko ginie. Kraniec powoli umiera, bo uparcie siedzi w starej wizji i możemy spróbować to zmienić i przetrwać albo przyśpieszyć naszą nieuchronną śmierć. – Merlin odparł spokojnie.

– Co trzeba zrobić, aby zacząć te zmiany? – zapytał Japeś niepewnie, wciąż targany wewnętrznymi przymyśleniami.

– Najpierw musisz udowodnić, że one są możliwe. – rzekł starzec. – Potem przedstaw je Radzie Najwyższych. Wrócę za tydzień, aby sprawdzić, jak ci idzie.

Merlin po tych słowach dosłownie rozpłynął się w powietrzu, a wraz z nim zniknął każdy dowód na jego obecność w mieszkaniu Japesia. Wędrowiec od razu pogrążył się w przemyśleniach, z których momentalnie wyrwał go Jake. Dosłownie go wyrwał, bo chłopak został dosłownie złapany za fraki i musiał się zmierzyć z niezadowolonym spojrzeniem Cienia.

– Jesteś naprawdę pieprznięty. – Japeś tylko kiwnął głową na słowa swojego współlokatora. Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał nierówno pod sufitem, bo kto gotów byłby poświęcić tyle dla innej osoby. Tym bardziej, że wciąż do końca nie rozumiał konsekwencji tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie ten niewielki przebłysk pośród jego skołtunionych myśli.

Jake jednak nie kontynuował swojej tyrady. Zamiast tego objął Wędrowca i przycisnął go do siebie tak mocno i tak długo, aż ten zaczął mdleć z braku tlenu. Myśl o tym, że Japeś mógłby stać się Cieniem paraliżowała go. Ten niewinny, naiwny głupek nie zdzierżyłby potworności, jakie czekałyby wraz z jego nową rolą. I chociaż był na niego wściekły, że coś tak głupiego mogło mu przejść przez umysł, to czuł respekt do Wędrowca, bo kto byłby gotów do takiego poświęcenia? Jake wiedział, że pod tym względem był prawdziwym szczęściarzem.

28.10.2020_17-50-20

– Jeśli masz już robić coś głupiego, to rób to tylko i wyłącznie ze mną, abym wiedział, co knujesz i zdążył cię przed tym powstrzymać. – mruknął do Japesia, a ten w odpowiedzi kiwnął potakująco głową. – Ech… Za każdym razem, kiedy myślę o tym wszystkim, zadziwia mnie fakt, że taki Wędrowiec jak ty chce i może tyle osiągnąć. W życiu nie sądziłem, że członek Rady Najwyższych może być taki przychylny zmianom w społeczeństwie Krańca…

– Ależ oni są otwarci na zmianę. Zawsze byli. Niestety ogranicza ich wola istot magicznych, a ta póki co jest niezmienna. – burknął Smok obserwując uważnie już nie jednego, a dwójkę swoich podopiecznych. Prastary, choć niechętnie, zaczynał odnajdywać w Cieniu kolejną istotę, z którą mógłby się podzielić częścią swojej wiedzy. Tym bardziej, że pierwszy osobnik talentu do słuchania nie miał w ogóle i co krok kończył z nową traumą z tego powodu.

– Tylko w jaki sposób zacząć te zmiany? – zapytał Jake. Smok milczał zastanawiając się nad pytaniem. To samo robił również Japeś, jednak on dotarł już do pierwszego możliwego rozwiązania. Mimo tego, że czuł w sercu radość i nowe pokłady nadziei, ostrożnie badał i rozważał możliwe przeszkody. W końcu kłody potrafiły spadać mu z nieba na głowę i bezlitnośnie niweczyć wszystkie jego plany.

– Myślę, że wiem od czego możemy zacząć. – rzekł w końcu, a oczy Prastarego i Cienia skupiły się na nim. Chłopak głosem pełnym determinacji oświadczył. – Musimy znaleźć jakąś istotę z Krańca i zmusić ją do czucia!

Mefisto

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja Read More »

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian

Japeś poczekał kilka dni, aż Jake pójdzie do pracy i da mu conajmniej kilka godzin czasu na realizację swojego nowego planu. Kiedy tylko jego współlokator opuścił bunek, od razu zabrał się za przyzwanie członka Rady Najwyższych. Na dywanie wysmarował imię Merlina, a Smok wypowiedział zaklęcie. Wtem w oparach magicznej mgły ukazała im się sylwetka starca, która uważnie rozejrzała się po pokoju.

– Ach, witaj Smoku! I ty, Japesiu! – przywitał się. Wędrowiec odpowiedział mu skinieniem głowy.

– Witam Merlinie! Ten tutaj był na tyle niecierpliwy, aby wezwać ciebie już teraz. – burknął Prastary i spojrzał na Japesia.

– Ach, zatem masz dla mnie odpowiedzi na moje pytanie? – zapytał starzec głaszcząc swoją brodę, z której co chwilę sypały się Marzenia i uciekały każdą szczeliną na zewnątrz.

– Nie. Mam za to kilka pytań. – odpowiedział spokojnie, ale stanowczo. – Dlaczego Cienie są traktowane w ten sposób. Co one takiego zrobiły, że wszyscy muszą ich nienawidzić? Czy Kraniec nie widzi, że to, co robi, jest złe?

– Odważny jesteś, mój chłopcze. Czy wiesz, co grozi za kwestionowanie zasad Krańca? – odparł Merlin swoim spokojnym, starczym głosem. Wędrowiec kiwnął głową potakująco, jednak dalej był na tyle zdeterminowany, aby uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. – Cienie są specyficzną grupą Krańca. Oni wykonują wyroki naszych sądów. Są niczym innym jak katami, a nikt przecież nie lubi katów.

– To nie tłumaczy nienawiści do nich. – rzekł dalej spokojnie. W końcu rozmawiał z członkiem Rady, a ten mógł pstryknięciem placów sprawić, aby wyparował. – Wykonują ciężką pracę, są elementem naszej społeczności. Ludzie też kiedyś dzielili się na klasy, na kasty i kopali tych, którzy byli w gorszej pozycji od nich. Mimo ich wewnętrznego zepsucia, poszli o krok dalej i budują społeczność dążącą do wzajemnego szacunku. Powoli burzą dzielące ich mury. Dlaczego my tak nie możemy? Przecież jesteśmy wolni od pychy, która nimi rządzi…

– Czy aby na pewno jesteśmy wolni? – zapytał Merlin, a Japesia wręcz zaskoczyło to pytanie. – Kraniec ma to do siebie, że idealizujemy samych siebie, bo wciąż porównujemy siebie do ludzi, których znaliśmy przed tysiącami lat. My, członkowie Rady, widzimy to, jednak nasz świat nie potrafi się tak nagle zmieniać. Jesteśmy słabi pod tym względem. Dlatego wysyłamy was w pojedynkę do ludzi, abyśmy uczyli się współczuć sobie nawzajem. To monotonne i długotrwałe zajęcie, ale, patrząc na ciebie, mój chłopcze, widzę, że przynosi efekty.

– Wy wiedzieliście o tym? Dlaczego nie zrobiliście nic, aby im choć trochę ulżyć? – zapytał. Starzec znów podrapał się po głowie.

– Spotkałoby się to z dużym oporem Krańca Czasu. – odparł spokojnie. – Gdybyśmy zaczęli wymagać od Krańca, aby traktowali Cieniów jak każdego członka naszego społeczeństwa, podnieśliby bunt i mielibyśmy rewolucję, która nie skończyłaby się dobrze. Nie jesteśmy zdolni do empatii o ile nie nauczymy się jej żyjąc jako ludzie.

– Potężny Merlinie. – rzekł Wędrowiec poważnym głosem. – Życie jako człowiek nie sprawiło, że zyskałem zdolność do empatii. Ja ją zawsze w sobie miałem, potrzebowałem ją jedynie z siebie wydobyć. Wierzę, że nie potrzebujemy wysyłać cały Kraniec tutaj, aby przeżyli jedno ludzkie życie. Wierzę, że musimy zacząć mówić o naszych problemach, aby zmusić istoty do tego, by zaczęły czuć. Jesteśmy do tego zdolni tylko bronimy się przed tym zasłaniając oczy na zmartwienia innych.

– To bardzo odważne stwierdzenie, chłopcze. – rzekł starzec. – Gotów jestem poddać je próbie, aby sprawdzić jego prawdziwość.

Japeś poczuł swego rodzaju uglę mając po swojej stronie członka Rady Najwyższych. Chociaż nie oznaczało to jeszcze zwycięstwa, Merlin zdawał się wierzyć w to, co mówił Wędrowiec, bo jeśli byłaby to prawda, oznaczałaby przełom, którego pilnie potrzebował przestarzały kręgosłup moralny całego Krańca Czasu. A chłopak, chociaż nie do końca wiedział jeszcze jak, gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby zacząć istotne zmiany.

Dyskusję między starcem a Japesiem przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do mieszkania wszedł Jake i oniemiał widząc tak istotną personę przed nim. Spojrzał pytająco na swojego współlokatora, ale nim ten zdążył się odezwać, głos zabrał milczący do tej pory Smok.

– Świetnie, że wpadłeś! Japeś właśnie zamierza zamienić się z tobą rolami, aby trochę ci ulżyć. – Cień na te słowa zaregował jak oparzony i momentalnie znalazł się przy Japesiu, który z jednej strony pragnął zamordować Prastarego, a z drugiej musiał zmierzyć się z błyszczącymi ślepiami Jake’a.

14.10.2020_22-22-44

– Czy ciebie do reszty popieprzyło? – warknął groźnie, a Wędrowiec chciał cofnąć się o kilka kroków, ale nie zdążył, bo Cień złapał go za ubranie i przysunął do siebie. – Czy ty w ogóle pojmujesz to, jaką krzywdę chcesz sobie zrobić?

– Opanuj się, chłopcze. – Merlin oparł dłoń na ramieniu Jake’a, a ten cofnął się i chwycił się za ramię. Wędrowiec od razu domyślił się, że Cień dostał właśnie ostrzeżenie. – Nasz drogi Smok lubi jak zawsze trochę namieszać, ale nie to jest tematem naszej dzisiejszej dyskusji. Prawda, Japesiu?

– I tak, i nie. – odparł Wędrowiec. – Z początku jedyne, co chciałem to zamienić się z tobą, abyś już nie cierpiał. Merlin jednak uświadomił mi, że nie tędy droga.

– Zabiłbym się myśląc o tym, że cierpisz w ten sposób. – mruknął Jake. Nie ruszał się jednak czując dłoń jednego z najpotężniejszych starców w każdym znanym im wymiarze. – Myśl o tym byłaby gorszą torturą niż każda moja chwila spędzona jako Cień!

– Japeś na szczęście to sobie uświadomił. – rzekł łagodnie Merlin i zabrał swoją dłoń z ramienia Jake’a. Na twarzy chłopaka namalowała się ulga, jednak wciąż pozostawał czujny. – Nasz drogi Wędrowiec ma odważną wizję odnośnie zmian naszego świata, a ja gotów jestem go wysłuchać.

Mefisto

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian Read More »

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu

Cień nie pierwszy raz w życiu usłyszał od kogoś magiczne słowo “kocham”. Przeżył tyle żyć, że wiele razy miał okazję zgłębić pojęcie miłości. Jednakże nigdy nie była ona tak wielowymiarowa jak teraz. Już na samym poziomie ludzkim zdawała się ona tak odmienna i nietypowa, a zaraz po tym przechodziła ona w strefę istot z Krańca Czasu, gdzie dwa kompletnie przeciwne sobie stworzenia stawały naprzeciw siebie i chwytały się za serca zamiast za gardła. Gdyby ktoś kiedyś Jake’owi powiedział, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, nigdy by w to nie uwierzył.

A teraz jednak siedział przed Japesiem, który jeszcze przed chwilą nieomal trafił krzesłem swojego mentora, a potem wyznał Cieniowi swoje uczucia. Już wcześniejsza kombinacja była niesamowicie nieprawdopodobna, ale sposób w jaki Wędrowiec powiedział “kocham cię” był jedyny w swoim rodzaju. Perfekcyjnie podkreślał to jak wyjątkowy był ten byt.

Cień podniósł się z łóżka i podszedł kilka kroków w stronę chłopaka. Jednocześnie czuł słodkie uczucie ulgi, kiedy myślał o tym, że był przy nim ktoś, kto go akceptował i rozumiał, ale jednocześnie niewidzialna dłoń zaciskała się na jego gardle, ilekroć przypominał sobie kim był i co robił. Czy ktoś taki jak on zasługiwał na kogoś takiego jak Japeś? Już wystarczająco wniósł problemów w jego życie, a kolejne czekały drapiąc pazurami o okna.

Mimo rosnących wątpliwości nie przestawał się zbliżać do Wędrowca. Tak jakby jego własny rozsądek nie miał nad nim władzy w tej kwestii i kierowały nim już tylko uczucia. Ostrożnie ułożył ręce na ramionach Japesia i delikatnym, ale płynnym ruchem objął go przysuwając bliżej siebie. Jake nie wierzył w to, co robił, ale nie potrafił się od tego odpędzić. Nie potrafił zaprzeczać sam sobie, że było inaczej. O tym przecież zawsze marzył: o akceptacji, o miłości bez żadnych limitów.

– Ja ciebie też kocham. – wyszeptał. Momentalnie poczuł jednak zwątpienie i strach przed tym, że słowa, które wypowiedział, będą miały katastrofalny skutek na Wędrowcu. Nagle cała ta słodycz chwili zaczęła go dusić i przytłaczać. – Ja… przepraszam. Nie powinienem…

Chciał się cofnąć, ucieć, zapaść od ziemię, ale Japeś był szybszy. Nim Cień mógł się zorientować, chłopak złapał go za ręce i przyszpilił do drzwi. W pierwszym momencie był zdumiony zachowaniem Wędrowca, jednak chwilę po tym obdarzył go swoim typowym, zadziornym uśmiechem. Nie spodziewał się po nim takiej bezpośredniości!

– Nie przepraszaj. – mruknął cicho i uśmiechnął łagodnie.

– Wiesz, że to nie będzie takie proste? Życie ze mną będzie utrapieniem. Nie tylko z powodu mojego charakteru, ale też z powodu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– …Koszmarów. – dokończył za Cień, a Jake od razu domyślił się, że ta smocza papla się wygadała. – Wiem, że się o to martwisz, bo nie chcesz, aby stała mi się krzywda. Ale nawet najgorsze zło nie jest w stanie mnie od ciebie odstraszyć. Tym bardziej, że teraz dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, co do ciebie czuję.

– Japeś… – już miał zacząć swój wywód o tym, że to nie mogło się udać, ale Wędrowiec położył mu palec na ustach.

– Jeśli nie spróbujemy to nie będziemy wiedzieli, czy było warto. – tym razem Japeś zbliżał się do Jake’a, a Cień zastanawiał się skąd nagle taki przypływ odwagi w tej niepoważnej istocie. Nie bronił się jednak przed tym, bo w głębi duszy sam chciał w to wierzyć, że ostatecznie wszystko mogło skończyć się dobrze.

Nim jednak zbliżyli się do siebie na wystarczającą odległość, usłyszeli i poczuli nagłe uderzenie o drzwi.

– Przepraszam, ale jeśli zaraz nie pójdę na spacer to zrobi się tu nieciekawie. – Smok poinformował ich o swojej potrzebie. Oboje zaczęli się śmiać i chcąc nie chcąc zabrali Prastary Byt na spacer. Jakby nie mógł pójść sam!

Udali się do lokalnego parku, gdzie Prastary dreptał sobie od krzaczka do krzaczka dając upust psiej naturze, podczasu gdy oni wędrowali za nim pośród własnych przemyśleń i ukradkowych spojrzeń. I Japeś, i Jake byli zarówno rozbawieni, jak i zakłopotani, ale ich relacja nie rozwijała się ani trochę na ziemskich zasadach, więc po prostu trwali w tym, co rzucił im los. Ich własna, osobista Kłoda, którą oboje rzeźbili na swoje potrzeby.

Japeś jednak wiedział, że to był idealny moment, aby zaatakować i zdobyć odpowiedź na jedno z pytań zadane mu przez Merlina. Skoro uporządkował już swoje uczucia, mógł w końcu zacząć działać (zanim znowu ktoś lub coś namąci mu w głowie). Wiedział jednak, że musiał zrobić to podstępem.

– Więc… – Wędrowiec zaczął przeciągle, a Cień spojrzał z uwagą na twarz swojego towarzysza. – Powiesz mi, co miałeś na myśli, że prawie zginąłeś przez tego ducha?

– Próbowałem się wymigać od powierzonego mi zadania i dostałem ostateczne pouczenie. Po tym zostałbym pożarty. – odparł krótko. Japeś jednak nie był usatysfakcjonowany z odpowiedzi.

– Ale dlaczego się próbowałeś wymigać? – drążył, a Jake westchnął ciężko.

– Bo się zawahałem. – rzucił zirytowany. Wędrowiec domyślił się, że za tym kryje się inna historia.

– Przecież ty się nigdy nie wahasz. – mruknął zadziornie licząc, że złapie Cień na przynętę. Naiwnie wierzył, że jego intencje nie zostaną rozpoznane.

– Po co ci to wiedzieć? – zatrzymał się obserwując zdumionego chłopaka. Japeś domyślił się, że nacisnął na wrażliwy punkt i powoli zaczął tego żałować. Jake jednak jedynie westchnął. – Pewnie sam nie wiesz, co? Dobrze, powiem ci. I tak byś mi pewnie nie odpuścił.

Cień usiadł na pobliskiej ławce, a Wędrowiec poszedł w jego ślad. Przez dłuższy moment trwał w ciszy, aż w końcu zaczął mówić.

– Czy Siya mówiła ci o swoich rodzicach? – zapytał, a widząc potakujące kiwnięcie głową, kontynuował swoją opowieść. – Jej ojciec był uzależniony od hazardu. Wszystko przez to, że raz wygrał olbrzymią kasę i wierzył, że może to potwórzyć. Nie powtórzył, wpędził rodzinę w długi. Jej matka wpadła w alkoholizm i oboje naciągnęli Siyę na kredyt, aby mieć na swoje uzależnienia. Tak mi się na początku zdawało.

Na chwilę zrobił przerwę, aby pozbierać myśli.

– Przydzielono mi pożarcie ich oboje. Matka zapiła się na śmierć, więc został mi tylko ojciec. Wydawało mi się, że jest okrutnym draniem bez jakichkolwiek uczuć, ale tego dnia, kiedy polowałem na niego, on poszedł do Siyi. Na początku myślałem, że chce wyciągnąć od niej więcej pieniędzy. To wydawałoby się sensowne. W końcu był niczym innym niż pasożytem. – Jake wziął głęboki oddech i zwrócił się w stronę Japesia. – A on, ku mojemu zaskoczeniu, poszedł jej oddać część pieniędzy, które pożyczył.

W tym momencie zrobił jednak kolejną dużo dłuższą pauzę.

– Rozumiesz? Po śmierci matki zaczął siebie o to obwiniać i chciał wszystko naprawić. Niestety Siya miała wtedy dość i próbowała się zabić. – Wędrowiec spojrzał z przerażeniem na Cień. – Ogarnął Siyę na tyle, na ile mógł, wezwał pogotowie, zostawił otwarte drzwi i uciekł. Chyba nie mógł znieść tego widoku i myśli, że i córkę doprowadził na skraj rozpaczy. Zaatakowałem go, kiedy wrócił do swojego mieszkania. Wyrwałem jego duszę z ciała, ale nie potrafiłem go pożreć. Puściłem go, pomimo iż był skazany na śmierć. Byłem wtedy bardzo zmieszany. Z jednej strony był śmieciem, ale z drugiej… Z drugiej strony starał się to jakoś naprawić.

Po raz kolejny zawiesił się.

– A potem poczułem ból, który palił mnie po kawałku i miażdżył jak najgorsze zło. Dostałem ostrzeżenie od Krańca, że sprzeciwiłem się rozkazom. – mruknął chwytając się odruchowo za ramię. – Zacząłem go w panice szukać, aż na jednym spotkaniu z Siyą i innymi wyczułem jego obecność na tobie. Dalszą historię już znasz.

Japeś przez dłuższy moment wpatrywał się w swoje dłonie. Nie spodziewał się, że los ich wszystkich był połączony jedną cienką nitką, która ciągnęła się z duchowego płaszcza tamtej zjawy. Tak samo jak Cień czuł się zmieszany w swojej ocenie Ducha. Ciężko było go jednocześnie winić i uniewinnić.

Wędrowiec spojrzał na Jake’a i szczerze mu współczuł jego losu. Tym bardziej, kiedy własne sumienie gryzło cię od środka, ale nad sobą miało się tylko bat gotowy smagać się za to, że nie chciałeś uczestniczyć w bezmyślnym linczu.

– Przykro mi, że musiałeś przez to przejść. – mruknął do niego cicho, a Cień objął go ramieniem. – To jest po prostu straszne, że Kraniec traktuje wszystko w ten sposób. Albo jesteś zły, albo jesteś dobry. Tak, jakbyśmy nie mogli popełniać pomyłek. Jakby nie istniało nic pomiędzy.

Przez chwilę trwali w ciszy, jednak Japesia straszliwie gryzło sumienie w tej kwestii. Tak przecież nie powinno być!

– Może to zabrzmi dziwnie, ale myślę, że Kraniec powinien zmienić swoje podejście. Świat ludzi idzie do przodu. Może nie tak szybko, jakbyśmy chcieli, ale idzie. A co robi Kraniec? Dalej trzyma się przestarzałych zasad i kopie każdego, kto wyraża sprzeciw! – niemal krzyknął. Jake uśmiechnął się na wpół łagodnie, na wpół z politowaniem.

– Raczej wątpię, abyśmy znaleźli sympatyków takiej myśli. Kraniec ustalił zasady i raczej ich już nie zmieni. – odparł, a Wędrowiec burknął coś pod nosem ze złości. Cień był jednak pod wrażeniem, że ktokolwiek chciałby zmieniać utalony porządek, aby takim jak on było lepiej. Wtulili się w siebie, aby złagodzić uczucie złości.

Japeś powoli zaczynał rozumieć, że Kraniec musiał się zmienić. Ustalony od dawna porządek wymagał aktualizacji swoich zasad, a chłopak wiedział doskonale do kogo zwrócić się z taką prośbą.

Przez moment trwali w ciszy, podczas której błądzili wzrokiem po sobie, jakby każde z nich szukało niemego zaproszenia. Jake zabrał rękę z ramienia Japesia i powoli przysunął swoją twarz do jego. Wędrowiec nie protestował, ba, nawet w tym uczestniczył. Wolał czuć kołatanie serca z powodu rozsadzającego go podekscytowania niż z powodu złości.

07.10.2020_19-06-01

Po raz kolejny musieli się od siebie odsunąć, kiedy usłyszeli podejrzane szamotanie w krzakach. Szybko jednak okazało się, że to Smok ciągnący za sobą olbrzymią gałąź, którą położył obok młodych mężczyzn.

– Znalazłem patyk. – oświadczył z psią niewinnością i pobiegł przed siebie.

– Myślisz, że on robi to specjalnie? – zapytał Japeś. Cień westchnął ciężko.

– Teraz jestem pewien, że on to robi specjalnie.

Mefisto

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu Read More »

#331. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.39 – Po omacku

Chochlik wdrożył Japesia w swój niezwykły i całkowicie absurdalny pomysł weryfikacji uczuć Wędrowca w stostunku do Cienia. Chłopak skupił się uważnie i wraz ze swym małym pomagierem uważnie prześledził wszystkie najważniejsze aspekty tego planu. Najgorzej było jednak z ustaleniem detali, bo mały Pomagier nie miał zupełnie doświadzcenia w czuciu i rozumowaniu jak człowiek, a Japeś miał mętlik w głowie, który próbował samodzielnie rozplątać.

Los jednak nie dał im szansy na długie debatowanie nad strategią ich planu. Jake wrócił do domu i nadeszła pora działania.

Japeś przybiegł do niego i stanął przed nim na baczność. I na tym skończyła się jego odwaga i pomysł na weryfikowanie uczuć. Stał tak przed Cieniem i z im dłużej to trwało, tym mniej miał kontroli nad własnym ciałem. Musiało to wyglądać naprawdę dziwnie, bo nawet Smok oderwał wzrok od książki i przyglądał się swojemu uczniowi z uwagą.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jake, ale jako że nie dostał odpowiedzi, zwrócił się do Prastarego w celu rozwikłania tej japesiowej zagadki. – Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?

– Pewnie ma laga. – odparł Smok beznamiętnie. – Za chwilę nim porzuca po pokoju, a potem mu przejdzie.

Wędrowiec zebrał się jednak w sobie i na jednym oddechu wyrzucił z siebie “witajwdomujakminąłcidzień”, po czym uciekł do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

– Widzisz, mówiłem! Miał laga. – burknął Prastary i wrócił do lektury. Cień wzruszył ramionami, rzucił swój plecak na podłogę i poszedł do łazienki.

Japeś w tym czasie przeżywał mentalne katusze, bo cokolwiek planował zrobić, nie wyszło mu po całości. Zaczęło też powoli do niego docierać, że zachował się nadzwyczajnie dziwnie, a w ten sposób mógł wystraszyć Jake’a zamiast zweryfikować swoje uczucia do niego.

Po raz kolejny zebrał się w sobie i wyszedł z pokoju, aby podjąć się kolejnej desperackiej próby rozwikłania swojej uczuciowej zagadki. Jake akurat brał prysznic, więc Wędrowiec miał chwilę na przemyślenie całej sytuacji i podjęcie decyzji. Tak mu się przynajmniej zdawało. Chochlik w tym czasie po cichu wypełzł zza lekko uchylonych drzwi do łazienki ciągnąc za sobą ręcznik. Ręcznik Cienia oczywiście. Pomagier zerknął w stronę Japesia i burknął niewyraźnie “będziesz mi za to dziękował, zobaczysz”.

Chwilę potem usłyszał Jake’a przeklinającego z łazienki. Przed oczyma miał tą straszną wizję, kiedy to jego współlokator prosi go o przyniesienie ręcznika, a on musi zmagać się z jego golizną. Miał ochotę udusić małego sierściucha za postawienie go w takiej sytuacji. Z drugiej strony domyślał się, że Chochlik próbował pomóc, aczkolwiek ta metoda niezbyt przypadała Japesiowi do gustu.

– Przyniósłbyś mi ręcznik? – Wędrowiec usłyszał prośbę, której się obawiał. Wziął głęboki oddech, złapał za ciągnięty po podłodze ręcznik i razem z Pomagieriem wrzucił go pośpiesznie do łazienki. Sam odwrócił się na pięcie i uciekł do pokoju, aby popaść znów w swoje zawiłe przemyślenia, które nie zbliżały go do odpowiedzi, a jedynie pogłębiały problem.

Kilka minut później dołączył do niego Jake.

– Dlaczego rzuciłeś we mnie Chochlikiem? – zapytał z wyraźnym zirytowaniem w głosie, a do Wędrowca dotarło, że Pomagier był wciąż doczepiony do ręcznika, kiedy nim rzucał. Z nieukrywanym przerażeniem spojrzał przed siebie, bo dotarło do niego to, co przed chwilą zrobił. – No to o co chodzi?

Jake usiadł obok niego na łóżku i spojrzał w jego straumatyzowaną twarz. Japeś nawet nie wiedział od czego zacząć. Kołtun w jego głowie urósł do takich rozmariów, że lada moment gotów był wychodzić uszami. Myśli nie były już w stanie swobodnie pływać po jego umyślnie tylko gnieździły się w wolnej przestrzeni, którą akurat nie zajęło myślenie o Cieniu i tym całym uczuciowym bajzlu, jaki się między nimi zrobił.

– Sam nie wiem. – zaczął przygnębiony. Miał ochotę wyrzucić to wszystko z siebie, ale taka ilość rzeczy nie chciała wyjść z niego jedna po drugiej, a gdyby miały wyjść wszystkie razem, nie zmieściłyby się mu w gardle. Postanowił jednak zacząć od początku jego udręki. – To jest dosyć skomplikowane, ale w sumie zaczęło się najbardziej od upadku z urwiska.

– Przecież mówiłem, że nic się nie stało. – odparł Jake rozbawiony. Wędrowiec nie wiedział, czy Cień teraz żartował, czy się z nim drażnił.

– Nie o to chodzi! – zaprotestował. – Chodzi o ten moment przed upadkiem.

– Który dokładniej? – Japeś był bardziej niż przekonany, że jego współlokator się z nim drażnił. Zdradzał go jego ten specyficzny uśmiech!

– Ten moment, kiedy skończyłeś mówić i zacząłeś się do mnie przysuwać! – mruknął zirytowany. Po chwili zrozumiał, że irytacja przesłoniła jego strach przed wypowiedzeniem tego na głos. Cień najwyraźniej wiedział, jak zmusić go do mówienia. – Co wtedy chciałeś zrobić?

Jake przysunął się bliżej niego kładąc dłoń na ramieniu Wędrowca. Chłopak od razu poczuł się, jakby miał zaraz rozpuścić się i wsiąknąć między deski. Z jednej strony żałował, że w ogóle pytał, ale jakaś część niego była ciekawa, a nawet – co go niezwykle dziwiło – skora do współpracy. Wszak zbliżyłoby go do rozwiązania zagadki, która kłębiła się w jego głowie.

30.09.2020_21-20-28

I pewnie udałoby mu się zrobić krok do przodu, gdyby nie dźwięk piskliwej, psiem zabawki turlającej się po podłodze. Za nią wpełzł do pokoju Smok i spojrzał się na to zaskoczone zbiorowisko na łóżku.

– Przeszkadzam wam? – zapytał i wziął zabawkę do pyska. Stał niercuhomo czekając na odpowiedź.

– Nie, skądże. Czekamy już tylko na ciebie! – mruknął Jake na wpół rozbawiony. Prastary pomielił chwilę przedmiot, aby powydawał z siebie piskliwe dźwięki, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju.

Oboje wrócili do kontynuacji tego, co przerwała japesiowa lawina. Właściwie Jake wrócił, a Wędrowiec czekał w zawieszeniu próbując odczywać własne intencje. To był chyba jeden z najbardziej ludzkich momentów jego ludzkiego życia, kiedy to nie mógł polegać ani na wiedzy, którą zdobył o ludziach, ani na radach innych osób, czy stworzeń.

Ostrożnie zaczął słuchać swoich myśli krzyczących o wszystkim i o niczym, o słowach, o czynach, o potrzebach i o uczuciach. Wśród tego wrzasku dotarł do niego jeden najbardziej przekonujący go dźwięk. Dźwięk mówiący o tym, aby zrobił krok do przodu, aby się nie bał, aby podążał za rytmem swego serca.

Delikatnie i dosyć niepewnie ruszył do przodu. Im bliżej znajdowały się ich twarze, tym mocniej biło jego serce. Japeś wiedział jednak, że nie było to nic złego. To ekscytacja wchodziła na nowe, ledwie poznane przez niego tereny i chociaż czuł się skory do działań, to czuł się nad wyraz niepewnie. Nie przestawał jednak i brnął w to coraz dalej, aż dzieliły jego i Jake’a jedynie milimetry.

I pewnie dotarliby jeszcze dalej, ale pisk cholernej, psiej zabawki wszystko przerwał. Wędrowiec od razu zauważył Smoka w twarz, który mięlił gumowy przedmiot i patrzył na nich z miną przyzwoitki. Japeś krzyknął rozjuszony, bo choć miał sporo szacunku do Prastarego, to w tym momencie zniweczył cały jego wysiłek.

Chłopak złapał za stojące przy biurku krzesło i z bojowym okrzykiem ruszył w stronę swego mentora.

– Ty myślisz, że to takie śmieszne! – warknął w ślad za uciekającym Smokiem. Kompletnie zirytowany cisnął krzesłem, a potem trzasnął drzwiami i z nadzieją, że już się więcej nie otworzą.

Przez dłuższą chwilę dochodził do siebie w ciszy opierając się czołem o chłodne drewno. Znów próbował układać sobie to wszystko w głowie, ale im dłużej nad tym myślał, tym bardziej wiedział, że to było coś, czego nie dało się pojąć rozumem. Do tego potrzebował użyć swoich uczuć.

Powoli odwrócił się w stronę Jake’a. Zdumienie na twarzy Cienia trochę go zakłopotało. Cóż, widok ucznia rzucającego krzesłem w stronę swojego nauczyciela nie należał raczej do częstych obrazków. Jednakże tym razem, pomimo dziwnego ścisku w gardle, potrzebował wyrzucić to z siebie raz, a na dobre.

– Przepraszam. Widzisz… To dla mnie bardzo ważne. – zaczął nieśmiało, po czym wziął głęboki oddech. – Chyba się w tobie zakochałem…

Mefisto

#331. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.39 – Po omacku Read More »

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię

Japeś sam nie wiedział, kto był bardziej nienormalny: on czy Smok. Pięć kilo mąki, trzy kostki masła, dwa kilo cukru i czterdzieści dwie babeczki truskawkowe. Pół nocy zajęło mu objechanie wszystkich stacji benzynowych w okolicy, aby zebrać potrzebne materiały. Musiał wyglądać naprawdę ciekawie dla pracowników stacji, kiedy wchodził tam ciągnąc za sobą sportową torbę wypchaną głównie mąką, cukrem i babeczkami. Jakby szykował się na cukrowy koniec świata!

W międzyczasie wymieniał się wiadomościami z Jake’iem, który poinformował Wędrowca, że nie będzie go przez kilka dni w domu. Japeś wysłał mu chyba każdą załamaną emotkę, jaką jego telefon posiadał. W odpowiedzi dostał jedynie przerażoną buźkę, więc przestał. Wszak Cień miał wystarczająco na głowie – nie potrzebował jeszcze nawiedzonego Wędrowca do tego.

Udało mu się jednak zebrać wszystko, co potrzebne i wrócił do domu przeklinając jednak każdy moment, kiedy musiał zawiesić torbę na ramię i nieść ją nad ziemią. Takim momentem była chwila powrotu do bloku, w którym mieszkał, kiedy okazało się, że winda nie działała. Kiedy wychodził była jeszcze sprawna…

Ostatecznie wdrapał się po schodach na swoje piętro i wręczył Smokowi potrzebne produkty. Prastary od razu pochłonął tuzin babeczek, a resztę ułożył w krąg. Mąką obsypał niemal całą podłogę, cukrem nakreślił kilka obręczy i wzorów, a kostki masła kazał Japesiowy rozgnieść i wypełnić nimi środek kręgu.

Smok od razu zaczął rytuał przyzwania. Mamrotał pod nosem inkantację, a silny podmuch magii stworzył zasłonę dymną z mąki. Kiedy opadła, ich oczom ukazał się wiekowy starzec, który otrzepywał się ze wszystkiego, co na nim wylądowało.

– Ojej… To nie było nazbyt komfortowe. – mruknął do siebie, a potem rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Następnie przyjrzał się Japesiowi i jego mentorowi. – Ach, mój drogi Smok. Mogłem się domyśleć, że to ty za tym stoisz. Jak się miewasz, przyjacielu?

– Nienajgorzej, Merlinie. – odparł. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, co się właśnie wydarzyło i jednocześnie zaczął żałować, że nie wpadł na pomysł zapytania się swojego mistrza, co właściwie będą robić. – Mam tutaj mojego ucznia, który przeżywa jedno ludzkie życie. Ma on prośbę do ciebie. Wiem, że nie spełniasz próśb, ale wysłuchaj go, bo ta, uwierz mi, zwali cię z nóg.

– Mówże, chłopcze, o co chcesz prosić Merlina z Rady Najwyższych. – Wzrok obojga bytów padł na Japesia, a ten dygotał chwilę niczym galaretka. Postanowił się jednak zebrać w sobie.

– Czy możesz, o wielki, sprawić, aby mój przyjaciel Cień stał się Wędrowcem? – zapytał grzecznie, a starzec podrapał się po brodzie, z której posypał się czas. Niewielkie żyjątka, zwane Marzeniami, od razu zaczęły latać po pokoju, aż znalazły szczelinę w oknie i uciekły w świat.

– To naprawdę nietypowa prośba. – Merlin zwrócił się do Smoka. – Hmmm… Nie wiem, czy mogę ją spełnić.

– Ale dlaczego? – Japeś od razu wyrwał się z pytaniem. Nie usiedziałby przecież (nawet, jeśli wtedy stał)!

– Aby coś dostać, trzeba coś dać. Aby ptak był rybą, ryba musi stać się ptakiem. – rzekł do niego, a Wędrowiec zaczął nad tym intensywnie mysleć; głównie dlatego, że nie zrozumiał, o co chodziło starcowi.

– Merlinie, on jest debilem. Mów prościej. – Japeś napuszył się na te bolesne, ale jednocześnie szczere słowa swojego mentora.

– Rozumiem. Aby Cień był Wędrowcem, inny Wędrowiec stać się musi Cieniem. – powiedział do i tak skołowanego już tym wszystkim bytu.

– Zgadzam się! – odparł ochoczo chłopak, chociaż kompletnie nie wiedział na co się pisał. Merlin pogładził się po brodzie i z uwagą przyjrzał młodemu narwańcowi z Krańca Czasu.

– A wiesz w jaki sposób działają Cienie? – zapytał, a Japeś, chociaż bardzo chciał odpowiedzieć na pytanie, musiał się jednak poddać. Nie miał bladego pojęcia jak wyglądała praca Cieniów. – Myślę, że możemy pójść układ. Zapytaj się swojego Cienia o to. Kiedy się dowiesz, wezwij mnie wypisując moje imię masłem orzechowym na podłodze.

– Masłem orzechowym? Przecież ja w życiu tego nie wypiorę! – burknął buntowniczo Wędrowiec, a Merlin tylko uniósł brew i zaśmiał się cicho. Smokowi trafił się niezwykły okaz! Podrapał się znów po brodzie, a resztki mąki zaczęły unosić się w powietrzu i nim oboje z Prastarym się obejrzeli, starzec został wręcz wessany do portalu w podłodze, który zabrał ze sobą cały bałagan.

– Wiesz na co się piszesz, prawda? Merlin jest gotów spełnić twoją prośbę, ale ona może mieć sporą cenę. – Japesiowy mentor odezwał się po raz pierwszy od dłuższej chwili. Chłopak w odpowiedzi kiwnął jedynie głową. To mogła być jedyna szansa, aby uwolnić Jake’a od jego losu. Wędrowiec był gotów poświęcić samego siebie.

– Jesteś pewien, że chcesz poświęcić się dla Cienia? Jesteś pewien swoich uczuć do niego? Może mu tylko współczujesz? – Chochlik odezwał się po raz pierwszy. Smokowi mało oczy nie wyleciały z orbit.

– On gada! – Prastary krzyknął z zadowoleniem. – Spotkałem Chochlika, który mówi! O losie, teraz mogę spaść z krawędzi i popłynąć brzegiem czasu! Co za ciekawy dzień!

Podczas gdy bestia ekscytowała się faktem spotkania jedynego w swoim rodzaju pomagiera, Japeś zaczął zastanawiać się, czy jego mały towarzysz nie mógł mieć racji. Właściwie to nigdy otwarcie nie zweryfikował tego, co czuł do Jake’a i co jeśli targały nim wyrzuty sumienia, że ten byt miał wyjątkowego pecha? A Siya i reszta znajomych tylko robili mu mętlik w głowie sugestiami, że pasują do siebie jak sznurówka do trampka.

Wędrowiec musiał się przekonać, czy jego uczucia są szczere, czy znów zgubił się pomiędzy wersami skomplikowanego, ludzkiego życia. Zerknął w stronę Chochlika, który uśmiechnął się zadziornie. Ten maluch miał plan…

Mefisto

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię Read More »

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości

Japeś zebrał się nad ranem do pracy. Czuł się trochę nie w sosie, bo jego rozmowa z Jake’iem utknęła gdzieś w połowie zanim dotarła do najważniejszego, jego zdaniem, punktu. Niecierpliwie więc wykonywał swoje obowiązki i czekał na koniec dnia, aby spróbować pociągnąć los za nitkę i zobaczyć, co by mu też przyniósł.

Jako że jego umysł zajęty był intensywnym myśleniu o swoim prywatnym życiu, toteż jego destrukcyjny temperament dał się w kość wszystkim, którzy mieli pecha stanąć na jego drodze. Jedynie Dominik cieszył się na widok Wędrowca w formie i z ukrycia kręcił kolejny filmik, jak to Japeś tratuje wszystkich wózkiem na pranie albo szoruje mopem po dziecku mającym wybuch złości akurat wtedy, kiedy ten mył podłogę w pobliżu.

Pod koniec dnia pracownicy szpitala i pacjenci siedzili zabunkrowani w jednej sali, aby uniknąć tornada z Krańca Czasu depczącego wszystko w szaleńczym tańcu myśli. Japeś był tak pochłonięty rozmyśleniami, że nawet nie zauważył tej przedziwnej pustki. Po prostu robił swoje, a kiedy nadeszła właściwa godzina, zwyczajnie poszedł do domu. Cały szpital odetchnął wtedy z ulgą.

Chłopak wpadł do domu jak torpeda licząc, że złapie Jake’a zanim ten pójdzie do pracy. Poczuł jednak ogromny zawód, kiedy okazało się, że Cień wyszedł tym razem dużo wcześniej niż zazwyczaj. Wędrowiec w cichej rozpaczy zaczął pochłaniać obiad zostawiony przez swojego współlokatora. Smok od razu wyczuł problem, kiedy zauważył Japesia wciskającego do ust więcej jedzenia niż był w stanie pomieścić.

– Pękniesz jak balon, jeśli będziesz się tak zapychać. – mruknął podnosząc łeb. Przeciągnął się na kanapie, a potem podpreptał do swojego podopiecznego. – Czy coś cię trapi?

– Sam nie wiem. – odparł Wędrowiec jak tylko jedzenie przeszło mu przez gardło, a chwilę to trwało. – Wczoraj rozmawiałem z Jake’iem… Właściwie to tylko on mówił. To wyglądało trochę tak, jakby się przede mną otworzył, a ja to schrzaniłem po całości!

– Niech zgadnę: spadając z urwiska? – zapytał z przekąsem Smok. Oczyma wyobraźni widział tę dwójkę podczas spaceru, a wtem Japeś niczym głaz zaczyna się turlać w mrok nocy. Zdecydowanie tak musiało to wyglądać.

– Wystraszyłem się i spowodowałem małą lawinę z piachu. – na te słowa Prastary wybuchł śmiechem, ale szybko się opanował, chociaż wewnętrznie wciąż dygotał od rozbawienia. Takiego Wędrowca to jeszcze nie miał! – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, że mógł to źle odebrać.

– Nie wiem jak inaczej można by było zinterpretować upadek z urwiska. – podroczył się z nim, a potem westchnął ciężko niczym ojciec do swojego głupowatego syna. – Nie jestem ekspertem w sprawach sercowych, nie popieram też twojej relacji z Cieniem, ani też tego, że wciąż tu mieszka. Ale nie zadręczałbym się tym tak bardzo. Myślę, że Cień dosyć dobrze rozumie twoje intencje. Nawet, jeśli są tak destrukcyjne.

– Dlaczego masz coś przeciwko Cieniom? – zapytał nieco rozdrażniony komentarzem swojego mistrza. Smok westchnął ciężko i wdrapał się na krzeszło, aby wygodnie wygłosić kazanie swojemu podpiecznemu.

– Nie mam w sumie dużo przeciwko Cieniom, ale podąża za nimi nieszczęście, które często krzywdzi innych i to mi się w nich nie podoba. Są naznaczeni nie tylko przez Radę, ale i przez Los. – odparł, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – Cienie przyciągają Koszmary, wiesz, te potwory, które powstają, kiedy ludzie nienawidzą kogoś lub czegoś. Na ogół jest ich tylko kilka, ale kiedy Cień przebywa w otoczeniu magii, nagle tych Koszmarów robi się tysiące…

Wędrowiec zamarł w bezruchu. Nie zdawał sobie sprawy, że obecność Jake’a oznaczała tak poważne kłopoty. Zamiast jednak obwiniać go o cokolwiek, tym bardziej mu współczuł. Los był okrutnym bytem i nie ułatwiał życia Cieniom.

– Wątpię, aby twój Cień wrócił do domu w najbliższym czasie. Pewnie będzie chciał porozganiać Koszmary, aby nie stanowiły dla nas zagrożenia. – odparł spokojnie, pomimo iż wiedział jak samobójczy był to pomysł. Prastary sam miałby trudność rozgonić taką ilość potworów, a co dopiero Jake. Jednak to, co różniło ich od siebie, to fakt, że Cień gotów był do największych poświęceń.

– Nie można mu jakoś pomóc? – zapytał Wędrowiec z nutką nadziei w głosie. W końcu mógłby złapać za mopa i wyszorować drogę do wolności dla swojego towarzysza.

– Jest pewien sposób. Musimy sprawić, aby Cień przestał być Cieniem. – odparł spokojnie. Japeś usiadł jak na baczność.

– Czyli jest jakaś szansa? – niemal krzyknął i patrzył wyczekująco na swojego mistrza, który uśmiechnął się tajemniczo.

– Oczywiście, że jest. Weź teraz kartkę i notuj. Zdobędziesz dla mnie kilka rzeczy do rytuału…

Mefisto

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości Read More »

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia

Na ich szczęście urwisko wydawało się głębokie tylko w nocy. W rzeczywistości miało raptem kilka metrów, więc zjechali po pochyłej ścianie ciągnąc za sobą tumany kurzu. Jake dosyć szybko wstał na nogi i postawił do pionu wciąż przerażonego Japesia.

– Następnym razem uprzedź, że marzy ci się taka przejażdżka. – zaśmiał się do niego, a Wędrowiec kiwnął jedynie głową w odpowiedzi. Wciąż powoli docierało do niego, co się właśnie wydarzyło w ciągu ostatniej minuty. – Ech… Musimy to obejść i wejść na górę.

Cień zadecydował i pociągnął za sobą tą nieszczęsną galaretkę z Krańca Czasu. Dosyć szybko wrócili na górę i wsiedli do samochodu. Japeś cały czas tkwił w momencie, kiedy zaczęli spadać i nie mógł się z tego otrząsnąć, a co gorsza zaczęło do niego docierać, że to, co zrobił, mogło dla Jake’a oznaczać odtrącenie. Spróbował zebrać się w sobie, aby cokolwiek powiedzieć, wyjaśnić, czy nawet dowiedzieć się, co myśli o tym Cień, ale słowa utknęły mu w gardle i dusiły go tak bardzo, że zaczął się zastanawiać jakim cudem jeszcze oddycha.

– Wszystko w porządku? – zapytał Wędrowca, a ten, niemal odruchowo, kiwnął głową na tak. Japeś znów poczuł narastającą złość w stosunku do samego siebie, że nie potrafił zmusić siebie, aby powiedzieć, co czuł w danym momencie, a dodatkowo zaprzeczał temu, że cokolwiek go trapiło.

Zamiast tego siedział skulony na samochodowym fotelu i w milczeniu czekał, aż Jake zawiezie ich do domu. Każda minuta ciszy piekła jego sumienie, każdy pokonany kilometr palił go w serce, a on zwyczajnie nie potrafił pojąć dlaczego nie mógł się odezwać. Próbował, ale usta miał jakby zszyte, pomimo iż w lusterku wyglądały normalnie.

Japeś nie wiedział, czy dotarli do domu w chwilę, czy jechali tam pół wieku. Każda sekunda rozciągała się niczym ciągutka, a im dłużej to trwało, tym bardziej udręczał się i katował własnymi myślami. Nie zauważył, kiedy dojechali na miejsce. Nie zauważył nawet tego, że Jake gapił się na niego od kilku dobrych minut, a jego mina zdradzała to, że doskonale wiedział o wewnętrzym konflikcie Wędrowca.

– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał znienacka, a Japeś niemal nie wyskoczył z auta. Powoli zaczynał podejrzewać, że pasy w samochodach służyły tylko po to, aby upewnić się, że tacy jak on nie wylecieli gdzieś w trakcie podróży. Wędrowiec znów kiwnął potakująco głową, ale Cień tylko zmierzył go swoim typowym, jake’owym wzrokiem. – Przecież widzę, że nie jest.

I jak na zawołanie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i przytulił. Japeś wpierw zastygł w bezruchu, nawet przestał na chwilę oddychać. W głowie dudniło mu bicie jego własnego serca i przeszkadzało w analizie sytuacji, chociaż z drugiej strony cieszył się, że nie podejmował się próby zrozumienia tego, co się właśnie działo. Prawdopodobnie doprowadziłby się do zawału albo pękłby od narastającego ciśnienia wewnątrz siebie.

Im dłużej tak trwali, tym łatwiej było mu się z tym pogodzić i odnaleźć w tej sytuacji. W pewnym momencie całe to spięcie zaczęła zastępować dziwna ulga. Ostrożnie podniósł ręce i oparł je na plecach Jake’a.

– Wiesz, ciężko nie zauważyć, że coś jest nie tak… Widzę więcej niż możesz sobie wyobrazić. – zaczął, a Japeś spiął się znowu słysząc jego głos. – Wiem, że to, co teraz czujesz to efekt wewnętrznego konfliktu między tym, co chciałeś zrobić, a tym, co zrobiłeś. Sam to wiele razy przerabiałem. Coś po prostu się dzieje, a ty nie potrafisz nad tym zapanować. I wtedy czujesz strach, niepewność. Masz wrażenie, że przegrywasz. Uczucia to typowo ludzka rzecz. Istoty z Krańca Czasu przeżywają ludzkie życia po to, aby się ich nauczyć, ale błądzimy jak we mgle, bo nie ma jednej idealnej instrukcji do tego, jak czuć.

Wędrowiec poczuł się zakłopotany i jednocześnie chciał wtulić się jeszcze mocniej w Jake’a i uciec gdzieś jak najdalej. Powinien był się domyśleć, że Cień widział dokładnie, co on czuł! Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie, głównie dlatego, że współlokator Japesia musiał wystosować środkowy palec w stronę staruszki grożącej im palcem. Dopiero kiedy odpuściła i poszła sobie, kontynuowali rozmowę.

– Nie wiem nawet, dlaczego wtedy się odsunąłem… – burknął naburmuszony Wędrowiec. Chyba jeszcze wiele rzeczy musiał się nauczyć w trakcie swojego ludzkiego życia.

– I nie musisz tego wiedzieć. – uciął krótko Cień. – Czasem robimy coś kompletnie przeciwnego do tego, co chcemy zrobić. To dziwne, ale zupełnie normalne. Nie przejmuj się tym. Dzięki temu mieliśmy trochę zabawy.

Japeś nie nazwałby tego zabawą, ale uśmiech Jake’a sprawił, że ostatecznie mógłby się z tym zgodzić. Oboje udali się do mieszkania Wędrowca, a tam Cień zajął od razu łazienkę, aby zmyć z siebie kurz i piasek.

Młody adept ludzkiego życia i emocji stał za to w miejscu intensywnie gapiąc się w podłogę. Wyglądał jak siedem nieszczęć, a jego twarz obrazowała straszliwy terror.

– O magio! Zabiliście ją? Tak? – wydarł się znienacka Smok, a do Wędrowca dopiero po chwili dotarło, co mówił. Spojrzał na swojego mentora pytająco. – Zabiliście matkę Cienia, tak?

-Nie. Skąd ten pomysł? – mruknął Japeś, ale obejrzał siebie i właściwie to wyglądał, jakby przed chwilą kogoś zakopał. Albo sam się z grobu wygrzebał. – Byliśmy w barze, potem poszliśmy z Jake’iem na spacer. Rozmawialiśmy i on chyba chciał mi coś powiedzieć… I tak wyszło jakoś, że spadliśmy z urwiska…

Smok zamrugał jedynie oczyma, które same z siebie nie wierzyły w słowa swojego ucznia. Z drugiej strony Wędrowiec był na tyle kreatywny, aby i takie rzeczy osiągnąć, więc Prastary jedynie pokiwał z niedowierzaniem głową i wrócił zalegać na kanapie przed telewizorem.

Japeś od razu zajął łazienkę, kiedy tylko Cień z niej wyszedł. Jake stanął naprzeciwko okna i obserwował poruszenie za szybą. W powietrzu unosiło się wiele stworzeń o przeróżnych, obrzydliwych kształtach, długich szponach i nienaturalnie wielkich kłach. Kręciły się nerwowo ewidentnie szukając czegoś lub kogoś. Łowca doskonale wiedział kogo.

31.08.2020_21-18-03

– Koszmary. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. – mruknął Smok udając, że śpi. Cień zerknął na niego kątem oka. – Póki co daję radę, ale uderzają o barierę coraz mocniej. Jeśli będzie ich więcej…

– Rozumiem. – odparł jedynie krótko obserwując zbiegowisko wijące się w mroku nocy.

Mefisto

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia Read More »

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska

Jake umówił się ze swoją matką. Spotkanie miało odbyć się w jednej z mniejszych i spokojniejszych knajp. Cień nie ufał swojej rodzicielce na tyle, aby zaprosić ją do mieszkania Japesia. Nie chciał też ryzykować, że ojciec mógłby ją śledzić i zrobić komukolwiek krzywdę.

Kobieta zjawiła się o umówionej porze. Chociaż była ubrana bardziej zwyczajnie, wciąż emanował od niej blask osoby z wyższych sfer. Nie pasowała do tego miejsca i jej również nie przypadła do gustu knajpa, która nawet nie dostała najwyższej oceny za czystość.

Cała trójka usiadła przy stoliku i w ciszy czekała, aż ktoś odważyłby się powiedzieć cokolwiek. Ciszę w końcu przerwał Japeś siorbiąc sok kupiony nim matka Jake’a dotarła na spotkanie. Cień zaśmiał się z niego pod nosem i zwrócił do swojej rodzicielki.

– No to o czym chciałaś porozmawiać? – rzucił spokojnie i czekał, aż elegencka kobieta przyciągająca wzrok każdej osoby w knajpie odpowie mu na pytanie. Ona jednak wahała się. Ukradkiem przyglądała się Wędrowcowi i była święcie przekonana, że on wyglądał jak świętej pamięci chomik jej syna…

– Ostatnio rozmawiałam z twoim ojcem. Na temat… Wiesz czego. – odparła łagodnie, ale z lekkim skrępowaniem. Spojrzała na swoje dłonie i starannie układała swoją wypowiedź w głowie, aby nie urazić syna. – Twój… kolega… przyszedł do nas porozmawiać o tobie i chociaż z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, to jednak w jakimś stopniu miał rację.

Na chwilę znów zapadła cisza. Matka Jake’a zbierała się w sobie, aby kontynuować, Cień był zdumiony tym co słyszał, a Japesiowi skończył się sok, więc nie mógł już siorbać.

– Tego nie da się zmienić, prawda? – zapytała z nutką nadziei w głosie, ale w duchu doskonale znała odpowiedź, z którą musiała się w końcu pogodzić.

– Nie. – Jake odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Kobieta kiwnęła jedynie głową i znowu pogrążyła się w swoich rozmyśleniach.

– To nie jest dla mnie takie proste, ale jesteś dla mnie moim synem i nie potrafię cię odtrącać z tego powodu. Nie umiem też tego zrozumieć, ale chciałabym móc to zaakceptować. – spojrzała na niego, a Cień domyślał się o co mogło jej chodzić.

– Mogę poodpowiadać na twoje pytania, jeśli to da ci trochę wewnętrznego spokoju. – i jak powiedział, tak zrobił. Matka Jake’a zadawała mu sporo pytań, jednak daleko było jej do rekordu Japesia. Chłopak spokojnie odpowiadał, a wraz z każdym pytaniem, kobieta zdawała się być coraz spokojniejsza. Jej twarz wydała się Wędrowcowi dosyć zrelaksowana, wręcz odprężona. Tak, jakby nosiła na plecach kamień, który jej syn stopniowo rozkruszał rozmową.

– Daj telefon. – kobieta bez wahania podała mu smartfona, a Jake zapisał jej swój numer. – Masz mój numer. Jak będziesz się czuła, że coś jeszcze cię w tej kwestii męczy to napisz albo zadzwoń i możemy porozmawiać. Mam już w końcu trochę doświadczenia w rozmowie na takie tematy.

Cień spojrzał wymownie na Japesia, a ten speszony jedynie przeprosił, nie rozumiejąc kompletnie, o co mogło mu chodzić. Jake zareagował na to jedynie śmiechem. Kobieta obserwowała ich uważnie i sama lekko się uśmiechnęła widząc tą zabawną, zrelaksowaną relację, jaka stworzyła się między nimi.

– A co do ciebie… – zwróciła się teraz do Wędrowca, który siadł niemal na baczność i napuszył się, przez co jeszcze bardziej wyglądał jak chomik. Matka Cienia z trudem opanowała śmiech, bo chociaż potrafiła dobrze zagrać swoją rolę dystyngowanej damy, to jednak Japeś potrafił naruszyć jej stoicką postawę. – Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty to nigdy nie byłabym w stanie zrobić tego pierwszego kroku, aby spróbować zrozumieć Jake’a. Dziękuję.

Japeś uśmiechnął się zakłopotany i kiwnął delikatnie głową. Nie za bardzo wiedział, co mógłby na to odpowiedź, ale z opresji uratował go Jake zajmując swoją matkę rozmową. Wędrowiec słuchał uważnie ich coraz bardziej zrelaksowanej dyskusji i powoli, trochę mimowolnie zaczął się uśmiechać, a niedługo po tym nieśmiało zaczął w tej wymianie zdań uczestniczyć.

Późnym wieczorem udało im się pożegnać i opuścić lokal. Jake i Japeś wsiedli do rydwanu grozy i ruszyli przed siebie. Cień był zadowolony do tego stopnia, że minął pierwszy zjazd, potem drugi, trzeci… Wędrowiec szybko zrozumiał, że jadą za miasto i mógł się tylko zastanawiać po co. Nie chciał przerywać tej ciszy, ani też wyrywać Jake’a z jego przemyśleń.

Z racji późnej godziny dotarli na miejsce w rekordowym czasie. Jake zatrzymał auto na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na sąsiednie miasto. Na tle czarnego jak atrament nieba błyskały światła latarni ulicznych, lamp w domach i żarówek w samochodach. Cień wysiadł z wozu i siadł na samym brzegu wpatrując się w widok naprzeciwko. Japeś, chociaż okropnie bał się wysokości, w końcu zrobił to samo. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał w przepaść niknącą w ciemności nocy i wbijał palce w ziemię, jak gdyby miało go to uchronić przed upadkiem.

– Lubię tutaj przychodzić. – Jake zaczął znienacka, a Wędrowiec mało co nie spadł z wrażenia. – Ten widok pozwala się zatrzymać na moment i delektować chwilą.

Japeś kiwnął głową, a Cień uśmiechnął się łagodnie. W jego oczach zdawał się odbijać blask świateł z sąsiedniego miasta. A może to były iskry w oczach skaczące radośnie na myśl o tym, ile w jego życiu naprostowało się rzeczy dzięki Wędrowcowi?

– Chyba tylko ten widok trzymał mnie jeszcze w jednym kawałku. Każdy aspekt mojego ludzkiego życia i mojej egzystencji jako Cień komplikował się z dnia na dzień. Myślałem, że to koniec. – zamilkł na chwilę, a Japeś wyczekiwał dalszej części monologu. Jake musiał jednak nasycić oczy tym uspokajającym blaskiem. – A potem trafiłeś mi się ty.

Cień zaśmiał się i pokręcił głową. Spojrzał się w stronę Wędrowca, który cierpliwie czekał, aż jego rozmówca wyrzuci z siebie swoje myśli zanim będzie mógł pojąć ich sens.

– Nie wiem dlaczego, ale kiedy na ciebie patrzę widzę kogoś niezdarnego i nieporadnego. Ale gdy tylko odwrócę wzrok, ty idziesz jak taran i osiągasz rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. I robisz to tak, jakbyś się urodził tylko po to. – Jake znów się zaśmiał, a potem spojrzał pod siebie. – Wszystko dotąd było męczące, pozbawione kolorów. Moja ostatnia wpadka z duchem-uciekinierem prawie kosztowała mnie życie…

Japeś wzdrygnął się na myśl o tym, że Jake mógłby zginąć przez takie coś. Właściwie to nawet nie byłaby śmierć tylko wymazanie go żywcem z nici czasu.

– Chciałem się poddać. Rzucić to wszystko i czekać, aż wyrzucą mnie do kosza jak zepsutą rzecz. Pewnie tak byłoby łatwiej. – westchnął ciężko. – Ale odkąd cię poznałem to łatwiej mierzyć mi się z tym wszystkim wiedząc, że jesteś po mojej stronie. To jest dosyć zabawne, ale nie czuję się już tak samotny we wszystkim. Jako człowiek i jako Cień.

Wędrowiec uśmiechnął się lekko pod nosem na te słowa. Znów czuł to przyjemne kołatanie w klatce piersiowej na myśl o tym, że Cień był w jakiś sposób szczęśliwy. Może Siya miała rację? Może to było zakochanie? Nie miał sił dłużej się temu opierać, nie chciał też wiecznie o to pytać. Chciał wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zaczął podążać za jego wskazówkami, ale jego serce dudniło tak bardzo, że ledwie mógł usłyszeć słowa.

W tym samym momencie Jake lekko przesunął się w jego stronę, co wybiło Japesia z jego zamyśleń. Wędrowiec kompletnie się tego nie spodziewał i nagłym ruchem odsunął się od Cienia, co spodowowało, że ziemia pod nimi zaczęła się osuwać…

Mefisto

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska Read More »

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem

Japeś powoli przyzwyczajał się do obecności Jake’a w domu. Mieszkajac razem, Wędrowiec szybko zauważył jak mało wie o Cieniu. Wiedział o nim praktycznie tylko to, co zdążył sam zauważyć albo jego tajemniczy współlokator sam mu powiedział. Dlatego też stwierdził, że Jake nie przepadał za trzymaniem porządku, bo w końcu widział jego mieszkanie w stanie pohuraganowym. Zdziwił się jednak widząc zawsze posprzątane mieszkanie i wyniesione śmieci.

Tak samo było z gotowaniem. Cień był bardzo zdolny w tej kwestii. Japeś wiedział, że jego współlokator pracował w knajpie, ale teraz dotarło do niego, że musiał się tam zajmować przygotowywaniem posiłków. Jake również respektował Wędrowca w kwestii tego, aby nie pić alkoholu. Chłopak jednak wprowadził ten zakaz bardziej z troski o wątrobę Cienia niż z faktu, że mogłoby mu to przeszkadzać.

Jake szybko zapełniał aspekty życia Japesia, w których ten sobie zwyczajnie nie radził. Walka z wiecznie popsutym zsypem do śmieci nie była już jego problemem. Tak samo czepliwa sąsiadka przestała się zbliżać do Wędrowca odkąd Cień zmierzył ją surowym wzrokiem i poinstruował, aby natychmiast wracała do swojego mieszkania. Nawet podróż do pracy zdawała się przyjemniejsza: miał w końcu podwózkę aż pod sam szpital.

Były też negatywne strony mieszkania razem z istotą z Krańca Czasu. Cień musiał polować, wypełniać powierzone jemu zadanie i karać grzeszników za swoje przewinienia. Normalnie nie wpływało to na ich relacje, ale zdarzały się dni, kiedy Jake’a wyraźnie coś trapiło i potrzebował przestrzeni. Wydawał się wtedy strasznie nieobecny i niezorganizowany. Japeś po prostu nie wchodził mu wtedy w drogę.

Jedyne spięcie między nimi dotyczyło dokładania się do rachunków. Jake nalegał, Japeś nie chciał, Jake zagroził, że wepchnie mu banknoty do gardła, aż wyjdą drugą stroną, Japeś się w końcu zgodził. Później mieli okazję jeszcze raz o tym porozmawiać i Cień wyznał, że czułby się jak pasożyt żerujący na dobrotliwym sercu Wędrowca, gdyby nie zwrócił mu chociaż za rachunki.

Dlatego też Japeś doskonale wiedział, że coś było nie tak, kiedy zobaczył Jake’a na kanapie z założonymi rękoma i swoją bojową miną, której nie widział od czasu wygnania Ducha. Zbyt dobrze znali się nawzajem, aby teraz Wędrowiec po prostu nie wiedział, co się działo. Właściwie to nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że cokolwiek to było, dotyczyło to właśnie niego.

– Witaj. – Cień podniósł się na widok swojego współlokatora i zbliżył się do niego. – Słuchaj. Ciekawa sytuacja: moja matka zadała sobie sporo trudu, aby mnie znaleźć i ze mną porozmawiać. Chcesz wiedzieć dlaczego?

Japeś skamieniał i od razu przypomniał sobie wizytę w rezydencji rodziców Jake’a. Nie było to ani mądre, ale w jego miemaniu bardzo potrzebne. Domyślał się jednak, że Cień mógł być z tego faktu niezadowolony, skoro jego matce udało się go odnaleźć.

– Okazało się, że pewien ktoś wtargnął na teren posesji, wszedł do biura mojego starego, pokonał ochroniarza i strzelił mojego ojca w twarz. – Wędrowiec przypomniał sobie całą sytuację i trochę zaczynał się obawiać tego, co miał za chwilę usłyszeć od Jake’a. – Nie wiem naprawdę, co ty masz w głowie, ale tylko ty jesteś w stanie odpieprzać takie numery.

Japeś kiwnął jedynie głową na znak potwierdzenia, że tylko on byłby zdolny do takich rzeczy, a Cień – ku jego zdziwieniu – zaśmiał się lekko.

26.07.2020_22-23-25

– Wiesz, doceniam gest. Naprawdę. Ale nie rób takich rzeczy. Mój ojciec bez problemu narobi ci kłopotów. – Wędrowiec poczuł, że mimowlnie się relaksuje na widok rozbawionej twarzy Jake’a. – W tym całym zamieszaniu pojawił się nowy problem.

Japeś na powrót skamieniał widząc poważną twarz Cienia. Nie miał pojęcia co to był za problem, ale spodziewał się, że to mógł być efekt jego działań.

– Moja matka bardzo mocno chce się spotkać ze mną. – Jake zrobił pauzę, aby zmierzyć swojego współlokatora dziwnym, nieco rozbawionym, a nieco rozdrażnionym wzrokiem. – I z tobą.

– Ze mną? Ale co ja zrobiłem? – wypalił zdziwiony, ale po chwili przypomniał sobie, że to przecież on poszedł wygarnąć ojcu Cienia i przy okazji go uderzył. Obawiał się tylko, że ona mogła chcieć mu oddać, a on miał dosyć przypadkowego okładania się, kiedy szedł tylko porozmawiać.

– Wyjawiła mi tylko tyle, że chciałaby sobie wszystko poukładać w głowie, bo dałeś jej do myślenia. – odparł i znów się zaśmiał. – Nie mówiła mi, co powiedziałeś, ale skoro dało jej to do myślenia… Dzięki. Naprawdę, dzięki.

Uśmiechnął się przy tym na swój, jake’owy sposób, a Japeś znowu poczuł dziwne kołatanie w sercu. Pośpiesznie zgodził się spotkać z matką Cienia i poszedł paść na łóżko, aby nie zemdleć od emocji. Czy to znaczyło, że jego monolog przyniósł jakiś skutek? Chociaż zdawało mu się to całkowicie nierealne, wręcz niemożliwe, pierwszy raz był dumny ze swojej upartości i robienia wszystkiego w swoim wyjątkowym, japesiowym stylu.

Mefisto

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem Read More »

Scroll to Top